Źle, niedobrze, w dodatku pora umierać

681 37 64
                                    

Było mokro i zimno.

I brudno.

Piękny biały puch, którego napadało w nocy, zamienił się w tę paskudną, brudną, mokrą breję, której wszyscy nienawidzieli.

Nikt cię nie lubi, Brejo.

Idź sobie.

Lloyd zdecydowanie należał do jej zagorzałych anty-fanów. Pewnie jeździł na zloty i eventy w wolnym czasie. A może nawet posiał kilka koszulek z wyzwiskami w stronę znienawidzonej Brei w swojej kolekcji identycznych koszulek w paski (bo paski były fajne i nikt nie mógł mu wmówić, że nie).

Jejku, dziecko, zrób coś sensownego ze swoim życiem.

Taka sama myśl mu towarzyszyła, kiedy obudził się rano i wyjrzał za okno.

Było ciemno, mimo iż było po siódmej.

No i było mokro.

Pierdolona zima.

Nic tylko umierać, pomyślał, kiedy przecierał dłońmi zaspane oczy.

Coś dużego i ciepłego nadal szczelnie obejmowało go w pasie.

Pogłaskał śpiącego Kaia po włosach i poluzował uścisk jego ręki na swoich biodrach.

Mężczyzna tylko wymamrotał pod nosem coś w stylu „Nie, ja chcę moje dinozaury" i przewrócił się na drugi bok.

Szybko wyszedł na korytarz, w kilku skokach docierając do kuchni. Zawsze skakał zamiast chdzić, kiedy wiedział, że reszta domowników jeszcze smacznie śpi. Zdawał sobie sprawę, że w ten sposób nie robi wcale mniej hałasu, ale robił to tak czy siak.

O tak, takie małe jego dziwactwo.

Miał takich dużo.

On cały był dziwactwem.

Otworzył szafkę nad kuchenką i stanął na palcach, żeby sięgnąć najwyższej półki. Zegar na ścianie pokazywał godzinę ósmą. Zawsze zaczynał jeść śniadanie o pełnych godzinach.

Lloyd należał do tego dziwnego typu ludzi, którzy wstawali rano bez żadnego widocznego powodu. W sobotę.

W ferie.

Co jest z tobą nie tak?

Nalał do miski mleka i sięgnął po płatki, również stojące na najwyższej półce.

Ah, no tak. Wszystko.

Kiedy na ślepo wymacał plasikowe opakowanie, szybko szarpnął w dół, ciesząc się, że może poprawi sobie zły humor miską ulubionych płatków.

MLEKA Z PŁATAKMI. Ugh.

Na (nie)szczęście nie było mu to dane, bo to, co wziął za płatki, wcale nimi nie było. Za to otwartą torebką mąki, która odbiła się od jego głowy i z hukiem spadła na podłogę, przy okazji obsypując białym proszkiem wszystko co popadnie: już jak najbardziej.

Przez kilka sekund nie wiedział, co się właśnie stało.

Po prostu patrzył na (już) pękniętą torebkę i mrugał zawzięcie.

Kiedy poczuł, jak mąka wsypuje mu się do oczu, syknął z bólu i na oślep wymacał zlew, żeby przemyć oczy.

Jak się okazało: bez możliwości zobaczenia tego, co się robi, było to znacznie trudniejsze. Ochlapał przy tym cały blat, a przed wszystkim-samego siebie. Ale były tego plusy: teraz nie był już cały w mące!

Ninjago// One shotsWhere stories live. Discover now