Rozdział 18 - Odkrycie sekretu Remusa.

2.9K 203 36
                                    

Zielarstwo Huncwotom ciągnęło się jak guma balonowa. Profesor Sprout kazała uczniom przyciąć jakieś drzewka, ale chłopakom nie chciało się tego robić, więc usiedli na końcu Cieplarni nr 1 i zaczęli rozmawiać.

— Wychodzimy na Astronomii? Mamy dziś Astronomię w ogóle? — zapytał Syriusz.

— Tak, mamy — burknął Remus, któremu zaczął się udzielać smętny humor związany z dzisiejszą pełnią księżyca. — Jeśli już koniecznie chcecie ze mną iść, to musimy zerwać się z całej lekcji. Powinniśmy wyjść przed 22:00.

— Dobra. Profesor Sinistra nie powinna nam robić wyrzutów z tego powodu, możemy jej powiedzieć, że zaspaliśmy. — stwierdził James.

— Aberforth dalej pracuje w Gospodzie pod Świńskim Łbem w Hogsmeade? — spytał Peter, rozsiadając się bardziej na prowizorycznej ławce z dwóch związanych ze sobą dębowych belek.

Chłopcy prychnęli.

— Proszę cię, nigdy więcej nie tknę tego świństwa z jego baru! — James zrobił dziwną minę. — Jest okropne, nie mam pojęcia, jak ludzie mogą to jeść.

— Tam i tak nikt nie przychodzi — powiedział cicho Remus. — Każdy woli Trzy Miotły lub Herbaciarnię u Puddifoot.

— To co będziemy jeść przez te kilka dni? — dopytywał Peter, który martwił się, że przez te kilka dni nie będą mieli co jeść.

— Mogę napisać matce, żeby mi przysłała Stworka — mruknął Syriusz. — O ile mości pan raczy zaprzątać sobie mną głowę. — dokończył z ironią.

— Nie lepiej wziąć Zgredka? Stworek jest... hmm... niezbyt przyjazny i uczynny.

— Dobra, weźmy Stworka. — Lunatyk wzruszył ramionami.

Glizdogon zapatrzył się w przestrzeń.

— Za każdym razem boję się tak samo. Boję się, że w końcu się przyczepią, że co miesiąc uciekamy na trzy dni.

Rogacz walnął go w plecy.

— Ale co ty gadasz, stary, przecież Dumbledore sam zaproponował Wrzeszczącą Chatę na przemiany Luniaka i dobrze o tym wie! Nawet zasadził Bijącą Wierzbę, by nikt nie wszedł w trakcie naszego pobytu tam. Nikt nie ma prawa się do nas o to przyczepić!

— Za każdym razem mówisz mi to samo.

— Bo ty za każdym razem martwisz się o to samo! Zrozum, że jedyne niebezpieczeństwo jakie może nas spotkać to to, że nie damy rady Lupinowi.

— Dzięki — burknął sarkastycznie wspomniany. — Ulżyło mi.

Rogacz westchnął.

— Spotykamy się o 21:30 przy bocznym wyjściu. Musimy wszyscy wziąć różdżki, by unieruchomić Wierzbę. Później przejdziemy tunelem do Hogsmeade i... no i wszystko będzie cacy. Weźcie ubrania na zmianę, obojętnie. To, co zawsze. Do zobaczenia wieczorem, chłopaki — powiedział i wyszedł z Cieplarni. Miał iść odrabiać szlaban u Filcha, co zamierzał odwalić z niemałą satysfakcją. Wiedział, że pomoże mu w tym Irytek, zawsze gotowy na działanie na nerwy woźnemu.

***
Zegar w Pokoju Wspólnym Gryfonów pokazywał dwadzieścia pięć minut po dwudziestej pierwszej. Chłopaki, którzy już się przyszykowali na kilkudniowe biwakowanie w Wrzeszczącej Chacie, zaczęli się zbierać. O 21:30 byli akurat pod Sir Cadiganem, czyli tam, gdzie umówili się z Rogaczem.

***
Zaczęła się Astronomia. Lily rozejrzała się. Stali na Wieży Astronomicznej wśród dziesiątek teleskopów, starych map, piór. Było ciemno, ale niewielka lampka oświetlała kawałek Wieży.

Daj mu szansę, Evans || Huncwoci (cz. I)Where stories live. Discover now