Rozdział siódmy

8K 347 12
                                    

Katrina:
Biegłam sobie spokojnie przez las, zastanawiając się czy Peter już zauważył moją nieobecność. Jeśli tak, to na pewno się wściekł. Ale, jeżeli chce ze mną być to musi zrozumieć moje potrzeby. Czasem potrzebuje takiego wyjścia w las. Uniosłam w górę nos, zaciągając się leśnym powietrzem. Cudownie.
Znam ten las od dziecka. Spędzałam tu każdą wolną chwilę w dzieciństwie, razem z moim rodzeństwem. Bawiliśmy się, wygłupialiśmy. Trochę brakuje mi tych czasów. Ale cóż, każdy musi kiedyś dorosnąć...
Szłam dalej, gdy nagle usłyszałam czyjeś głosy. W jednej chwili zmieniłam się w człowieka, po czym ubrałam się. Po cichu podchodziłam do tych osób.
Powoli zbliżałam się do tych osób. Teraz widziałam ich trochę lepiej. Byli to dwaj mężczyźni, na oko dwudziesto-paroletni, jeden z nich był brunetem, drugi miał długie, rude włosy. Oboje mieli trupio-bladą cerę. Wampiry. Jestem ciekawa czy Peter wie że wampiry przebywają na jego terenie.
Za bardzo nie chcąc by mnie zauważyli, powoli zbliżałam się do nich, starając się nie narobić żadnego hałasu. Teraz słyszałam ich wyraźniej.
-Posłuchaj Clark, nie można tam tak po prostu wejść.-odezwał się  rudowłosy.
-A dlaczego nie?-zapytał chłopak nazwany Clarkiem.- Ojciec powinien był to zrobić już dawno. Za śmierć naszej siostry, on też powinien zginąć...
Ukryłam się szczelniej w krzakach. Więc chcą się na kimś zemścić za śmierć ich siostry. Skoro są wampirami, to na pewno na wilkołakach. Ale tak się składa że jest to teren mojego mate.  Chyba Peter nie zabił jakiejś wampirzycy?... A co jeśli to zrobił? Jeżeli ma przede mną jakieś tajemnice?
Nie zauważyłam nawet, kiedy zaczęłam się cofać. Musiałam stąd znikać, powiedzieć o nich Peterowi, dowiedzieć się o co chodzi. Chyba przecież nie ukrywałby przede mną takich spraw? Nagle pod moimi stopami rozległ się trzask łamanej gałęzi. Szlak. Żeby tylko tego nie słyszeli...
-Jason, słyszałeś to?- usłyszałam pytanie Clarka.
-Tak,usłyszałem.-odpowiedział mu, po czym zaczął zmierzać w moją stronę.
Mam przechlapane. Czemu ja zawsze muszę pakować się w jakieś kłopoty?
~~Też się nad tym zastanawiam.- skomentowała Lucy.
Postanowiłam nie odpowiadać na ten komentarz, i znaleźć jakoś drogę ucieczki. Dalej się wycofywałam, raz po raz oglądając się za siebie. A może jednak mnie nie śledzą...
-A panienka to się zgubiła?- nagle usłyszałam obok siebie męski głos. Czy ja mam jakiegoś pecha czy co?!
Spojrzałam w tamtą stronę, po czym spostrzegłam tego bruneta, Clarka. Spoglądał na mnie władczo i wyniośle, jakby był ode mnie lepszy. Co on Alfą jest czy co?!
Nie odpowiadałam na tą uwagę, wpatrując się w niego zła. Ale tak naprawdę byłam przerażona. Co oni mogliby mi zrobić?
-Na wampirzycę mi nie wyglądasz.-stwierdził, zaczynając krążyć wokoło mnie.-Więc zapewne jesteś wilkołakiem.
-A ty jesteś na terenie Alfy Petera Talera.- odezwałam się bez zastanowienia.-I sądzę, że on o tym nie wie.
Przez chwilę wydawało mi się że wampir się przestraszył.  Na jego twarzy pojawił się wyraz lęku. Jednak po chwili znikł, by zamienić się w chytry uśmiech.
-Skoro tak bardzo jesteś tego pewna, to musisz być jego mate.-stwierdził.- Ciekawe jak zareaguje gdy dowie się że jesteś przetrzymywana przez księcia wampirów.
Co? Że niby to blade truchło jest księciem wampirów? Jeśli tak, to wychowany on za grosz nie jest...
-Clark, co ty tam wyprawiasz?-usłyszałam głos drugiego z nich, Jasona.
-Trafiłem na pewne znalezisko.-odpowiedział mu.
Po chwili Jason wynurzył się z lasu. Był to młody mężczyzna o długich do ramion rudych włosach, idealnie współgrających z jego bladą cerą. Całkiem przystojny...
~~Uwaga, ziemia do Katriny!- zawołała Lucy w moich myślach.- To wampir!
Zdawałam sobie całkowicie z tego sprawę, ale czy nie mogę nawet podziwiać jego piękna? Nawet wróg rasy może mi się podobać...
-Ją nazywasz znaleziskiem?-zapytał Clarka.- To zwykła dziewczyna.
-Wilkołak.- odpowiedział mu.
Jason przyglądał mi się zainteresowany. Nie wyglądał na takiego, który nie zwróciłby uwagi na samice wilkołaka, w dodatku omegę poruszającą się samotnie po lesie. I który puściłby mnie wolno...
~~Sama się w to wpakowałaś, to teraz cierp.-stwierdziła Lucy.
No nie! Najpierw spotykam wampiry, a potem moja wilczyca odwraca się przeciwko mnie. Lepiej być nie może.
-Więc, skoro już wpakowałaś się do naszego obozowiska, to nie możesz już stąd iść.-stwierdził Clark.
Oczywiście, miałam nikłe nadzieje na to że tak po prostu mnie wypuszczą, jednak byłam wściekła. Przez moją nieuwagę i lekkomyślność dałam się złapać dwójce wampirów. Po prostu, lepiej być nie może.
-Jak to?-zapytał zaskoczony Jason.- W takim razie co zamierzasz z nią zrobić?
-Jason, to mate tego pchlarza!-zawołał wściekły.- Możemy wziąść ją na wymianę.
Na wymianę?! O co im wogóle chodzi? Czy to może mieć związek z ich wcześniejszą rozmową? Jestem ciekawa, czy gdybym zapytała o to Petera, on powiedziałby mi...
Clark cofnął się w las, Jason za to wciąż stał przede mną. Wiem że pilnuje mnie bym nie uciekła. A zrobiłabym to z wielką chęcią...
Po chwili tamten wrócił, niosąc w rękach łańcuch. Ale zaraz, on jest ze srebra?! Oczywiście mogłam się o tym przekonać, po po chwili związał mi nim ręce, przez co było mi nie wygodnie, a srebro parzyło mi skórę. Ja na serio mam jakiegoś pecha!

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz