28 - "I adore you, my boy"

12.6K 1.2K 1.1K
                                    

Mijały dni. Bardzo przyjemne dni, wypełnione zwykłymi przyjemnościami codzienności. Litry zielonej herbaty, stosy płyt z każdym gatunkiem filmu i czułe pocałunki przed zaśnięciem. Taehyung był szczęśliwy, a Jungkook chyba jeszcze bardziej.

Bo aktualnie, gdyby mógł, nie zmieniłby w swoim życiu niczego. Jedynie chore nóżki synka mogłyby już być całkowicie sprawne. Ale ojciec Minniego ufał Taehyungowi i uśmiech rósł na jego twarzy za każdym razem, gdy patrzył jak jego mężczyzna wykonuje z małym coraz to bardziej skomplikowane ćwiczenia i ekscytuje się nawet najmniejszym postępem.

I kiedy pięciolatek, gdzieś w połowie lutego, poruszył nie tylko paluszkami, ale całymi stópkami, zginając je w stawie skokowym, wdowiec rozpłakał się na dobre.

A Kim płakał ze szczęścia razem z nim, nie przejmując się resztą zdziwionych pracowników ośrodka. Postępy w rehabilitacjach były przecież dla niego czymś absolutnie normalnym, a jednak w przypadku Mingyu odczuwał satysfakcję ze zdwojoną siłą. Lecz czy to powinno kogokolwiek dziwić? Przecież chłopczyk już był dla bruneta niczym syn.

Jego życie faktycznie nabrało barw, nawet jeśli za oknem ciągle padał śnieg i ściemniało się po godzinie szesnastej. Zwykle o tej porze roku przechodził ciężki kryzys i każdy dzień był istną walką o przetrwanie oraz modlitwą o wiosnę. Ale teraz tak tego nie odczuwał, gdyż Jungkook na każdym kroku zapobiegał zmarznięciu jego ciepłolubnego ciałka.

To było doprawdy szalenie urocze, kiedy mężczyzna tak po prostu podchodził do siedzącego na kanapie Taehyunga i porywał jego stopy. Długą chwilę męczył rehabilitanta łaskotkami, lecz nie miał za bardzo serca, by to robić, kiedy ten cały czerwieniał, wiercił się jak owsik i zaczynał dusić. Po tym zawsze mamrotał ciche przeprosiny, cmokał delikatnie okolice jego kostek i wsuwał mu na zmarznięte stopy puchate skarpety w dziwaczne wzory.

Następnie przynosił najgrubszy koc, jaki tylko udało mu się znaleźć w sklepie, by owinąć nim ich zakochaną po uszy dwójkę. Nawet jeśli sam nie odczuwał zimna w taki sposób i cały aż się pocił, chciał czuć bliskość Kima możliwie najczęściej. Chciał być jego prywatnym termoforem i uśmiechał się z widocznym zadowoleniem, gdy starszy wtulał się w jego gorący tors i tak zwyczajnie odpływał.

Jungkook kochał bycie jego prywatną ostoją bezpieczeństwa i osobistym źródłem ciepła. Taehyung także ogrzewał go przez cały ten czas. Bo mimo że jego ciałko od zewnątrz było chłodne, tak w jego wielkim sercu non stop tlił się pożar.

~

- Zostaw moją stopę, ty chory fetyszysto! - zaśmiał się Kim, chcąc brzmieć możliwe groźnie. Ale nie za bardzo mu to wychodziło, kiedy Jungkook klęczał przy sofie i trzymał jego skostniałe nóżki na wysokości twarzy.

- Tae, uspokój się, proszę. Nie łaskoczę cię przecież - westchnął brunet i przewrócił oczami, a starszy spojrzał na niego podejrzliwie.

- Więc co robisz?

- Mam dla ciebie prezent, okej - mruknął, przytrzymując obie stopy jedną dłonią, by drugą sięgnąć po coś na podłodze. - Chcesz zgadnąć, co to może być?

- Skarpetki!

- Wiem, że chciałbyś, ale nie. - Jungkook pokręcił głową i uśmiechnął się zagadkowo.

- Ale Guk, z jakiej to okazji? - zapytał skonsternowany, zaciskając palce na ciepłym kocu. Naprawdę starał się, żeby siedzieć spokojnie i nie wariować, bo głupi oddech pana Jeona na wrażliwych spodach jego stóp wystarczał, że po jego ciele przechodziły dreszcze.

- Walentynek.

- Och... - Taehyung spuścił głowę i zagryzł wargę, linczując się w myślach za to, że zapomniał. A było już za późno, żeby pójść na miasto i kupić mężczyźnie zegarek, czy choćby zwykłą czekoladę. - Zapomniałem o tym, Gukkie, przepraszam. Nie wiedziałem, że obchodzisz walentynki...

lost stars ﻬ taekookOù les histoires vivent. Découvrez maintenant