💫✨
— Kochana Lily... Razem z Jamesem będziecie mieli dziecko.Lily patrzy nieprzytomnie na zmarłą (już) ciotkę Genowefę. Ciocia zalewa herbatę. Jest mugolką, lecz wie o magiczności nastolatki.
— Co-kiedy?! — wymyka się dziewczynie.
— Za ładnych parę lat. Będziecie cudownym małżeństwem, a swojemu dziecku, chłopcu, nadacie imię na literę H — uśmiecha się promiennie do Lily. — Musicie wszyscy na siebie uważać. Czeka na was niebezpieczeństwo.
— Merlinie... Skąd to wiesz, ciociu? Dlaczego cię widzę, choć od dawna nie żyjesz?
Lily podchodzi do stołu i łapie ciotkę za rękę. Nie może uwierzyć, że to sen.
— Tajemnica rodzinna, skarbie. Widzisz mnie, bo...
💫✨Otworzyła oczy. Jej ciało oblał zimny pot. Przewróciła się na lewy bok i chcąc złapać różdżkę, złapała rękę Jamesa. Pisnęła, nie spodziewając się tego. Chłopak siedział skrzyżnie na podłodze obok jej łóżka, obserwując ją.
— Co ci się śniło, kochanie?
Zerknęła na niego i zamrugała kilkakrotnie.
— Uwierz mi, James, nie chcesz wiedzieć. Co ty tu w ogóle robisz? Ktoś może cię zobaczyć!
— Podjąłbym każde ryzyko, by móc choć przez chwilę ujrzeć cię podczas snu — wyszeptał, zgarniając rude kosmyki Lily z jej twarzy.
— Przestań słodzić — warknęła i pocałowała go z uwielbieniem. Podczas pocałunku kucnęła, by być bliżej jego twarzy i wplotła palce w jego kręcone, potargane już, włosy. James położył dłonie na jej talii i przyciągnął ją mocniej do siebie, w efekcie czego usiadła mu na kolanach. Zdecydowanie oboje mieli przyśpieszone bicie serca, gdy drzwi do damskiego dormitorium otworzyły się z hukiem, ukazując w nich Syriusza, Dorcas, Remusa i Claire.
— No to nieźle — skomentował Łapa i zatrzasnął drzwi.
— Mogłeś zapukać — upomniała go Dorcas.
— Są ideaaaalni — westchnęła Claire.
— Tak jak my, słońce — Remus musnął jej usta wargami.
Usłyszeli stukot obcasów. Zdążyli się odwrócić, a już wpadli na McGonagall. Lunatyk dyskretnie zapukał w drzwi do dormitorium Lily. Wraz z otwarciem drzwi, James uderzył w profesorkę. Bąknął ciche "przepraszam" i wycofał się na korytarz.
— Nieźle się bawicie, zakochańce — szepnęła Meadowes.
— POOOTTERRRR!!! — wydarła się McGonagall, wyprowadzając za ramię Evans. — CO TO MA BYĆ?! — wskazała na malinkę na szyi Lily.
Przyjaciele wymienili spojrzenia.
— Pani profesor... — próbowała się tłumaczyć Lily, lecz Minerva nie przyjmowała wyjaśnień.
— MINUS PIĘĆDZIESIĄT PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU DLA WAS OBOJGA! W DODATKU ZAKAZ ZBLIŻANIA SIĘ DO SIEBIE NA ODLEGŁOŚĆ PIĘCIU METRÓW PRZEZ TYDZIEŃ!
Para pobladła. Na twarzach Lily i Jamesa malowało się przerażenie. Mieli wytrzymać tydzień bez siebie?!
— Mogę ją pocałować ostatni raz? — wypalił Potter.
— W policzek — podkreśliła profesor.
Miał pocałować ją w policzek, pocałował w usta.
— Kocham cię — szepnął jej do ucha.
— Kocham cię — odszepnęła.
___________
Przepustka do 21:00 w niedzielę. Mam nadzieję, że coś jeszcze gdzieś napiszę :)K O M E N T U J C I E <333
YOU ARE READING
Daj mu szansę, Evans || Huncwoci (cz. I)
Fanfiction"- Czym jest przyjaźń według ciebie, Lily? - zapytał Syriusz, gdy weszli do dormitorium. - Na pewno nie tym, co czuję do Pottera. - warknęła dziewczyna, siadając na łóżku." Opowiadanie za czasów szkolnych Huncwotów, pisane w 3. osobie. Lily Ev...