Rozdział osiemdziesiąty dziewiąty

307 11 1
                                    

Katrina:

Bal zaczyna przybierać coraz bardziej bewstydny obrót, o który do tej pory nie podejrzewałabym wampirów. Pod zasłoną tańców i rozmów zauważam śmielsze zachowania, zaczynając od otwartych flirtów i pocałunków, ciągnąc aż do publicznych macanek. Niektórzy idą o krok dalej i urządzają sobie żywą jadłodajnię ze swoich partnerów, wgryzając się w ich szyje i spijając krew.

A sądziłam, że to czarownice mają nieprawdopodobne zachowanie.

Od rozpoczęcia zabawy nie natrafiłam na młodszą siostrę, która przepadła jak kamień w wodę. Naprawdę staram się nie wymyślać coraz mroczniejszych scenariuszy, trzymając się myśli, że impreza znudziła się Lanie i ta postanowiła wrócić do mamy, która nie bierze udziału w balu. Bo może tak właśnie jest, może siedzą we dwie w towarzystwie matki Rozell i Klary, a Lana jest przynudzona słuchaniem ich wspomnień.

Bo niby co innego mogłoby się stać?

Naprawdę staram się o tym nie myśleć, ale mogło się wydarzyć wiele. Mogły ją zaczarować czy też przekląć czarownice, aby zmusić do innych, gorszych rzeczy. Mógł ją zahipnotyzować jakiś obcy wampir, który z łatwością obrałby sobie na cel nastolatkę. A wiadomo, co takiemu odbije? Czy jedynie zacząłby ją zaczepiać, czy posunąłby się do czegoś gorszego?

Już nie biorąc nawet pod uwagę wampirów, mógł ją zaczepić jakiś starszy mężczyzna. A czy wiadomo, że każdy nie zrobiłby nic nastolatce?

Nie powinnam aż tak panikować. Bo może nic się nie stało. Może jej nic nie grozi, może porwała ją zabawa i tańce.

- Katrino. - ktoś woła mnie z tłumu, rozglądam się, ale nie wiem kto to. - Katrina, tutaj.

Dopiero po chwili dostrzegam Jasona, który przyciąga mnie do siebie. Trochę się uspokajam, gdy staję obok niego. Chłopak całuje mnie w czoło, odgarniając z twarzy pojedyncze kosmyki włosów.

- Zgubiłam Lanę. - informuję go.

- Jak to: zgubiłaś? - pyta zaskoczony. - Katrino, ona nie jest małym dzieckiem i chyba nie można jej zgubić.

- Jak widzisz można. - odpowiadam mu. - Najpierw zaczęłyśmy dyskutować o obecności Cecilii i kim ona dla ciebie była, a potem Lana zniknęła gdzieś w tłumie.

- Uważasz, że może jej się coś stać, prawda? - pyta Jason, znając odpowiedź. - Katrino, wiem, że to może brzmieć stronniczo, ale Lana wydaje się być na tyle odpowiedzialna, że nie wpadnie w żadne kłopoty.

- Ale jeśli to ktoś jej coś zrobi? - sugeruję, coraz bardziej popadając w panikę. - Jeżeli zaczepi ją jakiś dziwny typ, który będzie chciał ją wykorzystać?

Jason pohamowuje śmiech, słysząc te przypuszczenia.

- Katrino, spokojnie. - zaczyna. - Po pierwsze, nikt by jej nie skrzywdził. To jest bal, nikt nie odważyłby się zaczepiać młodej nastolatki pod takim powodem.

- A widzisz co się tu dzieje? - pytam, wskazując na salę balową. - Przecież tutaj niedługo zrobi się istna rozpusta!

Chłopak chyba widzi, że nie zdoła przemówić mi do rozumu, bo wzdycha z widocznym wycofaniem.

- Możemy jej poszukać razem, tak? - proponuje, biorąc moją dłoń w i całując ją. - Albo się rozdzielić, żeby przeszukać więcej miejsc. Nadal jednak sądzę, że nie stało się jej nic złego.

Zgadzam się czując, że nic więcej nie wskóram. Po chwili rozdzielamy się, odchodząc w różnych kierunkach.

To i tak zaczyna się mi wydawać bez sensu. Może Jason ma rację, może za bardzo się nią przejmuję i powinna pozwolić Lanie dobrze się bawić, bo więcej już takiej okazji nie będzie.

Przeznaczona Alfie ✓Where stories live. Discover now