Rozdział ósmy

7.2K 289 7
                                    

Katrina:
Siedzę na ziemi, skuta łańcuchem ze srebra, dodatkowo przykuta do drzewa. Po tym jak przyprowadzili mnie do swojego obozowiska, Clark przykuł mnie tutaj. Teraz stoją obydwaj daleko ode mnie, i o czymś zawzięcie dyskutują przyciszonymi głosami, raz po raz Jason zerka w moją stronę. Przez ten przeklęty łańcuch nie słyszę o czym mówią, bo srebro blokuje mi mój nadludzki słuch. Jednak jestem pewna, że cokolwiek knują, nie jest to nic dobrego.
Jason znów spojrzał na mnie. Nie wiem dlaczego, wydaje mi się skądś znajomy. Nie jestem tylko pewna skąd...
Po chwili skończyli rozmawiać. Clark miał dość zezłoszczony wyraz twarzy, więc pewno coś nie  poszło po jego myśli. Rozejrzał się po obozie, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę drzew i zniknął mi z oczu. Jason przez chwilę patrzył za nim, po czym podszedł do garnka wiszącego nad ogniskiem, a następnie nalał do miski jakiś płyn. Nie mam pojęcia co to może być. Wziął jeszcze łyżkę, po czym podszedł do mnie.
-Powinnaś coś zjeść.-powiedział, po czym ukucnął na przeciwko mnie.
-I masz zamiar mnie karmić, tak?-zapytałam poirytowana
-Innego wyboru nie ma.- stwierdził, po czym nabrał na łyżkę porcję płynu, a następnie przyłożył do moich ust. Byłam głodna, więc połknęłam jej zawartość. Jak się okazało była to zupa pieczarkowa.
-Co chcecie ze mną zrobić?-zapytałam
Chłopak nabrał na łyżkę kolejną porcję zupy, po czym zbliżył do moich ust.
-Nie wiemy jeszcze.-odpowiedział.- Wiesz, ja tak naprawdę wolałbym cię wypuścić. Ale Clark upiera się by wziąść cię na wymianę.-Kolejna porcja.
-Na wymianę?-zapytałam, gdy już to połknęłam.- Za kogo?
Chłopak znów zbliżył łyżkę do moich ust. Znów połknęłam zupę, zniecierpliwiona oczekiwaniem.
-Clark to mój brat.-odpowiedział po chwili.- Mieliśmy jeszcze siostrę, ale ona zginęła...z rąk wilkołaków.
Zakrztusiłam się porcją zupy. Mój mate mógłby zabić wampirzycę?! Nie wiedziałam że może być do tego zdolny... Wogóle nie wiedziałam że stado do którego należałam może zabijać.
-Za kogo chcecie mnie wymienić?-zapytałam
-W niewoli Alfy znajduje się jeszcze jedna nasza siostra, Ariana.-odpowiedział.- Mamy nadzieję że ty wystarczysz by ją wypuścił.
-Co?!-zawołałam- Wypuśćcie mnie, porozmawiam z nim, przekonam go by zwrócił jej wolność...
Chłopak uciszył mnie wpychając kolejną łyżkę zupy do moich ust. Przełknełam ją, by znów spróbować go poprosić o uwolnienie, ale chłopak wstał i odszedł w stronę brata. Gdybym nie wyszła tak wcześnie z jego domu, to wszystko by się nie wydarzyło. A to wszystko przez moją głupotę...
~~Brawo, choć raz się do tego przyznałaś.-stwierdziła Lucy.
Westchnęłam. Wiem, że ona ma rację, ale ja mam taki charakter, że nie przyznam się do błędu.
Clark zawołał Jasona, po czym znów poszli coś obgadać. To czekanie mnie wkurza. Siedzę w niewygodnej pozycji, ścierpły mi barki, bolą mnie ramiona. Gdyby to był zwykły sznur, mogłabym go jakoś rozerwać, jednak to jest srebrny łańcuch. Czemu ja musiałam tak wcześnie wychodzić?!
Chociaż, ciekawe jak zareagował na to Peter. Jestem ciekawa czy mocno się wściekł. Chyba nie sądził że mogę być taka buntownicza. Zawsze gdy poznaje nowe osoby, mój wizerunek w ich oczach się zmienia. Niby jestem omegą, ale nie potrafię być posłuszna, prawie zawsze każdemu sie buntuje.
Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie Jason. Chłopak zdjął kłódkę z łańcucha, po czym odkuł mnie z niego.
-Wstawaj.- powiedział jedynie.
Posłusznie wykonałam polecenie. Gdy już to wykonałam, chłopak odwrócił mnie do siebie plecami,po czym zapiął na nadgarstkach kajdanki. Srebrne. Syknęłam z bólu.
-Spokojnie, bo coś ci się stanie.- wyszeptał do mojego ucha.
Delikatnie popchnął mnie przed siebie. Mimowolnie szłam przed siebie, zastanawiając się gdzie mnie prowadzi. Po chwili wyprowadził mnie poza ich obóz, gdzie zauważyłam​ spakowane rzeczy. Czyżby chcieli się przenieść?
Oczywiście dostałam natychmiastową odpowiedź, gdyż Jason dobrowadził mnie do dwóch koni. Chyba miałam rację, chcą się przenieść.
-Wszystko gotowe?-usłyszałam pytanie Clarka.
-Prawie.-odpowiedział mu Jason.
Clark podniósł spakowane bagaże, po czym przymocował je do siodeł koni. Jason w tym czasie upewnił się że moje kajdanki dobrze się trzymają, po czym bez ostrzeżenia złapał mnie w pasie w wsadził na konia.
-Mógłbyś ostrzegać mnie przed takimi czynami?- zapytałam poirytowana.
-Nie ma takiej potrzeby.-odpowiedział mi z cwanym uśmiechem.
-To chyba już wszystko.-stwierdził Clark i sam dosiadł swojego wierzchowca.
Jason rozejrzał się jeszcze, po czym, znów bez uprzedzenia, sam wsiadł na konia na którego wcześniej posadził mnie. W ten oto sposób wampir siedział za mną. Po chwili ruszyliśmy w nieznaną drogę.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz