Rozdział 28 - Czuję się jak duże dziecko.

2.5K 175 128
                                    

Dormitorium Gryfonów. Remus siedział na swoim łóżku i gapił się w ścianę na przeciwko. Był sam. Przyjaciele byli na lekcjach, on nie czuł się na siłach, by na nie iść. Czuł, że coś zaczyna się psuć pomiędzy nim a Claire. Dziewczyna spędzała z nim coraz mniej czasu, co powodowało częste kłótnie i niedomówienia. Nie chciał jej stracić, czuł, że jest dla niego najważniejsza. Do tego dziś pełnia. Bolała go głowa.

— Jeśli nie zrobię tego teraz, różnie się to może skończyć — powiedział do siebie i poderwał się z łóżka. Przebiegł palcami przez włosy, potarł twarz i wyszedł z dormitorium.

Korytarze były puste – wszyscy uczniowie znajdowali się na lekcjach. Gdy szedł po kamiennej posadzce, jego stopy wydawały stukot, słyszalny zapewne w odległości stu metrów. Zmierzał do sali od Obrony Przed Czarną Magią. Znał plan zajęć Claire na pamięć, więc wiedział, że właśnie w tym momencie Ravenclaw miał OPCM.

Bez pukania wtargnął na lekcję, przerywając w pół słowa profesor Cecylii Merrythought. Odszukał wzrokiem swoją Claire Brilliant – siedziała w dębowej ławie skrzętnie sporządzając notatki. Podszedł do niej i złapał jej dłoń. Ich palce się splotły ze sobą. Bez słowa wyprowadził ją z lekcji. Claire była zaskoczona, nie bardzo rozumiała o co chodzi. Gdy drzwi się za nimi zatrzasnęły, Remus popchnął ją lekko, by upadła plecami na ścianę, złapał jej ręce i przytwierdził swoimi obok jej głowy i mocno pocałował. Uśmiechnął się przez pocałunek, tęsknił za smakiem jej ust.

— Ciii... nic nie mów — mruknął, gdy dziewczyna próbowała coś powiedzieć. — Chodź. Ubierz się ciepło, idziemy na Błonia.

Claire założyła palto, czapkę oraz szal, który pożyczyła od Remusa. Wyszli, wypełniając płuca mroźnym, grudniowym powietrzem. Ich dłonie wciąż były splecione.

— O co chodzi? — zapytała, przygryzając wargę.

— Nie chcę cię stracić, rozumiesz? — wyszeptał. — Tak bardzo cię...

Nie zdążył dokończyć, ponieważ Krukonka stanęła na palcach i zamknęła mu usta kolejnym buziakiem. W jej oczach błyszczały iskierki, jakich nie widział od dawna. Była szczęśliwa.

— Przepraszam. — wymruczała mu do ucha. — Przepraszam też, że zapytam, ale ulepimy dziś bałwana?! Proszę, proszę, proszę!

— Claire, nie zachowuj się jak dziecko — zaśmiał się Lupin, gdy zobaczył, jak jej dłonie ułożyły się w błagalnym geście. — Powinnaś wrócić na lekcje...

— ...z których sam mnie porwałeś... — dokończyła. — Kochanie, nie daj się prosić!

Oto jak przekonać młodego wilkołaka. Chwilę później tworzyli ogromne kule ze śniegu. Świetnie się przy tym bawili, zwłaszcza, że Krukonka co chwila wpychała Gryfona w zaspy śniegu, które przy okazji powstały. Remus był cały przemoczony, ale z szerokim uśmiechem odwdzięczył się, biorąc dziewczynę na ręce i wrzucając głową do dołu w górę śniegową. Specjalnie, niespecjalnie, zanurzyła się w niej cała, z czego chłopak miał straszny ubaw. Nacierali się śniegiem, rzucali śnieżkami, robili aniołki.

— Czuję się jak takie duże dziecko. — przyznała Claire, zawiązując bałwanowi "na szyi" czerwono-żółty szalik.

— W sumie nimi jesteśmy. Mamy dopiero niecałe szesnaście lat. — stwierdził Remus.

Obok nich pojawiły się odciski stóp. Para wymieniła znaczące spojrzenia i wspólnie zdjęli pelerynę-niewidkę z Huncwotów, Lily i Dorcas.

— Ach, mieliśmy nadzieję, że się nie spostrzegniecie! — jęknęła Lily.

— Jak dużo widzieliście? — spytał Lunatyk.

— Wystarczająco dużo — poruszył brwiami James.

— Bardzo śmieszne — wywróciła oczami Claire. — Jesteście głupi! — ze śmiechem obdarowała każdego prócz Remusa śnieżką prosto w twarz.

— O nie! — zaskomlała Dorcas i wskoczyła na plecy Syriuszowi, żeby razem z nim uciec przed Claire-katapultą.

— Ej — mruknęła Lily. — Gdzie Peter?

— Nie wiem i mało mnie to interesuje. Jest wredny. — żachnął się James i niespodziewanie wytarł śnieg w twarz Lily, co objawiło się piskiem i wyzwiskami, do których Rogacz przyzwyczaił się przez te wszystkie lata.

Wszyscy usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami frontowymi zamku. Wszyscy wiedzieli już o co chodzi i wszyscy mieli to samo na myśli.

— POTTER, BLACK, LUPIN, MEADOWES, BRILLIANT, EVANS!!! DO ZAMKU JUŻ!!! — wydarła się wściekła McGonagall.

— No to mamy przechlapane — stwierdziła Dorcas.

— Nic nowego — odetchnął Syriusz.

Biegiem ruszyli w stronę Hogwartu, śmiejąc się. Czymże jest ochrzan od wicedyrektorki w porównaniu z zabawą z najlepszymi przyjaciółmi?

__________
TypowaTynka umieraj, płacę za pogrzeb ❤

Daj mu szansę, Evans || Huncwoci (cz. I)Onde histórias criam vida. Descubra agora