Droga Mamo i drogi Tato,
piszę do Was pierwszy raz od dość długiego czasu. Dużo nauki, w dodatku jestem w związku z Lily, której poświęcam naprawdę duuuużo czasu.
Przejdę do sedna: ja, Lily i moi kumple rozmyślaliśmy nad tym, gdzie spędzimy tegoroczne święta, które, jakby nie patrzeć, będą za dwa tygodnie.
Moglibyśmy je spędzić u nas w domu (liczę na to, że się zgodzicie)?
Dajcie odpowiedź jak najszybciej. Najlepiej od razu, żebyśmy w razie czego skombinowali inną miejscówkę.
Kocham Was,
JamesZalepił kopertę gryfońskim lakiem i podał sowie o wdzięcznym imieniu Carmen.
— Leć do moich rodziców. — powiedział do niej i otworzył okno, przez które wleciało do środka mroźne powietrze.
— Napisałeś? — spytała Lily. Kiwnął głową.
Do Pokoju Wspólnego Gryffindoru cichutko weszła Dorcas Meadowes. Stanęła obok kanapy.
— Cześć wam — odezwała się. Jej głos był słaby. — Mogę się dosiąść do was?
Para wymieniła zdziwione spojrzenia.
— Oczywiście, że możesz, Dor. — James poklepał miejsce obok siebie.
— Proszę, nie mówcie już na mnie "Dor". Tak mówili na mnie... mówili... — jej oczy zrobiły się szkliste i spuściła głowę. — Tak na mnie mówili rodzice.
— Jasne — Lily potarła ją po plecach.
Ktoś z łoskotem wypadł z męskiego dormitorium.
— Jest tu Dorcas?! — krzyknął Syriusz. Spotkał się ze zdziwionym spojrzeniem innych uczniów.
Gdy zobaczył twarz ukochanej, chciał do niej podejść, ale ona podbiegła do niego i wskoczyła na jego tors. Uwiesiła się mu na szyi. Uśmiechnął się łobuziarsko, dokładnie tak, jak uwielbiała. Nie widzieli się od paru dni. Panna Meadowes nie wychodziła z dormitorium, nie chciała nikogo widzieć. Oboje byli za sobą stęsknieni.
— Peter znów gdzieś wybył? — zapytała.
Black zacisnął szczękę.
— Tak, zapewne liże się po kątach z moją jakże ukochaną kuzyneczką, którą udusiłbym przy najbliższej okazji, ale niestety więzy rodzinne mi na to nie pozwalają, więc muszę znosić jej fałszywą mordę na drzewie genealogicznym w domu oraz na korytarzach w szkole. — wypowiedział na jednym tchu.
— Przecież mieszkasz teraz u mnie, uciekłeś z domu — zauważył James.
— Co nie zmienia faktu, że ciągle wszędzie ją widzę — burknął.
— Dorcas! Wspaniale cię znów widzieć! — Remus przytulił ją od tyłu i podniósł. — Jak się czujesz?
— Może być — mruknęła. Automatycznie została przytulona i wycałowana przez Claire, która przyszła tu z Remusem.
Gruba Dama wpuściła kogoś do środka. Wszystkie spojrzenia Gryfonów skupiły się na Peterze i Bellatrix, stojących i gapiących się w podłogę. Zapewne nie spodziewali się tylu osób.
— Obściskiwanie się piętro niżej — warknął Syriusz przez cały Pokój.
— I kto to mówi — wypluł Peter. — Sam miziasz się z Dorcas w pierwszym lepszym miejscu!
— Kochany kuzynie, zluzuj pasek od spodni — Bellatrix spojrzała na niego wrednie.
— SPOKÓJ! — wykrzyknęła Dorcas.
— Zamknij się, to nie twoja sprawa! — syknęła Bella, stając twarzą w twarz z dziewczyną Syriusza.
— Zaraz wybuchnę — mruknął Łapa do Pottera.
— Spokojnie, załatwię to. — Przyjaciel poklepał go po ramieniu.
To, co się po chwili stało, trudno ubrać w słowa. James wyskoczył przed Syriusza z różdżką, zgrabnie nią wymachując i wykrzykując klątwy na Petera i jego śliską dziewczynę. Bellatrix warknęła do nich, że to jeszcze nie koniec i przy najbliższej okazji, gdy się na siebie natkną, nie będą mieli szans z nią i Peterem.
— Chcielibyśmy w to wierzyć — zaśmiała się głośno Lily. — Dobra, koniec zabawy, wynocha stąd.
— Jeszcze się policzymy.
***
Kolacja. Cała społeczność Hogwartu zebrała się w Wielkiej Sali, by zjeść ostatni posiłek dnia. Jednak zanim Huncwoci zdążyli wziąć do ust choćby jeden kęs, przerwał im profesor Dippet, który zamierzał coś ogłosić.— Jako, że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, razem z całym ciałem pedagogicznym chcielibyśmy zorganizować wam bal. — Na jego słowa na sali można było usłyszeć piski, krzyki i oklaski. — Spokojnie. Cieszę się, że nasz pomysł spotkał się z takim zaangażowaniem z waszej strony. Impreza odbyłaby się dwudziestego drugiego grudnia, przeddzień waszego wyjazdu do domów.
— Myślę, że właściwe byłoby poproszenie o pomoc Prefektów w organizacji balu. Oczywiście my również dołożymy od siebie co nieco. — dodała McGonagall. — Dziewczęta ubierają się w suknie wieczorowe, chłopcy w smokingi. Bal zaczyna się o ósmej wieczorem.
— To wszystko, smacznego!
Wszystkie cztery stoły były podekscytowane imprezą. Dziewczęta od razu zaczęły się naradzać co założyć.
Syriusz nachylił się do Jamesa i Remusa:
— No to panowie, zakładamy to, co zawsze?
— Pfff, jasne. Jeszcze czego, żebym specjalnie kupował smoking. — mruknął Remus.
__________
Tak jak mówiłam – napisałam!
Dziś już nie chce mi się nic pisać. Wieczór i noc poświęcę na czytanie "Baby I'm A Sinner". Myślę, że jutro wstawię ostatni rozdział i epilog.Jako, że robię tak z każdym zakończonym fanfikiem, mam dla was zadanie:
Napiszcie pytania w komentarzach (jeśli macie) do:
– autorki (mnie)
– Lily
– Jamesa
– Petera
– Syriusza
– Claire
– Dorcas
– Remusa.
Odpowiedzi na pytania zamieszczę dzień po epilogu lub jeśli będzie ich wystarczająco dużo, w dzień epilogu.Buźka! xx
CZYTASZ
Daj mu szansę, Evans || Huncwoci (cz. I)
Fanfiction"- Czym jest przyjaźń według ciebie, Lily? - zapytał Syriusz, gdy weszli do dormitorium. - Na pewno nie tym, co czuję do Pottera. - warknęła dziewczyna, siadając na łóżku." Opowiadanie za czasów szkolnych Huncwotów, pisane w 3. osobie. Lily Ev...