4 - "Veil me with your warmth"

11.8K 1.6K 550
                                    

Bacznie przyglądał się z boku, jak Taehyung jest naprawdę w swoim żywiole, z uśmiechem na twarzy zajmującym się jego sparaliżowanym synkiem. Może to był dopiero pierwszy dzień rehabilitacji Mingyu w specjalistycznej klinice, jednak samo to, że wreszcie rozpoczęły się zajęcia, napawało go dziwacznym szczęściem. Dodatkowo cały czas miał przy sobie tego namolnego, ale z drugiej strony kochanego bruneta.

Bo Tae, jak się okazało, był całkiem w porządku. Z czasem nawet przestał tak cholernie go irytować, gdy zobaczył, że rzeczywiście zależy mu na dobru jego małej pociechy, prawie na równi z nim samym. Takie zachowanie nie mogło być sztuczne, ani wymuszone, więc żył ze świadomością, że powierza synka w dobre ręce.

Uważnie obserwował, jak mężczyzna delikatnie rozmasowywał pozbawione czucia nóżki, każdy centymetr skóry, każdy nawet najmniejszy paluszek. Jak ostrożnie je zginał, bez przerwy się uśmiechając, wciąż opowiadając rozluźnionemu chłopcu przeróżne bajki. Miał powołanie, zdecydowanie, a Jungkook skłamałby mówiąc, że w żadnym stopniu go to nie rozczulało. Bo rozczulało go to wyjątkowo mocno.

Czasem nawet miewał przelotne myśli, że w tym wszystkim nieco przypomina Suran - wiecznie troskliwą i radosną, ale prędko odpędzał od siebie te myśli. One zbyt bolały, zbyt go niszczyły i rozklejały, a on musiał, po prostu musiał być silny dla swojego malca. Musiał być prawdziwym mężczyzną, który podoła roli samotnego ojca i wychowa Mingyu najlepiej, jak to tylko możliwe.

- A wtedy rycerz pokona smoka? - krzyknął przejęty chłopiec i lekko machnął lewą rączką, bo na więcej nie miał siły. Mimo swojego stanu ciągle żywo rozmawiał ze swoim opiekunem, przytakiwał i otwierał zaciekawiony buzię, gdy tamten opowiadał mu przeróżne historie. Był ufnym dzieckiem, odziedziczył tę cechę po mamie i był zupełnym przeciwieństwem Jungkooka, który przekonywał się do ludzi latami. On od razu zaczął traktować Taehyunga, jak swojego przyjaciela, ulubionego wujka, albo kolegę rodziny. Poza tym Kim był przemiły i przynosił mu najlepsze cukierki, więc nie mógł za nim nie przepadać.   

- Nie pokona - zaprzeczył i lekko potarł drobne uda chłopca, uśmiechając się do niego promiennie. - Oswoi go, wiesz co to znaczy?

Mingyu pokręcił zdziwiony głową i otworzył szerzej oczka, czekając, aż mężczyzna wszystko mu dokładnie opowie, a Jungkook...  

A Jungkook nadal stał opary o białą futrynę, z rozczuleniem przyglądając się tej dwójce. Nie mógł wyjść z podziwu, że ktoś w tak szybkim czasie da radę sprawić, iż jego mały skarb znów się uśmiechnie.   

- Zaopiekuje się nim i obdarzy opieką - odpowiedział brunet, mrugając zaczepnie, a chłopiec zaśmiał się cicho.   

- Też chciałbym mieć smoka! Takiego latającego! Wtedy poleciałbym do mamusi...  

- Och... No tak... - mruknął i podrapał się po karku, czując na sobie intensywne spojrzenie. Odwrócił się, a wtedy na jego twarzy znów wykwitł lekki uśmiech. - Dzień dobry, panie Jeon.

- Dzień dobry - odwzajemnił gest, machając mu nieśmiało, by następnie ukryć dłoń w kieszeniach płaszcza. Z tego wszystkiego nawet zapomniał go zdjąć, a choć na dworze wciąż padał śnieg, to jednak w budynku było wyjątkowo duszno.

- Długo już tu jesteś? - zapytał z powątpiewaniem, odwracając wzrok w stronę wymagającego uwagi dzieciaka, co wcale nie znaczy, że przerwał rozmowę. 

Naprawdę lubił spędzać czas z Jeonem, pomimo tego, że za każdym razem musiał uważać, by nie zacząć jakiegoś drażliwego tematu, jak choćby wypadek czy żona. Wiele razy był świadkiem łez wdowca, ale także napadów złości, spowodowanych zwyczajną bezsilnością, kompletnie urojonym poczuciem winy.

Może nie zachowywali się jak typowi koledzy, młodzi mężczyźni rozmawiający o samochodach, piłce nożnej i kobietach, ale oboje tego do szczęścia nie potrzebowali. Wystarczało głupie pięć minut wymiany zdań na temat stanu zdrowia synka, by reszta tematów przychodziła sama. Taehyung cieszył się, że to w głównej mierze dzięki niemu ten facet się nie załamał i zgodził na taką niemal natychmiastową rehabilitację.

- Właśnie przyszedłem - skłamał, powoli zdejmując płaszcz, który następnie przewiesił przez ramię. - Jak wam idzie?

- No, Mingyu, powiedz tatusiowi, jak ci się podoba? Lubisz pana Kima? - zaśmiał się uroczo do dziecka brunet, chuchając w jego małe stópki.

- Pan Kim jest super, tato! - wykrzyknął rozradowany chłopiec, patrząc błogo na swojego rehabilitanta. - I opowiedział mi bajkę o smoku, który może zabrać mnie do mamy! - dodał, na co mina Kima nieco zrzedła, jednak nie dał po sobie tego poznać.

Było mu cholernie głupio, bo dziecko jak to dziecko - przekręci, namiesza. Uwielbiał Mingyu i oczywiście nie chciał już nic mówić, licząc na to, że jego ojciec w to zwyczajnie nie uwierzy. Mieli zasadę - żadnego wspominania o Suran, a teraz wyszło na to, że ten za plecami Jungkooka wymyśla niestworzone rzeczy o nieżyjącej już mamie małego.

Jungkook zmrużył powieki i spojrzał zdziwiony na Kima, uśmiechając się niemrawo. W ostatniej chwili ugryzł się w język, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś niemiłego i westchnął, podchodząc bliżej.   

Mingyu zdawał się być naprawdę zadowolony. Jego słodkie usteczka ciągle były wykrzywione w uśmiechu, oczy wyglądały jak małe półksiężyce, a drobna łapka, zaciskająca się na nadgarstku rehabilitanta, tylko utwierdzała Jeona w tym, że Taehyung jest najwspanialszym, co tylko mogło się im przytrafić.   

- Jak się czujesz? - spytał, ignorując słowa synka i usiadł na krześle obok Kima, stykając się z nim ramieniem. - Wszystko dobrze, kochanie?  

Taehyung zachłysnął się powietrzem i już chciał rzucić jakimś głupim żartem, ale w odpowiednim momencie zrozumiał, że słowa te nie były skierowane do niego. Sprzedał sobie w głowie mentalnego liścia i westchnął.   

- Tak! Trochę mnie boli brzuszek, ale jest dobrze! - pisnął, a starszy mężczyzna, jakby pod wpływem chwili podwinął jego bluzeczkę do góry i złożył na gładkim brzuchu słodkiego całusa.

- Już lepiej? - spytał cicho, a czując palący wzrok Jungkooka na swojej twarzy, nawet na chwilę nie zwrócił na niego uwagi.  

- Och, Taehyung, tak w ogóle to jest na zewnątrz bardzo zimno, pada, wiesz.. Może podrzucić cię gdzieś po drodze? - zapytał z nadzieją w głosie, przełykając z trudem ślinę.

- Jeżeli to nie problem, to jasne, dziękuję. Pomogę ci ułożyć Mingyu w foteliku - odpowiedział z uśmiechem, a Jungkook czuł, jak całe zło i stres z niego wyparowują, gdy poczuł na ramieniu dłoń rehabilitanta.

- Będziesz chciał zostać na kawę? Tak w ramach wdzięczności za wszystko, za to, jakim byłem dupkiem.. - spuścił głowę, bawiąc się małą rączką synka.

- Będę.



~~~

Życzę sobie, żeby mnie kochali za bajkę, bo ja się na takich rzeczach nie znam - Jaśmin

Ogólnie to kochajcie, bo morze miłości

lost stars ﻬ taekookWhere stories live. Discover now