Rozdzał siedemdziesiąty ósmy

444 17 0
                                    


Clark:
   Bez rozglądania się wokoło od razu kieruję się w stronę Thomasa i Katriny, mimo że zdaję sobie sprawę z tego, że ojciec mnie obserwuje. Nie mam jednak zamiaru z nim rozmawiać. Najchętniej ukryłbym się w swoim pokoju, jak najdalej od niego, ale wiem, że nie powinienem zostawiać Thomasa samego w takiej sytuacji. 
    Przez chwilę zamieram, gdy podchodzę bliżej rodzeństwa, które wpatruje się we mnie; Katrina uśmiechając się lekko, ze zrozumieniem, Thomas zaś z troską o mnie, jakby podejrzewał, dlaczego unikam wzroku ojca. Wiem, że prędzej czy później będę musiał mu powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. 
   Po chwili jednak otrząsam się, wiedząc, że to nie jest miejsce ani czas na zaprzątanie sobie głowy moją kłótnią z ojcem. Z lekkim pośpiechem podchodzę do Thomasa i Katriny, z jakiegoś powodu obawiając się, że coś mi w tym przeszkodzi.  
  Ale tak się nie dzieje. Bez żadnych przeszkód docieram do rodzeństwa, które wpatruje się we mnie, jakby z oczekiwaniem. 
- Katrino, Thomasie - odzywam się, odruchowo przyjmując oficjalny ton. - Chciałbym złożyć wam moje kondolencje z powodu śmierci waszego brata. 
     Dziewczyna kiwa głową, przyjmując moje słowa, chłopak zaś uśmiecha się do mnie delikatnie. Widzę, że nie może powstrzymać się przed dotknięciem mnie, odruchowo sięga po moją rękę, splatając razem nasze palce i składając na mojej dłoni pocałunek. 
   Katrina uśmiecha się, obserwując ten gest, ale ja przez chwilę panikuję, odruchowo chcąc spojrzeć na ojca; dowiedzieć się czy nas obserwuje. Ale nie robię tego, próbując się uspokoić. Obiecałem sobie, że nie będę przejmował się jego opinią.
- Powiedziałeś mu? - pyta Katrina, spoglądając na brata z ciekawością i pewnym rodzaju szelmostwem, które bardzo dawno temu widywałem jedynie u Ariany. 
- O czym miałem mu powiedzieć? - pyta zaskoczony Thomas, najwyraźniej tak samo jak ja nie wie o co chodzi jego siostrze. 
- Więc nie pochwaliłeś się, że mama w pewien sposób udzieliła wam błogosławieństwa? - pyta dziewczyna, starając się brzmieć tak niewinnie, jak tylko to możliwe, mimo że mogę dostrzec na jej twarzy zadowolenie z zobaczenia naszych reakcji. 
  Spoglądam na chłopaka, nie do końca wierząc w to, co usłyszałem. Thomas zdaje się nie być zadowolony z tego, że jego siostra to wypaplała.
- Błogosławieństwa? - pytam, patrząc na Thomasa. Cóż, co prawda jestem zainteresowany chłopakiem, ale nie spodziewałem się od razu takich przyrzeczeń. 
- Po prostu, mama stwierdziła, że jeżeli coś między nami zaszłoby na poważnie, to ona to w stu procentach zaakceptuje. - wyjaśnia w pośpiechu Thomas, spoglądając karcąco na siostrę. - Nie musiałaś przedstawiać tego aż tak poważnie.
- Nie musiałam, ale było warto. - stwierdza Katrina, znów uśmiechając się do brata, po chwili odchodząc. 
- Naprawdę twoja matka tak powiedziała? - pytam, trochę w to nie wierząc, mimo że rodzicielka Thomasa i dziewczyn nie wygląda na taką, która nie zaakceptowałaby odmienności u swojego dziecka.
