Rozdział dwudziesty dziewiąty

2.9K 147 3
                                    

Jason:
Godzinę po naszych wspólnych pieszczotach wychodzę z pokoju zostawiając Katrinę samą. Oboje dobrze wiemy że muszę porozmawiać z Cecilią zanim to zajdzie za daleko.
Powoli kieruje się do komnaty Cecilii. Nie mam pojęcia jak ona zareaguje, na pewno zrobi mi kolejną scenę zazdrości.
Po chwili staje przed drzwiami do jej pokoju. Z lekkim strachem pukam w nie. Słysząc pozwolenie, wchodzę do środka.
-Cecilio, musimy porozmawiać. -zaczynam.
-Nareście zmądrzałeś. -stwierdza dziewczyna. -Jason, jestem w stanie ci wybaczyć.
-Proszę? -mówię. -Ty wybaczasz mi?
-Tak. -potwierdza. -Jason, dobrze wiem że ona cię uwiodła. Nie mogłeś nic z tym zrobić. Ale rozmawiałam już z twoim ojcem i prosiłam by jak najszybciej się jej pozbyć z zamku.
-Co?! -pytam zaskoczony. -Katrina mnie nie uwiodła. Ja się w niej zakochałem. Cecilio, przyszedłem tutaj by z tobą zerwać.
-Słucham?! -Dziewczyna nie wierzy w moje słowa. -Nie możesz ze mną zerwać! To mi zepsuje reputację! Jason, nasze rodziny się skłócą! Jak ty wogóle możesz kochać jakiegoś psa?!
-Ona nie jest psem! -mówię w obronie Katriny. -Cecilio, co mnie interesuje twoja reputacja? I za bardzo nie interesuje mnie to że nasze rodziny się skłócą.
-Dobrze! -mówi dziewczyna. -Zrywam z tobą! Idź do tej swojej Katriny! Wasz związek wywoła wiele oburzeń w świecie wampirów i wilkołaków! A zwłaszcza że jest ona mate  tego całego Talera. Ciekawa jestem jak on zareagowałby na to że jego własna przeznaczona zdradziła go z wampirem!
-To nie jest twój interes! -mówię, po czym wściekły wychodzę i wracam do własnego pokoju.
Katrina siedzi na moim łóżku, całkowicie ubrana.
-I jak zareagowała? -pyta.
-Jak to ona. -stwierdzam. -Martwiła się tylko o swoją osobę. Najśmieszniejsze jest to że ona chciała mi wybaczyć.
-Cecilia jest bardzo zadufana w sobie. -mówi dziewczyna.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -mruczę cicho, po czym siadam obok niej.
-I...co teraz? -pyta Katrina.
-Wracasz do Petera. -mówię.
-Co?! -pyta zaskoczona. -Mam do niego wrócić po tym wszystkim?
-On wciąż nic nie wie. -tłumaczę. -Pomyśl jak musi się czuć, nie wiedząc gdzie jest jego mate. I... Ariana zniknęła z lochów. Nie wiedział kto to zrobił. Nie wiem ile ty go znasz , ale ja wiem, że nie zostawiłby tak tego, zapewne szukał winnych. Zapewne pozostawiłyście ślady w postaci zapachu. Nie chcę cię straszyć, ale jest możliwe że Peter już wie.
Katrina milczy. Nieźle, musiałem ją tym nastraszyć.
-Dobrze. -odpowiada po chwili. -Wrócę do Petera.
Spoglądam na nią zaskoczony. Nie wierzyłem że uda mi się przekonać ją w tak krótkim czasie.
-Ale jutro. -mówi. -Chciałabym się zemścić na Peterze.
-Nie wystarczające jest to że ja uwiodłem jego mate? -pytam, po czym sadzam ją sobie na kolanach.
-Możliwe. -odpowiada mi. -Jednak ja wolałabym dodać do tego coś jeszcze.
-Od kiedy ty jesteś taka mściwa? -zadaje pytanie, po czym zaczynam bawić się jej włosami nawijając je na palec.
