Rozdział czwarty

11.8K 496 35
                                    

Katrina:
Uduszę sierściucha! Uduszę, wydłubię mu oczy, pourywam łapy! Jak on śmiał powiedzieć o tym publicznie przy całym stadzie?!
Zaraz po tym jak to ogłosił, reszta watahy rozeszła się do swoich domów, a ten kłak który okazał się moim mate kazał jakiemuś becie przyprowadzić mnie do swojej siedziby. Chcąc nie chcąc, udałam się za tym mężczyzną. Zaprowadził mnie do domu Alfy, był to trzy-piętrowy dom. Nie wiem jak wygląda od środka, nigdy tu nie byłam. Omegi nie mają tam wstępu.
Mężczyzna wprowadził mnie do budynku, od razu kierując się na pierwsze piętro. Poszłam za nim. Zostałam wprowadzona do jakiegoś pokoju, jak się okazało był on gabinetem Petera. Chłopak siedział za biurkiem, przeglądając jakieś papiery. Gdy weszliśmy do środka uniósł wzrok znad kartek.
-Ach, tak. -odezwał się.- Dziękuję ci Ners. Możesz iść.
Mężczyzna wyszedł. Ja za to, stałam przed chłopakiem, z rękami skrzyżowanymi na piersi, i spoglądałam na niego wściekła.
- Katrino, jak czujesz się jako moja mate?- zapytał spokojnie.
- Nie jestem twoją mate!- wybuchłam.- Jak ty wogóle śmiałeś to powiedzieć przy całym stadzie?! Jesteś jakiś nienormalny?! Takich rzeczy nie mówi się przy całym stadzie!
- Jesteś moją mate.- odpowiedział spokojnie.- Musiałem to obwieścić całemu stadu, od dawna szukałem dla niego Luny. A jeśli chodzi o nasz związek, to wcześniej czy później przekonasz się do niego.
-Nie śnij o tym.
~Wolałbym śnić o czymś innym. -usłyszałam jego odpowiedź.
Zboczeniec. Nie dosyć że świr, to jeszcze zboczony. Świństwa mi tu będzie proponował.
~~Sama też byś tego chciała.-odpowiedziała moja wilczyca.
No nie! Jeszcze ona przeciwko mnie?! Jak ona wogóle może coś takiego proponować?!
~~Uwierz, spodobało by ci się to.- znów przemówiła.
Nie odpowiedziałam jej. Czasem Lucy po prostu mnie denerwowała.
-To co, może odważysz się ze mną porozmawiać?- zapytał, wyrywając mnie z kłótni z moją wilczycą. Na rozmowy mu się zebrało. Ale, dobra, zobaczymy o co mu chodzi.
-Dobra. -odpowiedziałam.

Peter:
-Dobra-odpowiedziała
Zgodziła się. Moja mała mate zgodziła się ze mną porozmawiać. Obiecuje jej, że nie będzie nigdy więcej się przeze mnie denerwować że teraz jej życie będzie usłane różami, że...
~~Nie obiecuj tyle, bo tego nie spełnisz.-skomentował mój wilk.
~~Spełnię!-odpowiedziałem- Spełnię to i nawet więcej!
~~Zobaczymy.
Kiedy skończyłem przekomarzać się z moim wilkiem, spostrzegłem że Katrina wciąż stoi na przeciwko mnie. Ubrana była w spodnie do kolan w kolorze malachitowym, koszulkę z krótkimi rękawami w kolorze jagodowym. Rude, długie włosy opadały jej na ramiona. Ręce skrzyżowane na piersi i jej przeszywające spojrzenie świadczyły o jej nieustąpliwości.
Jest piękna.
-Chodź ze mną.- powiedziałem do niej i wyprowadziłem z gabinetu. Zaprowadziłem ją do mojej sypialni na drugim piętrze.

Katrina:
-Chodź ze mną. -powiedział, po czym wyprowadził mnie z gabinetu. Poprowadził mnie na drugie piętro, po czym wprowadził do jakiegoś pokoju, jak się okazało była to sypialnia, zapewne jego.
~Nasza, kochanie, nasza.-poprawił mnie.
Zmarszczyłam brwi. Nie doczekanie jego. Rozejrzałam się po pokoju. Było to duże pomieszczenie z ogromnymi oknami na przeciwko drzwi. Ściany pomalowane były na szaro, z widocznymi białymi pasami. Na podłodze położony był czarny, puchaty dywan, po lewej stronie, przy ścianie stało ogromne łoże z szarą pościelą i białym kocem na niej. Po przeciwnej stronie stała ogromna trzydrzwiowa szafa, z czego dwoje z drzwi pokrywały lustra. Na przeciwko wejścia dostrzegłam ogromne okna rozciągające się na całej ścianie.
Był to piękny pokój, jednak nie przyszłam podziwiać pomieszczeń.
-O czym chcesz rozmawiać?-zapytałam

Przeznaczona Alfie ✓Donde viven las historias. Descúbrelo ahora