13. Mówiłam Ci już, że Cię kocham?

5.2K 314 49
                                    

Długo nie czekałam na przyjazd Maxa. Po jakiś dziesięciu minutach od przerwania połączenia usłyszałam jak woła moje imię. Podbiegł do mnie i ukląkł przedemną na mokrym piasku.

–Co to jest?–Złapał delikatnie za czerwony ślad na mojej twarzy.–Kto Ci to zrobił?–Spojrzał mi się w oczy ze złością. Uśmiechnęłam się smutno.

–Tata.–Zmarszył brwi.

–Chodź.–Pociągnął mnie za ręce wstając.– Popatrzyłam na niego w niezrozumieniu.–Trzęsiesz się z zimna. Trzeba Cię ogrzać.

–Nie chcę wracać do domu.–Mruknęłam.

–Na razie mam inny plan.–Objął mnie ramieniem nie zwracając uwagi na to, że woda cieknie ze mnie ciurkiem.

–Będziesz mokry..

–Skoro Ty jesteś to ja też mogę.

Zaprowadził mnie do auta i pomógł do niego wsiąść. Po chwili okrążył samochód i do mnie dołączył.

– Gdzie jedziesz?–Zapytałam gdy on włączał ogrzewanie.

– Jedziemy.–Poprawił mnie.–Po kawę na stację paliw i coś do jedzenia, a resztę to się dowiesz w swoim czasie. Z tyłu na siedzeniu jest moja bluza i koc. Zaparkuje gdzieś z boku i jak wyjdę to się przebierzesz i przykryjesz.–Pokiwałam głową.
Zjechał tak jak mówił i poszedł do sklepu na stacji. Zrobiłam tak jak kazał. Gdy wrócił siedziałam w jego bluzie i dodatkowo przykryta kocem po szyję.

–Trzymaj.–Podał mi gorącą kawę.

–Dzięki.–Napiłam się i poparzyłam sobie język wrzątkiem.–Kurde.

–Uważaj.–Uśmiechnął się krzywo rzucając reklamówkę z zakupami na tylnie siedzenie.

–Max? A Ty nie będziesz miał przeze mnie problemów?–Zapytałam trochę niepewnie, bo przecież wyciągam go w nocy z domu.

–Nie. Mama wie, że jestem z Tobą.–Zmarszczyłam brwi.

–Alison? Nie miała nic przeciwko?

–Nie.–Odpowiedział zdawkowo.–Nawet więcej.

–To znaczy?–Spytałam.–Nie rozumiem.

–Może to i lepiej.

–Czemu?

–Musisz zadawać tyle zbędnych pytań?–Zaśmiał się nerwowo.

–Ale jakich pytań?–Tym razem żartowałam. Załapał i wspólnie się zaśmialiśmy.

Włączył radio. Leciały same stare przeboje. Zauważyłam, że wyjechaliśmy poza miasto. Teraz to mnie dopiero ciekawość zżera. Stopniowo przestawało padać, aż w końcu całkiem ustało.

–Ej, a gdzie my tak w ogóle jedziemy?

–Gdzieś, gdzie przyjeżdżałem gdy chciałem odpocząć i pobyć sam.

Więcej się nic nie odzywałam do czasu gdy zjechał w las.

–Ale nie zamierzasz mnie tu zgwałacić, zabić i zakopać, prawda?

–Zastanowię się.–Żartował. Zatrzymaliśmy się.–Dalej idziemy pieszo. –Wytrzeszczyłam oczy w szoku ale przemilczałam to i wysiadłam razem z kocem i kawą. Max wziął reklamówkę z tyłu i zamknął auto. Podszedł do mnie i złapał za rękę prowadząc tylko jemu znaną i widoczną ścieżką.
Po jakiś pięciu minutach zauwarzyłam przejaśnienie między drzewami. Z podekscytowania przyśpieszyłam kroku. Wyszliśmy nad jeziorem. Jedynym źródłem światła był księżyc, który wisiał wysoko na niebie. Słychać było grające świerszcze i plusk wody gdy ryby wyskakiwały ponad jaj powierzchnię. Max westchnął głęboko, spoglądając na mnie.

–Zamknij buzię bo ci ważka wleci.–Zaśmiał się.

–Max... Tu jest przepięknie.–Szepnęłam.– Nawet nie wiedziałam, że w pobliżu naszego miasta jest jezioro.

–Chodź. Rozpalimy ognisko.–Zaproponował.

–Okej.–Zgodziłam się.–Często tu przyjeżdżasz?–Zapytałam dostrzegając co raz więcej szczegółów, w tym okrąg ułożony z kamieni.

–Jakieś 2 razy w miesiącu. Różnie.–Wzruszył ramionami.

–Fajnie, że masz swoje miejsce.

–Nie. Teraz kiedy je znasz to jest to nasze wspólne miejsce.–Uśmiechnął się. Rozłożyłam koc i położyłam na nim stabilnie kawę.

–Idziemy po drewno?–Zapytałam.

–Tak.–Położył rzeczy na koc i poszliśmy w stronę lasu.–Zauważyłaś, że tu wszystko jest suche? Jakby przeszło bokiem?–Faktycznie tak było. Nawet nie zauważyłam.

–Lepiej dla nas.–Kiwnął głową.

–Dobra. Robimy tak: Ja idę na lewo, Ty na prawo i za chwilę widzimy się przy ognisku, ok?

–Dobra.–Zgodziłam się i poszłam we wskazanym przez niego kierunku. Gdy nazbierałam tyle, że wypadało mi z rąk wróciłam się na koc. Maxa jeszcze nie było więc usiadłam i patrzyłam w księżyc. Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam go taszczącego za sobą wielki pień drzewa, który mógł mieć jakieś 90 kilo. Podbiegłam do niego z chęcią pomocy.

–Zostaw bo sobie coś jeszcze zrobisz.–Powiedział gdy zauważył moje zamiary. Posłuchałam go.

–Skąd Ty to wziąłeś?

–Tylko nikomu nie mów, ale dużo łatwiej spuścić drzewo niż chodzić i nazbierać tyle, żeby wystarczyło i żeby nie trzeba było biegać po lesie co chwila.–Zaśmiałam się.

–Jesteś niemożliwy!

Doszliśmy i usiadłam na kocu, a on zaczął rozpalać ogień. Nagle coś mi się przypomniało.

–A co jeżeli konar nie zapłonie?–Pokładałam się ze śmiechu z własnego pytania. Spojrzał się na mnie próbując wstrzymać śmiech.

–To użyję braweranu.–Nie wytrzymał i zaczą się chichrać ze mną.
Gdy się uspokoiliśmy rozpalił najpierw to co uzbierałam oprócz dwóch patyków, a później włożył ostrożnie jeden koniec pnia, którego przyciągnął.

Po jakimś czasie Max naostrzył te odłożone dwa patyki i wyciągnął pianki.

–Mówiłam Ci już, że Cię kocham?–Zpytałam ucieszona. Byłam już na maxa głodna. Spojrzał się na mnie zdezorientowany i z otwartą buzią.

Uwaga! KUJON!✔Where stories live. Discover now