-Od dziś. -stwierdza, po czym składa na moich ustach delikatny pocałunek.
-Jak byś to planowała? -pytam. -Nie ma żadnego czułego punktu w który można by uderzyć. Oprócz ciebie.
-Nie wiem...-wacha się. -Może...pokażmy mu że jesteśmy razem.
Zatkało mnie. Czy ona zdaje sobie sprawę jakie to jest niebezpieczne?
-Zwariowałaś? -pytam. -On...mógłby nas zabić. Albo grozić ci czymś... Spodziewam się również że w stadzie szukał osób które ci pomogły.
-Vanessa...-szepcze cicho.
-Właśnie. -mówię. -Nie możemy mu powiedzieć.
Przez chwilę milczymy. Katrina rozmyśla nad czymś, jednak nic nie mówi. Jednak ja zauważam niepokój na jej twarzy.
-Co się stało? -pytam.
-Mam nadzieję że nie zrobił nic mojej rodzinie...-mówi cicho.
-Widzisz że musisz tam wrócić. -tłumaczę. -Dla ich bezpieczeństwa.
-Dobrze. -mówi.
-Powinniśmy wyruszyć jak najszybciej. -proponuje.
Dziewczyna schodzi z moich kolan, dzięki czemu mogę wstać.
-Będzie dobrze. -mówię, po czym składam na jej czole delikatny pocałunek.
Następnie obydwoje wychodzimy z pokoju i kierujemy się do stajni. Szykuje konia do drogi,kątem oka wciąż przyglądając się Katrinie. Widzę że jest niezadowolona z postanowionej decyzji, jednak oboje zdajemy sobie sprawę że dłuższa nieobecność może wzbudzić podejrzenia Petera. Musi tam wrócić, czy tego chcę, czy nie.
Po chwili zwierzę jest już gotowe do drogi, dzięki czemu wyprowadzam je ze stajni. Pomagam Katrinie dosiąść go, po czym sam zajmuje miejsce przed nią. Następnie wyruszamy w drogę na teren Petera.
Podróż trwa przez kilka godzin. Przez cały czas czuję jak dziewczyna wtula się w moje plecy. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co teraz czuję wracając do Petera, jednak to jest dla jej dobra.
Po kilku minutach wjeżdżamy w las. Od tego miejsca rozpoczyna się teren tego kundla. Zwalniam tempo konia, a niedługo po tym wjeżdżamy na polanę gdzie się poznaliśmy. Zatrzymuje konia, zsiadając z niego i pomagam zrobić to samo Katrinie.
-Tu spotkaliśmy się po raz pierwszy. -mówię. -Trafisz stąd bezpiecznie do miasta.
-Dziękuje. -mówi, po czym składa na moich ustach delikatny pocałunek. Przyciągam ją bliżej siebie, przez co odrywamy się od siebie dopiero po chwili.
-Uważaj na siebie. -mówię. -Nie pozwól mu się skrzywdzić.
-Wiem. -mówi, po czym znów mnie całuje. Odrywamy się od siebie dopiero po chwili. Katrina zaczyna się rozbierać, chcąc przemienić się w wilka. Kiedy jest już nago oddaje mi ubrania. Nie mogę się powstrzymać i znów ją całuję. Zbyt dobrze wiem, że im dłużej to przeciągamy, tym trudniej będzie nam się rozstać.
Kiedy odrywamy się od siebie Katrina spogląda na mnie smutnym wzrokiem, po czym zmienia się w białego wilka. Po chwili wbiega w las, zostawiając mnie samego.
Mam nadzieję że nic się jej nie stanie. Że sobie poradzi. Bo w innym wypadku osobiście uduszę tego pchlarza a Katrinę zabiorę ze sobą.
Wsiadam na konia, kierując się w drogę powrotną. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale jeszcze się z nią skontaktuje.

Przeznaczona Alfie ✓Where stories live. Discover now