4.Po prostu zniknij

7.5K 425 44
                                    

Z samego rana mnie obudziły mnie pielęgniarki i się nie wyspałam. Zmienili mi bandaż. Pierwszy raz widziałam taką masakrę na człowieku. Tam było cięcie przy cięciu i cięcie na cięciu. Wyglądało to okropnie. Zjadłam śniadanie i ubrałam ciuchy, które rodzice przynieśli mi do szpitala. Jestem zaraz umówiona z Alison i Kate za parę minut na spacer po szpitalnym parku. Wyszłam z sali i ruszyłam w stronę windy. Weszłam do niej i wcisnęłam parter. Gdy zjechałam na dół dziewczyny już na mnie czekały.

–Cześć dziewczyny! –Krzyknęłam podbiegając do nich. Niestety nie zauważyłam, że podłoga jest mokra i poślizgnęłam się. Pisnęłam, a dziewczyny zaskoczone i z szeroko otwartymi oczami patrzyły na całe zajście. Gdy już miałam upaść ktoś mnie podtrzymał. Chwilę byłam wdzięczna tej osobie ale gdy tylko poczułam ból w zabandażowanej ręce i poznałam osobę, która to zrobiła miałam ochotę ją ukatrupić.

–Nie dotykaj! Kurwaa..! –Spojżałam w dół i cały, niedawno zamieniany bandaż przeciekał krwią.–Zabiję Cię Max!

Dziewczyny podbiegły do mnie.

–Poczekaj, zawołam lekarza!–Zawołała Alison.

–Gabi, ja przepraszam. Słyszałem od Eleny co się stało. Ponoć ona Cię znalazła. To przeze mnie, prawda? Ja.. Naprawiłem Twój rower.–Tylko na niego warknęłam w odpowiedzi. Więc tamtą dziewczyną była Elena. To ona mi wtedy, w szatni powiedziała gdzie są moje rzeczy.

–To przez Ciebie moja siostra pocieła sobie całą rękę? Ty jebany szmaciarzu! Gdybym tylko nie siedziała na wózku przez tego jebanego raka już byś nie żył.–Wybauszył oczy na słowa Kate.

–Całą rękę?!–Znowu spojrzał na zakrwawiony i przeciekający bandaż. Wykrzywił twarz w grymasie.–Raka? Co ja narobiłem..–Szepnął do siebie lapiąc się za głowę i ciągnąc się za włosy.
Lekarz przyszedł z Alison i pielęgniarką.

–No to się narobiło. Chodź ze mną. Musimy to opatrzyć. –Powiedział do mnie lekarz oglądając moją rękę–A Ty synu co tutaj robisz? Powinieneś być w szkole.–Spytał Maxa.

–Synu?! –Zareagowałam nerwowo. Miałam ochotę wyrwać rękę z uścisku lekarza ale zdawałam sobie sprawę z tego, że on mi pomaga i jest tylko jego ojcem. To nie on mi to zrobił.

–Chwila tato. Gabi, musimy pogadać. Muszę..

–Po prostu już idź sobie Max. Po prostu zniknij.–Przerwałam mu. Pokiwał głową na moje słowa gdy ja odchodzilam z lekarzem i dziewczynami. Zanim skęciliśmy w inny korytarz, obejrzałam się za siebie. Już go tam nie było.

Okazało się, że większość ran otworzyła się na nowo. Nie chciałam żeby dziewczyny to widziały, więc je poprosiłam żeby poczekały przed drzwiami.

–Jak to się stało?–Spytał

–Poślizgnęłam się i Max mnie podtrzymał za tą rękę.

–Pewnie znacie się ze szkoły. –Uśmiechnął się owijając nowy bandaż na mojej ręce.

–Taa..

–Niestety posiedzisz tu jeszcze trochę.

–Może to i dobrze. Moja siostra tu praktycznie mieszka. Nadrobimy trochę.

–Kate, prawda?

–Tak. Skąd Pan wiedział?

–Moja żona cały czas o niej mówi.

–Żona?–Spytałam zdziwiona.–Jak to? Skąd Kate zna Pańską żonę?

–Też ją znasz. Alison to moja żona.–Wyjaśnił ze śmiechem.

–Naprawdę? Nie wiedziałam.–Byłam trochę ździwiona. Nie wyglądali, a tym bardziej nie zachowywali się jak małżeństwo. W dodatku dowiaduję się, że poznałam nie tylko ojca ale i matkę osoby przez którą znajduję się teraz w szpitalu. Super(sarkazm).

–Skończyłem. Myślę, że spacer dzisiaj odpada i powinnaś się położyć. A! I jeszcze jedno. Mów mi Luis.

–Dobrze doktorze. To znaczy Luis.-Uśmiechnęłam się i zeszłam ze stołka i wyszłam za drzwi. Dziewczyny czekały na mnie tuż pod nimi.

–Czemu mi nie powiedziałaś, że Luis to Twój mąż?–Zwróciłam się do Alison z wyrzutem.

–Nie wiem. Nie pytałaś.

–Dobra, z resztą nasz spacer odpada. Mam leżeć w łóżku i zbierać energię. Ale jak posiedzę to nic mi nie będzie.–Powiedziałam kwaśno.

–To chodźmy do mnie.–Powiedziała Kate.–Tam sobie pogadamy.

–Dobra. Chodźmy.–Poszłyśmy.

Gdy dotarłyśmy zauważyłam, że nic się tu nie zmieniło. Mimo, że Kate jest tu od trzech lat z małymi przerwami to i tak wszędzie są misie i kwiaty, które w szpitalach z ogółu są zabronione. Nie mam pojęcia jakim cudem udało się Katy przekonać do tego ordynatora.
Usiadłam na fotelu i podwinęłam nogi pod siebie. Alison wzięła ze mnie przykład, a Kate chwiejnym krokiem podeszła do łóżka i się na nie wskrobała. Jestem coraz bardziej zaniepokojona jej stanem.

–Więęc.. Max to Twój syn?–Kate wróciła się do Alison.

–Tak, to mój syn.–Potwierdziła.

–A dla Ciebie kim jest Max? I co takiego zrobił, że miałaś ochotę zrobić sobie krzywdę?– Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Przecież tu siedzi jego mama. Nie chcąc wyglądać jak idiotka tempo wpatrując się w ścianę, odpowiedziałam najprościej jak potrafiłam.

–Max jest dla mnie nikim. Przepraszam Alison, ale to prawda.–Kobieta spojrzała na mnie ze współczuciem.

–Spokojnie kochana. Rozumiem. Wiem jak zachowuje się Max, ale myślę, że on tylko gra. To jest jego maska. Kryje prawdziwego siebie. –Kręciłam głową.–Jest mi za niego strasznie wstyd, widząc jak cierpisz. Nie wiem co takiego Ci zrobił, ale wyraz jego twarzy.. Proszę Cię o jedną rozmowę dla niego. Widziałam, że mu na tym zależy.

Westchnęłam głośno. Spojrzałam na Kate. Pokiwała głową, zachęcając mnie.

–Okej.

–Dziękuję.–Uśmiechnęła się wdzięcznie.

Uwaga! KUJON!✔Kde žijí příběhy. Začni objevovat