Rozdział 2 - Porozmawiać z wrogiem.

5K 274 237
                                    

— Lily, śpisz?

Rudowłosa otworzyła jedno oko. Gdy zobaczyła, że to Molly Prewett – dziewczyna, która zajmuje przeważnie sąsiednie łóżko – podniosła głowę.

— Stało się coś? Która godzina? — zmrużyła oczy, chcąc uchronić się od światła różdżki.

Molly przegryzła nerwowo wargę.

— Chodź ze mną do Pokoju Wspólnego. Jakieś dziwne dźwięki stamtąd dochodzą...

Lily przymknęła oczy i głośno westchnęła. Następnie spojrzała na okno – była szarówka, oznaczająca, że może być gdzieś koło piątej rano. Po jej głowie krążyły najróżniejsze opcje, jednak najprawdopodobniejszą z nich było to, że Huncwoci znów coś odwalają.

— Lily? — przywołała ją do rzeczywistości panna Prewett.

— Tak, tak, już idę.

Dziewczyny wyszły z dormitorium i schodząc po schodach z różdżkami w rękach, nasłuchiwały szeptów, chichotów i innych bliżej niezidentyfikowanych odgłosów. Starały się stąpać jak najciszej, by nie wystraszyć "sprawców". Gdy były przed wejściem do Pokoju Wspólnego Gryfonów, wspólnie powiedziały 'Nox' i nastała ciemność.

— Syriusz, weź to tu przyczep, no — polecił jakiś głos, najprawdopodobniej należący do Petera.

— Genialne! — pochwalił Remus. Jego głos wszędzie się da poznać, więc nie było wątpliwości, że Lupin to Lupin.

Lily i Molly wypuściły powietrze. Evans układała już sobie powoli wszystko w głowie...

— BLACK, POTTER, PETTIGREW, LUPIN! O WY, DO CHOLERY JASNEJ, ZNOWU WYPRAWIACIE?!

Nastała cisza.

Nox — mruknął pewnie Potter. — Evans, daj spokój...

— Nie, na Merlina, jest piąta rano! — zirytowana przewróciła oczami. — CHCECIE, ŻEBYŚMY STRACILI KOLEJNE PUNKTY?!

Rozległo się chrząknięcie.

— Panno Evans, minus pięć punktów dla Gryffindoru za zakłócanie jeszcze trwającej ciszy nocnej — przemówiła surowym tonem McGonagall. Wszystkie oczy zwróciły się na nią. Wicedyrektorka miała potarganego warkocza, była ubrana w szlafrok i puchate kapcie. — Co się z tobą dzieje, Lily?

— Przepraszam, pani profesor. — spuściła głowę, rumieniąc się wściekle.

Wzrok nauczycielki przeniósł się na Huncwotów, którzy w tym momencie nie wiedzieli co ze sobą zrobić, więc chcieli cichaczem wrócić do swojego dormitorium.

— Potter, Lupin, Black, Pettigrew! Mało wam jeszcze atrakcji?!

— Pani profesor, bo my... — zaczął nieśmiało Remus.

— Nie mogliśmy spać... — pokiwał głową Syriusz.

— I sobie tak tutaj... — James przebiegł wzrokiem po kanapie.

— Przyszliśmy posiedzieć... — skończył Peter.

— Skaranie boskie z wami! — westchnęła. Gdy wychodziła, mruczała coś jeszcze o kanaliach i nastoletnich gówniarzach.

— Obudziliście nas — syknęła Lily.

— Oj, Marchewko, przestań. — Black podszedł do dziewczyny i ją przytulił. — Wiesz przecież, że to niespecjalnie...

— Black, skończ te swoje memoriałki, pastorałki i gorzkie żale i lepiej powiedz, co tym razem chcieliście odwalić — uśmiechnęła się Molly.

Daj mu szansę, Evans || Huncwoci (cz. I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz