Lloyd Nosi Kalosze I Ma Raka

Start from the beginning
                                    

- Zauważyłem. Jesteś tu od niedawna? Nie widziałem cię wcześniej.

- Jestem tu od tygodnia. To raczej ty jesteś nowy, przyjeżdżam tu w każde wakacje.

Kai zamyślił się na chwilę. Jedną ręką przeczesał włosy, a drugą machnął z lekceważeniem.

Lecz zlekceważył jeden istotny fakt: aby trzymać się na siatce, trzeba używać obu rąk. Niebezpiecznie przechylił się do tyłu i gdyby nie szybka reakcja Lloyda, leżałby na ziemi w błocie.

- Trzymasz się? - zapytał.

Kai pokiwał głową, mocniej ściskają dłoń blondyna.

- Tak, tak.

Zszedł na ziemię, opierając dłoń na piersi.

- Dostałem zawału.

- Nie dziwię się. Na przyszłość: radzę ci nie zapominać o istnieniu grawitacji.

Kai wywrócił oczami, wystawiając język. Lloyd uśmiechnął się pod nosem, przeczesując ręką włosy.

Zabrzmi to kiczowato, ale życie czasem też jest kiczowate. W tamtym momencie, zaczęło się gwałtownie przejaśniać. Jak w jakimś durnym amerykańskim filmie. Po chwili, deszcz zupełnie ustał.

- Hej, chcesz poznać moją siostrę? - Szatyn natychmiast się ożywił.

Garmadon przygryzł wargę. Tak szczerze, jaki był sens tego pytania? Nawet gdyby odpowiedział: „nie", Kai uznałby, że widocznie nie rozumiał kontekstu i powtarzał pytanie aż uzyska pozytywną odpowiedź. Niektórzy bohaterowie bywają uparci.

- Skoro nie mam wyboru...

- Nya! Cho no tu na chwilę!

W sąsiednim domu zapanował lekki rumor, zanim przez otwarte drzwi frontowe wyszła dziewczyna. Już z daleka dało się ocenić, że przed chwilą drzemała, a siniak na lewym ramieniu sugerował, że spadła z łóżka, obudzona przez krzyki brata.

Podeszła do nich chwiejnym krokiem, prawie potykając się o leżący na ziemi patyk.

Czarne włosy (w kompletnym chaosie, należy dodać), opadały na piegowatą twarz, więc dopiero kiedy odgarnęła je z czoła, Lloyd był w stanie ją w pełni zobaczyć. Policzki pokryte rumieńcami, dodawały jej punkty do niewinności, co kompletnie nie współgrało z czarnymi leginsami i crop topem (kompletnie wygniecionym). Poruszyła głową na boki, by doprowadzić włosy do porządku i zamaszystym ruchem objęła Kaia ramieniem.

Dopiero po chwili blondyn zorientował się, że nie był to wcale przyjacielski gest. Raczej próba uduszenia. Dziewczyna ścisnęła rękę, przez co szatyn załapał atak kaszlu.

Haha, dobrze! Zabij gówniarza!

- Jeśli jeszcze raz mnie obudzisz, to przysięgam, że zamorduję cię własnymi rękami.

Zabrała ręce, krzyżując je na piersi, kiedy Kai zaczął łapczywie łapać oddech.

- Matko Nya, kiedyś mnie zabijesz.

Dziewczyna zaśmiała się pogardliwie.

- To czekaj, aż przyjdzie tu Skylor. Obudziły ją twoje wrzaski, a wiesz, że ona nienawidzi jak przerywa się jej drzemkę.

Kai pobladł.

Nya zaśmiała się, całując go krótko w policzek.

- Żarcik-kosmonaucik. Tej laski nic nie obudzi.

Szatyn skrzywił się, wyraźnie nierozbawiony żartem.

- Naprawdę zabawne, siostra. Świetne poczucie humoru. Order uśmiechu z ziemniaka za ten wybitny żart.

Brunetka dźgnęła go łokciem pod żebra.

- No coś ty taki sztywny, jakbyś kija połknął? Można się czasem postraszyć, prawda... Eee... - zmarszczyła brwi, wlepiając wzrok w blondyna. - Jak ty w sumie masz na imię?

- Lloyd. Lloyd... - na chwilę zamilkł. Nie był pewny, czy podawanie nazwiska swojego ojca przy pierwszym spotkaniu, było dobrym pomysłem (zdecydowanie nie) i czy nie wynikłyby z tego przypadkiem żadne nieprzyjemne sytuacje (zdecydowanie tak) - ... Montgomery. To moje drugie imię.

Nya parsknęła śmiechem.

- „Montgomery"? Nie wiedziałem, że można tak legalnie krzywdzić dzieci.

Blondyn był przyzwyczajony do docinek z powodu jego imienia, więc nie zareagował na zaczepkę.

- W dechę kaloszki - odezwał się ktoś z tyłu.

Wszyscy automatycznie spojrzeli w tamtą stronę.

Lloyd szybko zorientował się, że dziewczyna stojąca na progu musi być Skylor. Wyglądała na lekko zaspaną, rude włosy miała w kompletnym chaosie (chociaż to za słabe słowo by określić ten bałagan). Jasne ubrania zdecydowanie wybijały się na tle jej ciemnej karnacji.

Przetarła zielone oczy ręką, próbując pobudzić swój mózg do działania.

- Skylor, wstałaś! - Nya szybko do niej podbiegła, składając mokry pocałunek na jej policzku.

- Nya weź, zaśliniłaś mi twarz - mruknęła, ale mimo to nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Lloyd miał ochotę zapytać, czy przypadkiem nie są razem, ale uznał to za bardzo nie na miejscu.

- Ja też bym chciała takie kalosze. Są super - rzuciła, zakańczając poprzednią wypowiedź.

- O-oh. Dzięki.

Doskonale wiedział, ze była to ironia, ale postanowił to zignorować.

- A mi się tam podobają.

Kai spojrzał w jego stronę, puszczając do niego oczko.

Lloyd miał ochotę zapytać, czy coś wpadło mu do oka, ale w porę ugryzł się w język.



Stary shot, który miałam dokończyć ale nie dokończyłam.
Ale go lubię, więc wrzucam.
Potraktujcie ostatnie zdania jako koniec, chociaż miało być coś jeszcze dalej.
Mój ulubiony Narrator Jacek, który łamie 4 ścianę mam nadzieję że ciepło go przyjmiecie.

I może pozdrawiam siostrę, ale to zależy od tego czy przywiezie mi książkę o którą prosiłam.

Ninjago// One shotsWhere stories live. Discover now