Rozdział sześćdziesiąty siódmy

553 21 0
                                    

Katrina:
    Przez chwilę zapada cisza, podczas której wzrok mamy krąży między naszą trójką. Widzę, że ciężko jest zacząć jej tę rozmowę, ale wszyscy wiemy, że jej potrzebujemy. Nie możemy pozwolić, by znów zaczęło się dziać to samo, gdy zmarł nasz ojciec.
- Przepraszam was. - wypowiada te słowa jakby odruchowo, po chwili wahając się nad kontynuacją. - Zdaję sobie sprawę, że po tylu latach pozostawienia was bez mojej uwagi, to za mało, by wam to wynagrodzić. Ale w końcu udało mi się zrozumieć, że nie powinnam się tak zachowywać. Nie powinnam odsuwać się od was po śmierci ojca i zostawiać wszystkiego na waszej głowie. Nie powinnam pozwalać na to, by jego strata namieszała mi w umyśle do tego stopnia, że odsuwałam się od wszelkich problemów, a przede wszystkim, że odsunęłam się od was.
- Mamo, przecież my to rozumiemy... - wtrąca Thomas, mimo że nasza trójka wie, że nie do końca pojmujemy ból matki. Jednak mimo to Lana energicznie kiwa głową, potwierdzając słowa brata.
    Mama uśmiecha się delikatnie widząc naszą próbę złagodzenia jej poczucia winy, ale mimo to kontynuuje:
- Jestem w stanie zrozumieć, że potrafilibyście mi to wybaczyć. Ale na pewno  tego nie rozumiecie. Nie zrozumiecie, jak to jest, kiedy kochacie kogoś tak mocno, że nie wyobrażacie sobie życia bez tej osoby, a jej nagła utrata boli jak cios w samo serce. Zapewne to zauważyliście, jak od tamtego dnia każdego wieczoru wyglądałam za okno wyczekując jego powrotu. Nie docierało do mnie to, że ojca już z nami nie ma. Że nigdy już nie ujrzę jego uśmiechu i, że nie będę narzekać, że tego dnia nie zgolił brody...
- Robił wyśmienite naleśniki. - wtrąca Lana, gdy matka zaczyna wspominać mężczyznę. - Mimo że nie miał ręki do gotowania, to one wychodziły mu wyśmienicie.
- Gdy latem rosły owoce, zawsze je do nich dodawał. - wspominam, dziwiąc się jednocześnie, że po tych trzech latach wciąż pamiętam takie szczegóły. - A zimą gdy spadł śnieg zawsze zabierał nas na sanki, mimo że to on zawsze musiał nas ciągnąć.
- Ale nigdy na to nie narzekał, prawda? - Thomas podłapuje temat, patrząc na mnie, chcąc to wszystko sobie przypomnieć. - Mawiał, że jest silny jak tur, a takie trzy szczeniaki to dla niego pestka.
    Mama uśmiecha się smutno słysząc to określenie, którym tata nazywał nas gdy byliśmy młodsi.
- Ojciec was kochał. - stwierdza. - Ja również was kocham, mimo tego, jak się zachowywałam. Naprawdę żałuję tego, że jego utrata sprawiła, że doprowadziłam się do takiego stanu, mimo że na początku obiecywałam sobie, że jego brak nie wpłynie na mnie, że nie pozwolę sobie na ciągłe opłakiwanie go...
- Mamo, przecież miałaś prawo, by dopiero z czasem zaakceptować jego śmierć... - wtrąca Thomas.
- Ale czy to powinno trwać aż trzy lata? - pyta mama, ale żadne z nas nie chce na głos zaprzeczyć, bo w ten sposób przyznalibyśmy jej rację. A mimo to przecież nasza trójka wie, że mama ma rację. Nawet najboleśniejsza żałoba nie powinna aż tyle trwać.
- No właśnie. - widząc nasze milczenie uznaje je za przyznanie jej racji, co jest dla mnie jak wbicie szpilki, bo naprawdę staraliśmy się by mama nigdy nie odczuła tego, że jej zachowanie jest dla nas problemem. Daliśmy jej tyle czasu, ile potrzebowała by się z tym pogodzić, ale najwyraźniej przez to jej stan uległ zmianie w zupełnie inną stronę. - Sami to rozumiecie.  Nie oczekuję od was, że tak z dnia na dzień mi wybaczycie, bo wiem, że to nie byłoby takie łatwe. Liczę jednak, że teraz, kiedy straciliśmy również Briana... Że będziemy potrafili wspierać się w tym bólu. Naprawdę nie chciałabym znów się od was odsunąć i zostawiać was z tym samych. A zwłaszcza, że teraz nasze życie trochę się zmieni.
- Co? - pyta Lana, nie rozumiejąc o co jej chodzi. - Jak to się zmieni?
- Peter Taler nie żyje. - zaczyna ponownie mama, patrząc na mnie. - Można w sumie rzec, że wyrzucił nas ze stada, więc nawet gdyby zyskało jakiegoś nowego Alfę, nie mamy po co tam wracać. Nie mamy już gdzie mieszkać, musimy więc zadbać i o to.
