2 - "I look into your eyes, falling"

13.5K 1.6K 362
                                    

Chyba nie można wyobrazić sobie nic gorszego, niż widok walczącego o życie własnego dziecka. Jungkook ślęczał nad łóżkiem, od kiedy tylko został wpuszczony do sali. Nawet nie myślał o tym, by wziąć prysznic czy choćby cokolwiek zjeść, o opuszczeniu synka nie wspominając. Mijały godziny, a on tkwił i tkwił w głuchej ciszy. Nie miał siły płakać, bo już najzwyczajniej nie miał czym, wypłakał wszystkie łzy. Gdyby nie ten upierdliwy rehabilitant, co chwilę zaglądający do mężczyzny, to byłby w stanie uwierzyć, że to wszystko to jedynie zły sen, koszmar, z którego zdoła się wybudzić. Niestety, żałosne próby rozmowy i hałasowanie owego bruneta doprowadzało go do szaleństwa, uświadamiając mu rzeczywisty stan rzeczy.

Ale to nie tak, że brunet chciał źle, albo celowo irytował swoim zachowaniem mężczyznę, po prostu był odpowiedzialny za tego chłopca i musiał co jakiś czas do niego zaglądać, by być pewnym, co do jego stanu zdrowia. Nie był lekarzem, czy kimkolwiek w tym stylu, ale już zdążył popłakać się raz w toalecie, kiedy Jungkook przez kilkanaście minut sam sobie tłumaczył, że jego żona zaraz wróci, a to wszystko się nie wydarzyło. Naprawdę nienawidził patrzeć na ludzką krzywdę, ale w końcu spędzał w szpitalu więcej czasu niż we własnym mieszkaniu, więc zdążył już się do tego przyzwyczaić, a przynajmniej tak sobie wmawiał.

- Jak się pan czuje? - spytał cicho, zerkając na śpiące dziecko i pozwolił sobie na ułożenie dłoni na ramieniu mężczyzny, lekko je ściskając, co według niego miało dodać mu otuchy.

- Czuję się tak samo, jak przed minutą, godziną, przed trzema, pięcioma, czyli najgorzej. Nie znudziło ci się jeszcze? - zapytał, szarpiąc ramieniem tak, by strącić rękę mężczyzny lub chociaż dać mu do zrozumienia, że takich gestów nie potrzebuje.

To, że potrzebował ich jak cholera, to już zupełnie inna bajka, ale nie chciał więcej okazywać swojej słabości. Dla niego taka litość była zbędna, zwłaszcza od kogoś, kto tak naprawdę nie miał pojęcia, jakie katusze przeżywał wewnątrz.

- Przepraszam, nie 'ci', tylko 'panu' - poprawił się, posyłając niemrawy uśmiech w stronę bruneta, nie racząc go nawet spojrzeniem. Bo z jednej strony doceniał to, że ktoś przejmuje się nim i jego synkiem, a z drugiej wolał cierpieć w samotności.

Zasłużył na to.

- Może powinieneś wrócić do domu? - zmienił temat, nerwowo drapiąc się po karku, bo kąśliwość Jungkooka za każdym razem sprawiała mu przykrość, ale nie mógł go za takie zachowanie winić. - Chociaż na chwilę, przebierzesz się, zjesz coś porządnego.. Ja tu będę go pilnował, obiecuję - przyłożył rękę do piersi i uniósł kąciki ust do góry, choć dobrze wiedział, jak brzmieć będzie odpowiedź.

Dwudziestosześciolatek podniósł wzrok na starszego i zmrużył gniewnie oczy, lekko zaciskając palce na ramie metalowego łóżka. Prychnął pod nosem, a potem wywrócił oczami, co od razu zniechęciło Kima do dalszych prób przekonywania go.

- Żartujesz sobie? - spytał sarkastycznie i spojrzał na swojego synka, chcąc odgarnąć mu z czoła posklejane kosmyki włosów, ale po prostu się bał, że zrobi mu większą krzywdę. - Nie potrzebuję twoich durnych rad, sam się zajmę swoim dzieckiem.

Brunet nieco się cofnął, a dłonie schował za plecami, bo obawiał się, że mężczyzna zauważy, jak bardzo mu drżą, a przecież tego nie chciał, gdyż to nie on był tutaj ofiarą.

Może to i głupie, ale pomimo tej całej sytuacji, on nadal w to brnął i nie rezygnował. Jasne, Jungkooka irytowało jego zachowanie, ale przecież troszcząc się pokaże, że bardzo zależy mu na tym małym pacjencie.

Westchnął głośno, żeby choć trochę się rozluźnić, a następnie wycofał się z sali. Nie miał zamiaru odpuszczać. Stan tamtego faceta martwił go i skoro ojciec nie miał w planach sam się sobą zająć, Taehyung postanowił choć trochę go rozweselić, jakkolwiek głupio to w tamtej chwili brzmiało, kupując w kawiarence solidną kawę i jakieś słodkie bułki.