- Powiedziała, że nie ma dla niej znaczenia, z kim będę się spotykał, bo jeżeli to sprawi, że będę szczęśliwy, to ona również będzie szczęśliwa. - odpowiada dość szczegółowo, uśmiechając się. 
    Czuję się tak, jakby ktoś zcisnął mnie za wszystkie wnętrzności. Spoglądam na matkę Thomasa, rozmawiającą z ojcem Rozell, tak spokojną, pomimo tego, że przed kilkoma godzinami pochowała najmłodsze dziecko. Nie wątpię w to, że potrafiłaby zaakceptować swojego syna, zainteresowanego innymi mężczyznami. 
  Ale jednocześnie odczuwam zawód wobec  swojego ojca, że zareagował właśnie tak, a nie inaczej. Powinienem się już do tego przyzwyczaić, po tylu latach obwiniania mnie o śmierć matki, o to, że pokochałem niewłaściwą osobę. A mimo to wciąż tak okropnie boli.
- Clark? - słyszę głos chłopaka, wyrywający mnie z tych ponurych myśli. - Coś nie tak? 
- Nie, jest dobrze. - odpowiadam, nagle zauważając zbliżającego się w naszą stronę ojca. No dobra, jednak nie jest za dobrze.
  Ojciec zbliża się do nas, a ja czuję, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Mam ochotę znaleźć się gdzieś indziej, ale wiem, że to niewykonalne. Mam tylko nadzieję, że ojciec nie będzie próbował kłócić się ze mną przy tylu osobach.
  Czuję, jak Thomas mocniej ściska moją dłoń, jakby wyczuł, że coś jest ze mną nie tak. Oczywiście nie powiedziałem mu, jak tak naprawdę potoczyła się moja rozmowa z ojcem, nie powiedziałem mu, że ten nie za bardzo toleruje moje zainteresowanie chłopakiem. Ale może powinienem był to zrobić. Przynajmniej Thomas wiedziałby, jak tak naprawdę wygląda sytuacja.
- Thomasie, bardzo mi przykro z powodu śmierci twojego brata. - mówi ojciec, gdy tylko znajduje się tuż przed nami.
- Dziękuję, wasza wysokość. - odpowiada Thomas. - Dziękuję również za to, że w jakiś sposób pomógł pan mamie nie załamać się po tym wszystkim.
- Wydaje mi się, że wasza matka potrzebowała porozmawiać z kimś, kto również przeżył coś podobnego do niej. - stwierdza ojciec, niepewnie dobierając słowa, które i tak wywołują zaskoczenie u Thomasa. 
   Ale ja słysząc je chowam się za wilkołakiem, bardzo dobrze wiedząc, że po części jest to moją winą. I nawet jeżeli ojciec mi wybaczył, to już zawsze będę czuł się temu winny.
   Najbardziej dziwi mnie jednak to, w jaki sposób ojciec traktuje Thomasa. Jest wobec niego miły, uprzejmy, nie wydaje mi się, żeby w jakiś sposób był do niego uprzedzony. Jakby Thomas czymś różnił się ode mnie.
- Clark? - z zamyślenia wyrywa mnie głos ojca, który wpatruje się we mnie. - Chciałbym z tobą porozmawiać na osobności. 
   W pierwszej chwili mam zamiar odmówić, zapierając się przed tą rozmową rękami i nogami. Bardzo dobrze pamiętam, jak skończyła się ostatnia rozmowa między nami, i naprawdę wolałbym tego uniknąć po raz drugi.
  Dostrzegam jednak spojrzenie Thomasa, który w jakiś sposób naprawdę wierzy w to, że mógłbym pogodzić się z ojcem. I naprawdę głupio mi byłoby zawieść jego wiarę we mnie.
- Dobra. - odzywam się do ojca, niechętnie puszczając rękę Thomasa i podążając za mężczyzną. Zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak wilkołak uśmiecha się do mnie pokrzepiająco.
  Ojciec wyprowadza mnie z sali na korytarz, jakby chciał uniknąć robienia scen przy innych. Przez chwilę patrzymy na siebie nawzajem w ciszy, którą decyduję się przerwać, chcąc mieć to już za sobą. 