- Przecież moglibyśmy zamieszkać tutaj, ojciec Jasona chyba nie miałby nic przeciwko temu... - rzucam niepewnie, bo do tej pory nie myślałam nad tym, gdzie zamieszkamy gdy to wszystko się skończy. Nie potrafiłam nawet liczyć na to, że tak szybko skończy się konflikt z Peterem.
- Może i nie miałby nic przeciwko temu, ale nie zamierzam wpychać się królowi na głowę tylko dlatego, że moja córka będzie jego synową. - stwierdza. - A z resztą, kochanie, czy jesteś pewna, że kochasz tego chłopaka i jesteś gotowa spędzić z nim resztę życia?
   Patrzę na mamę zaskoczona, bo zupełnie nie spodziewałam się takiego pytania. Ale odpowiedź na nie jest prosta: kocham Jasona pomimo tego, że nasza znajomość może wydawać się krótka i niepewna. Ale pomimo tego wiem, że jestem gotowa spędzić z chłopakiem resztę życia.
- Tak mamo, jestem pewna, że go kocham. - odpowiadam, widząc jej wyczekujący wzrok. - Wiem, że go nie znasz i może wydawać ci się, że twoja córka związała się z zupełnie przypadkowym i obcym chłopakiem, ale ja go naprawdę kocham i ufam mu. Wiem, że znamy się dość krótko, ale naprawdę czuję, że chce za niego wyjść i spędzić z nim resztę życia.
     W ostatniej chwili powstrzymuję się przed dodaniem paru słów o tym, że przecież jestem w ciąży z chłopakiem, ale uświadamiam sobie, że zajście w ciążę przed ślubem nie jest najlepszym wyczynem, a w każdym razie uważano tak w naszym mieście.
     Mama wpatruje się we mnie, zastanawiając się nad moimi słowami. Wiem, że mam rację w kwestii tego, że nie zna Jasona i musi zaufać jedynie moim słowom, ale ja naprawdę go kocham i czuję się z nim bezpiecznie. Po chwili jednak dostrzegam delikatny uśmiech na jej twarzy, przez co wiem, że postanowiła mi zaufać w tej kwestii.
- Dobrze, skarbie - odzywa się. - Widzę, że go kochasz i ufasz mu, więc na pewno nie jest złą osobą. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa, choć w takim stopniu jak ja byłam szczęśliwa z ojcem.
    Nie wiem co powiedzieć, gdy słyszę jej wypowiedź. Mama bardzo rzadko wspomina swój związek z ojcem, pomimo że postać mężczyzny była bardzo często przywoływana w naszym domu. A mimo to cieszę się, że nie jest przeciwna Jasonowi i życzy nam szczęścia.
- Ktoś jeszcze może chciałby się pochwalić jakimiś nowinami? - wzrok kobiety kieruje się na Lanę i Thomasa, którzy do tej pory siedzieli cicho, słuchając naszej rozmowy. - Lana, mam nadzieję, że powstrzymasz się z lataniem za chłopakami przynajmniej jeszcze cztery lata.
- Możesz być o mnie spokojna, mamo. - zapewnia dziewczyna, spoglądając na Thomasa, po chwili szturchając go łokciem. - Ale chyba nie można powiedzieć tego samego o Thomasie.
     Chłopak spogląda na nią zaskoczony tym, że odważyła się o tym cokolwiek wspomnieć przy mamie. Ja patrzę na tę dwójkę, ciekawa jak to się potoczy, bo najwyraźniej między Thomasem a Clarkiem może chodzić o coś więcej, skoro mój brat tak reaguje. Lana spogląda na niego wyzywającym wzrokiem, chcąc przekonać się, jak z tego wybranie. Mimo bliskiej relacji jaka jest między naszą trójką, to Lana zawsze wydawała nas mamie, gdy wraz z Thomasem wpadłam w jakieś kłopoty. Najwyraźniej mimo upływu lat ta cecha nie zniknęła z jej charakteru.
- Oh, czyżby podobała ci się któraś z córek Elinor i Henrego? - pyta mama, patrząc na niego.
- Co?! - pyta w szoku chłopak, a po chwili wraz z Laną parskamy śmiechem, widząc jego zaskoczoną i zbulwersowaną reakcję. Thomas nie odzywa się do nas, jedynie zaszczyca nas spojrzeniem, od którego popadamy w jeszcze większy śmiech.
    Więc skoro wciąż potrafimy znaleźć nawet głupi powód do śmiechu, może nie będzie tak źle. Może będziemy potrafili poradzić sobie z kolejną stratą, i może tym razem nasza rodzina się nie rozleci, a także mama nie popadnie w stan podobny do depresji. Głęboko wierzę, że tak może się stać.

Przeznaczona Alfie ✓Where stories live. Discover now