Wszedł z powrotem do pomieszczenia, łudząc się, że brunet uśmiechnie się na ten widok, albo chociaż podziękuje. Ten jednak przewrócił oczami i oparł czoło o otwartą dłoń.

- Pomyślałem, że może przyda ci się taki kop - zaczął, machając papierowym kubeczkiem ze smolistą cieczą przed twarzą naburmuszonego mężczyzny. Wyszczerzył zęby i podskoczył w duchu, gdy Jungkook chwycił w dłoń kawę, jęcząc pod nosem obojętne "dziękuję".

I choć było to naprawdę niewiele, a sam Jungkook zrobił to tylko po to, by starszy wreszcie dał mu spokój, to Taehyung odnotował w myślach małe zwycięstwo i przysunął sobie krzesło, by usiąść obok mężczyzny, który uniósł pytająco brwi.

- Skoro ani ty, ani ja nie mamy zamiaru stąd wychodzić, to może chociaż porozmawiamy? W końcu niedługo, to głównie ja będę się zajmował małym - zauważył z lekkim uśmiechem i nawet smętna mina wyższego go nie zniechęcała.

- Nie mam głowy do rozmów, jakbyś nie zauważył - prychnął, ale wyjątkowo ton jego głosu nie był uszczypliwy. Sam Jungkook powstrzymywał się z całych sił przed zaśnięciem, bo przecież przy rehabilitancie nie mógł pokazać, jak bardzo słaby był.

- Mhm - mruknął, rozpakowywując czekoladowego rogalika najciszej, jak tylko potrafił, byleby tylko nie zbudzić małego. Widząc ukradkowe spojrzenia mężczyzny na jego smaczną przekąskę, nie mógł się nie zaśmiać, bo choć udawał obojętnego, to przecież rehabilitant głupi i głuchy nie był, a głośne przełykanie śliny słyszał wyraźniej, niż szum na korytarzu. - Trzymaj. No co? Wiem, że chcesz - powiedzial z lekkim uśmiechem, rzucając drugą paczuszkę na jego kolana. Choć początkowo miał mu coś odburknąć, to w końcu poddał się, bo rzeczywiście był głodny i chyba zaczęło do niego docierać, że nie pozbędzie się tego bruneta tak łatwo.

- Jesteś taki.. - zaczął, gapiąc się na opakowanie. Chwilę się zawahał nad resztą wypowiedzi, ale czując na sobie wyczekujące spojrzenie mężczyzny, dokończył - miły - przetarł nerwowo oczy i odchrząknął, wlepiając wzrok w okno po drugiej stronie sali.

Taehyung skłamałby mówiąc, że wcale się na te słowa nie zarumienił.

Jeon spojrzał na swojego towarzysza i lekko się uśmiechnął, uważnie obserwując, jak tamten speszony próbuje odwrócić wzrok.

- Ty czasem też - odpowiedział cicho, siląc się na wesoły ton głosu, ale kpiące spojrzenie drugiego wcale mu nie pomagało, bo nadal czuł się okropnie zawstydzony.

- Czasem? - zagadnął, co chwila zerkając na chłopczyka, a kiedy Taehyung znów lekko kiwnął głową, poczuł jak momentalnie się rozluźnia. Może faktycznie nie było sensu w wyżywaniu się na innych, a brunet nie chciał źle? W końcu się starał, a Jungkook chyba dopiero teraz zaczął to doceniać.

- No.. Bardzo rzadko, ale zawsze to wyłapuję - palnął, karcąc się momentalnie w myślach za absurd własnej wypowiedzi, bo to było niczym otwarte przyznanie się do tego, że miał Jungkooka cały czas na obserwacji. Chciał pospiesznie wyminąć temat, czując, jak z zażenowania zaczynają piec go policzki, ale parsknięcie bruneta trochę go zamroczyło. - Um..

- I jeszcze jaki taktowny! - szturchnął go ramieniem, bo przecież przez ten cały czas tak naprawdę ani razu nie był dla niego uprzejmy. - Przepraszam za tę opryskliwość, ale sam rozumiesz - westchnął, czując gulę w gardle na widok cierpiącego synka.

- Przestań, nie musisz mnie za nic przepraszać - odparł uspokajająco, naciągając rękawy swojego golfu. Nienawidził patrzeć na ból innych, a właśnie miał przed sobą dwa rodzaje owego cierpienia - psychicznego, jak i fizycznego. - Rozumiem cię jak nikt inny - posmutniał.

- Szczerze w to wątpię, ale i tak doceniam to wszystko, co dla nas robisz, yy... - zwrócił się do rehabilitanta i pytająco uniósł brwi.

- Taehyung. Mam na imię Tae - wystawił dłoń do mężczyzny, uśmiechając się ciepło.

- Tae.. - szepnął do siebie, oblizując wargi.

~~~
Dajcie czas kuksonowi, będzie cute af
pozdrawia jaśmin z profilu kivi, powiem, że jest tu supi
buzi dla was
J&K

lost stars ﻬ taekookWhere stories live. Discover now