- Więc? - pytam. - O czym chcesz ze mną rozmawiać? Czy może ponownie zamierzasz przyznać, że to co robię nie jest normalne? Że jakaś część mnie nie jest normalna?
   Wpatruję się w ojca, oczekując najgorszego, po części wiedząc, że nakręcam sam siebie. Bo może ojciec jednak zrozumiał, że to co powiedział było nieodpowiednie, a ja niepotrzebnie nastawiam się na najgorsze? 
- Wiesz w ogóle co robisz? - pyta ojciec. - Czego chcesz od tego chłopaka? 
- Nie. - mimowolnie odpowiadam szczerze. - Ale do tej pory, kiedy sprowadzałem dziewczyny na jedną noc jakoś nie robiłeś z tego aż takiej afery. 
- Bo z czasem przyzwyczaiłem się, że z żadną z nich nie planujesz przyszłości. - stwierdza ojciec. - Ale widzę, że w jakiś inny sposób traktujesz brata Katriny.  Co nie za bardzo mi się podoba. 
- Nie martw się, nie potrafiłbym się nim zabawić a potem tak po prostu porzucić. - mówię żałośnie, wiedząc jednak, że nie o to martwi się ojciec. 
- Posłuchaj, naprawdę nic nie mam do tego chłopaka, ale nie podoba mi się, że interesujesz się nim w taki sposób. Potrafiłem zaakceptować twoje zabawianie się z kobietami, ale to przechodzi ponad miarę.
- Dlaczego? - pytam, zachowując resztki spokoju. - Dlaczego niby to ci przeszkadza? 
- Bo to naprawdę nie jest normalne. - wyznaje w końcu ojciec. - Nie potrafię spokojnie patrzeć na to, że jeden z moich synów może twierdzić, że uszczęśliwiałby go taki związek.
  Patrzę w szoku na ojca, nie mogą do końca pojąć, że to właśnie w taki sposób to widzi. Jak coś nienormalnego. Jakbym ja sam również nie był normalny.
- W takim razie bardzo mi przykro, ale będziesz musiał się do tego również przyzwyczaić. - stwierdzam z kpiną, mimo że czuję się tak, jakby wewnątrz mnie przechodziło istne tornado.
  Naprawdę nie dociera do mnie, że ojciec mógł mnie tak potraktować. Jakby to, że interesuję się chłopakiem sprawiało, że od razu jestem kimś gorszym. 
- Clark... - wzdycha ojciec, a ja dostrzegam, że już w jakiś sposób zrezygnował w ciągnięciu tej rozmowy. - Wiesz, przez chwilę sądziłem, że może robisz to dlatego, aby mnie wkurzyć, ale teraz widzę, że tobie na serio na nim zależy.
   Nie wytrzymuję i parskam żałosnym śmiechem, zauważając, że ta rozmowa toczy się w naprawdę dziwny sposób. Jeszcze chwilę temu ojciec twierdził, że to co robię nie jest normalne i on tego nie akceptuję, a teraz nagle jakby do końca uzmysłowił sobie, że to nie jest mój kolejny wygłup a ja traktuję to całkowicie poważnie. 
   Ojciec patrzy na mnie karcąco, ale ja nie mam już sił by kłócić się z nim. Oboje i tak bardzo dobrze wiemy, że nie posłucham go i będę postępował po swojemu. 
- Wiesz co? - odzywam się, patrząc na ojca. - Naprawdę nie interesuję mnie już to, co o tym myślisz. Pragnę tylko, abyś przypadkiem nie nagadał tego samego Thomasowi, bo tego ci nie wybaczę. 
   Nie oczekuję odpowiedzi ojca, od razu odchodzę, mając naprawdę nadzieję, że nie postanowi również oskarżać o coś chłopaka. Jakby w ogóle miał o co.

Przeznaczona Alfie ✓Where stories live. Discover now