Rozdział osiemdziesiąty czwarty

295 11 0
                                    

Clark:

Mieszkańcy zamku powoli schodzą się na dziedziniec, szepcząc między sobą i spoglądając w stronę postawionego rusztowania. Ojciec chciał mieć to za sobą i zażądał, żeby zostało postawione tak szybko, jak to możliwe. Stało się więc tak, jak sobie zażyczył, i już niedługo trucicielka jego córki zmierzy się z konsekwencją swojego czynu.

Doskonale wiem, że powinienem tam być, stać obok ojca i brata, pokazać innym wampirom, że zgadzam się co do wyroku postawionego czarownicy. Nie jestem jednak w stanie znaleźć się w pobliżu ojca, choć jest to wydarzenie publiczne, chyba boję się tego, że ten znów doprowadzi do naszej kłótni.

Pojawią się Jason wraz z ojcem, zmierzając w stronę przygotowanych krzeseł. Mój brat nie kryje się z rozglądaniem wokoło. Czyżby szukał mnie, licząc, że jednak się tam pojawię? A może wypatruje Katriny lub Lany których podobno miało nie być na egzekucji?

W tym momencie się tego nie dowiem. Kiedy ojciec siada, zwraca uwagę na seneszala, który zaczyna mówić. Zapewne przedstawia powód tego całego zgromadzenia, co zostanie wykonane, na kim, i za co. Gdy tylko kończy przemowę, straż wyprowadza z zamku osądzoną Ami Calipo.

Moja dawna kochanka wygląda inaczej, niż gdy widziałem ją ostatnio. Długie blond włosy zostały ścięte, zapewne po to, by nic nie zablokowało katowskiego ciosu. Dostrzegam brud na jej twarzy i lekkiej sukni, a mimo tego czarownica idzie dumnie przed siebie, prowadzona przez dwóch strażników.

Dopiero po chwili zwracam uwagę na jej dłonie, zakute w specjalistyczny rodzaj kajdan. Te nie tylko ograniczają jej ruchy, ale ukrywają jej dłonie całkowicie, jakby chcieli powstrzymać ją od rzucenia zaklęć.

Straż wprowadza ją na rusztowanie. Ami wydaje się być pogodzona z losem, nie próbuje się stawiać. Może w końcu uświadomiła sobie, że nikt i nic nie uratuje jej przed wyrokiem.

- Clark. - męski głos odwraca moją uwagę od wydarzenia rozgrywającego się za oknem, a gdy oglądam się za siebie zauważam zbliżającego się Thomasa.

Chłopak podchodzi do mnie, stając obok, ale tuż po chwili przysuwa się jeszcze bliżej, składając pocałunek na moich policzku. Moje usta wyginają się w delikatny uśmiech z powodu tego gestu.

- Więc jeszcze żyje. - odzywa się Thomas, również patrząc na zdarzenie odbywające się na placu. Jego ręka jakby odruchowo obejmuje mnie w pasie przyciągając bliżej.

- Już niedługo. - stwierdzam, z przyjemnością przyjmując jego obecność tuż obok mnie.

- Ty również powinieneś tam być, prawda? - pyta, zauważając mojego ojca i brata.

- Nie chcę go widzieć. - odpowiadam od razu. - Nie chcę widzieć się ani z ojcem, ani z tą wiedźmą.

Widzę, że Thomas chce coś powiedzieć, ale po chwili rezygnuje.

- Lana chciała to zobaczyć. - wspomina Thomas. - Podobno mama i Katrina cudem dały radę przypilnować ją przy sobie, bo sądzę, że byłaby gotowa niepostrzeżenie zakraść się tam.

- Wątpię, że to mogło by się jej spodobać. - stwierdzam, ale delikatnie uśmiecham się na myśl o próbie Lany. - Bardziej prawdopodobne jest to, że miałaby po tym lekką traumę.

Przed wielu laty Isabelle miewała mdłości w czasie egzekucji i jakiś czas po niej, tak ją obrzydzał widok martwych ciał. Gdy byłem młodszy wydawało mi się to w jakiś sposób zabawne, że potrafiła wypić krew, ale obrzydzał ją widok trupów.

Sytuacja za oknem staje się jakby poważniejsza, można usłyszeć grające werble. Ami zostaje zmuszona do klęknięcia i pochylenia się, jej głowa znajduje się na pieńku katowskim.

Kat wysłuchuje ostatnich słów seneszala, nie mam pojęcia, o czym może mówić. Potem spogląda na mojego ojca, oczekując ostatniego kroku tuż przed wykonaniem wyroku.

Zdaje się jednak, że ojciec nie pamięta o tym, lub nie chce pamiętać. W milczeniu patrzy na czarownicę, ignorując zaskoczone spojrzenia poddanych i ponaglający wzrok Jasona.

- Co się dzieje? - pyta Thomas, spoglądając na mnie. - Dlaczego... Jeszcze nic jej nie zrobili?

- Czekają na wybaczenie jej win. - odpowiadam, wciąż wpatrując się w milczącego ojca. - To stary zwyczaj, mało kto o nim dziś pamięta. Tuż przed wykonaniem wyroku obecny władca, niezależnie czy to król, książę czy ktoś inny, powinien w pewnym stopniu wybaczyć oskarżonemu to, czego dokonał i co zawyrokowało nad jego losem. Tak, by w razie powrotu z umarłych nie dokonywano kolejnych osądów na straconym.

- W razie powrotu z umarłych? - powtarza Thomas z niedowierzaniem i lekką kpiną. - Clark, umarli nie wracają do żywych.

- Z czarownicami to nigdy nic nie wiadomo. - stwierdzam jedynie, tak samo jak zebrani świadkowie patrząc na ojca.

Ten jednak cały czas milczy. W końcu to zniecierpliwiony Jason wstaje, jeszcze posyłając ojcu zaskoczone spojrzenie, po czym wypowiada spodziewaną formułkę na odpuszczenie win. Po zebranych wydaje się przejść uczucie ulgi, że jednak udało się doprowadzić do wybaczenia winy czarownicy.

- I to wystarczy? - pyta Thomas. - Jeżeli to Jason wypowiedział te słowa, a nie król?

- Jak najbardziej. - odpowiadam. - Jason jest następcą tronu, więc posiada trochę więcej władzy i możliwości niż gdyby był zwykłym księciem jak ja. Pewnego dnia to on będzie wydawał wyroki i inne obwieszczenia.

- Więc jeśli poślubi Katrinę... - zaczyna, uświadamiając sobie co to może znaczyć.

- Twoja siostra poślubiając Jasona zostanie księżną. - wyjaśniam. - Ale jeżeli ojciec zginie lub dokona abdykacji, to Jason dziedziczy koronę, jako najstarsze, żyjące dziecko króla. Katrina w ten sposób zostałaby królową lub królową małżonką.

- O cholera. - klnie Thomas, a gdy spoglądam na niego, cicho śmieję się z jego zaskoczonej miny. Całuję jego policzek, po chwili znów zwracając uwagę na egzekucję.

Kat trzyma uszykowaną na tę sytuację siekierę. Mam nadzieję, że jest dobrze naostrzona, by wszystko poszło jak najszybciej. By ta wiedźma w końcu dostała to, na co zasłużyła.

Rozlega się głos tłumu, poganiający kata, by w końcu zrobił to, do czego go sprowadzono. Mężczyzna zbliża się do pochylającej się Ami, biorąc zamach, siekiera zbliża się do karku czarownicy, by w końcu pozbawić ją życia.

- Clark. - coś jakby strach w głosie Thomasa zwraca moją uwagę, odwracam wzrok w jego stronę, zauważając, że ten nie patrzy na morderstwo czarownicy.

Przyciągam go jeszcze bliżej, pozwalając by ukrył twarz tuż przy mojej szyi, tuląc go do siebie. Cichy dźwięk przypominający skomlenie dociera do moich uszu. Nie każdy potrafi przyjąć widok takiego zdarzenia ze spokojem. Właśnie bardziej zdziwiłoby mnie to, gdyby Thomas w ogóle nie zareagował.

Kiedy znów spoglądam za okno, jest już po wszystkim. Odcięta głowa czarownicy leży kawałek od jej ciała, wszędzie jest pełno krwi. Martwy, bezgłowy korpus stracił czucie, upadł na rusztowanie. Strażnicy już się tam pojawiają by zabrać jej ciało, wynieść je na spalenie. Któryś z nich zabiera jej głowę, może zrobią z nią to samo co z ciałem.

- I co? - pyta Thomas, odsuwając się ode mnie na niewielką odległość, patrząc za okno. - Czujesz się lżej z tym, że zginęła?

Jeśli mam być szczery, to ani trochę. skazanie Ami w żadnym stopniu nie sprawiło, że moje poczucie winy zmalało. To nie przywróciło życia Arianie, nadal jest martwa, jej prochy spoczywają w katakumbach.

- Trochę. - odpowiadam. Nie mam serca powiedzieć szczerze Thomasowi, że jednak nic się nie zmieniło.

Wydaje mi się, że Thomas i tak dostrzega prawdę od jednego spojrzenia na mnie. Nie mówi jednak nic na ten temat, jedynie całuje mnie w usta, co bardzo mi się podoba. Natychmiast oddaję pocałunek, wciąż trzymając go blisko siebie, nie spoglądając już więcej na dziedziniec.

Przeznaczona Alfie ✓Where stories live. Discover now