ROZDZIAŁ V

36 4 1
                                    

Tak dawno nie byłam w kinie, że nawet świetnie się bawiłam. Gabe oczywiście chciał za mnie zapłacić, ale mu nie pozwoliłam na to. Komedia była jedną z lepszych jakie widziałam. Z kina, tak jak wszyscy, wyszliśmy strasznie rozbawieni.
- Ten aktor był cudowny. - powiedziałam, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.

- No oczywiście, bo jakiej dziewczynie nie spodobałby się postawny mężczyzna, bogaty i w dodatku przystojny.

- Właśnie w ten sposób zdobywają widzów i zarabiają kasę. - rzekłam dalej ze śmiechem.

- No tak, przecież Ty się na tym świetnie znasz. - przedrzeźniał mnie, ale ja tylko uśmiechnęłam się na jego słowa. Zaczęłam iść w kierunku swojego domu a blondyn za mną.
- Dziękuję za kwiaty. - wypaliłam po chwili ciszy.

- Co? Jakie kwiaty? - zaśmiał się chłopak, nie mając o niczym pojęcia, albo tylko udawał, żeby się nie wydało.
- No za te, które mi wysłałeś. - wytłumaczyłam szybko.

- Kompletnie nie wiem, o czym Ty mówisz. - rzekł bardzo przekonująco.
- Więc to nie Ty mi je wysłałeś ? - zapytałam zszokowana.
- Nie, nie ja. - teraz nie miałam kompletnie nikogo innego w głowie, od kogo mogłabym je dostać. Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu, powiadamiając mnie, że ktoś to mnie dzwoni. Wyciągnęłam komórkę z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Mike. Chciałam odebrać, ale przy chłopaku mi ni wypadało. Jednak Gabe chyba zobaczył moje wahanie.

- Odbierz. - powiedział i uśmiechnął się delikatnie. Odpowiedziałam ciche "dzięki" i od razu przesunęłam po ekranie.

- Halo? - zaczęłam jako pierwsza.
- Sophie... - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Hej Mike! - rzekłam wesoło - Co u ciebie?

- A fajnie, a Ty jak się masz? Podoba ci się L.A.?

- Bardzo! Musisz mnie jak najszybciej odwiedzić. Nie uwierzysz jak tu jest pięknie. Dziewczynom też na pewno się spodoba, po prostu musicie tu przyjechać. - stwierdziłam. I mogłabym tak mówić o Los Angeles bez końca.

- To świetnie, że Ci się tam podoba. Chciałbym przyjechać, naprawdę ale chyba nie dam rady. Nie mam tyle pieniędzy na bilet, dziewczyny też i poza tym mamy dużo egzaminów w szkole...
- No proszę was, chociaż na weekend. Nawet w następny. Jeśli nie macie tyle pieniędzy poproszę tatę to opłaci wam bilety i ... - nie dokończyłam, ponieważ Mike mi przerwał.
- Sophie, to naprawdę miłe z Twojej strony ale Agnes i Madeleine na pewno się na to nie zgodzą. Poza tym ja też. Nie chcemy ...
- Ale ja się za wami stęskniłam i chciałabym was zobaczyć... - zapomniałam nawet o obecności blondyna, który szedł obok mnie i cały czas przysłuchiwał się mojej rozmowie.
- Ja też się za Tobą stęskniłem, nawet nie wiesz jak bardzo.
- Macie przyjechać i koniec! - stwierdziłam stanowczo.

- Zobaczę co da się zrobić. - zaśmiałam się, ponieważ to było ulubione powiedzenie Mike'a.
Zawsze, gdy któraś z nas go o coś prosiła to właśnie tak odpowiadał. Przyzwyczaiłam się do tego i teraz brakuje mi... Właśnie, czego? Wszystkiego. Domu w Albuquerque, przyjaciół i wszystkiego co tam miałam. To było najlepsze miejsce w jakim byłam od kiedy pamiętam. Tutaj też jest cudownie, ale gdyby było tutaj to wszystko, co straciłam po przeprowadzce, byłabym z pewnością o wiele szczęśliwsza. Jedyne co zawsze mi przeszkadzało to praca moich rodziców i chyba zawsze będzie mi to przeszkadzać, ale cóż w tej sytuacji mogę zrobić. Spojrzałam na Gabe'a który jak widać był bardzo zniecierpliwiony tym, jak długo rozmawiałam przez telefon i postanowiłam ją zakończyć.

- Wybacz Mike, ale muszę już kończyć.

- W porządku, to na razie. - rzekł smutnym głosem.

- Pa.

- Sophie! - powiedział jeszcze na odchodne zanim się rozłączyłam.

- Tak? - spytałam, jednak przez dłuższą chwilę nie otrzymywałam odpowiedzi.
- Nic, nieważne... Zadzwonię jutro. - szybko się rozłączył i usłyszałam przerywany sygnał. Schowałam komórkę do torebki i powróciłam do rozmowy z moim towarzyszem.

- Przepraszam, ale długo nie rozmawiałam z moim przyjacielem i ...

- Jasne, nie musisz mi się tłumaczyć. - powiedział blondyn, który jak widzę w ogóle nie czuł się urażony, chociaż przed chwilą mogłabym powiedzieć co innego - Ładnie dziś wyglądasz. - stwierdził po chwili i uśmiechnął słodko do mnie.

- A, czyli do tej pory wyglądałam brzydko? - udałam zasmuconą i obrażoną, mimo że to był sarkazm z mojej strony, ale blondyn chyba nie zrozumiał tego i bardzo się przejął.

- Co? Nie! To znaczy... Em... Zawsze ładnie wyglądasz... Po prostu... Em... Chciałem...

- Dobra, żartowałam! - zaśmiałam się i chłopak po chwili także. Byliśmy już pod moim domem, więc będę się musiała pożegnać z nim.
- No to do poniedziałku! - rzekł radośnie blondyn i nachylił się, prawdopodobnie by mnie pocałować lecz ja go szybko objęłam i przytuliłam by nie mógł wykonać tego, co zamierzał.

- Pa. - odpowiedziałam i szybko weszłam do domu. Zdziwiło mnie, że moi rodzice byli w domu. Zawsze o tej porze ich nie było, ponieważ pracowali albo wychodzili na spotkania.
- Cześć Sophie, gdzie byłaś? - zaczął mój tata. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył więc i ja odwzajemniłam ten gest.
- Z kolegą w kinie. - odpowiedziałam.
- Dobrze się bawiłaś? - tym razem spytała moja mama. Zaskoczyła mnie tym, ponieważ nigdy o to nie pytała "jak się bawiłam". Tata owszem, ale ona?
- Tak... A co wy robicie w domu? Nie powinniście być na planie? - zapytałam wymigując się od dalszych pytań na temat mojego wyjścia.
- Powinniśmy, ale główny aktor zachorował i nie daliśmy rady nic dzisiaj nagrać. Wszystkie sceny są do wyrzucenia i musimy je kręcić od nowa.

- Może chciałabyś iść jutro z nami na plan? Ma być ten aktor, którego uwielbiasz i załatwiłam, że mogłabyś...
- Wybaczcie, ale jutro nie mogę. Muszę zrobić do szkoły projekt na chemię i już się umówiłam z kolegą.

- Rozumiemy kochanie. - odpowiedziała mama.

- Mogę iść już do swojego pokoju? Chciałam jeszcze pogadać z Agnes i Madeleine.
- Jasne, idź. - odpowiedział tata, który najwyraźniej czuł się mniej urażony niż mama.
Zapewne myślała, że się ucieszę i będę chciała iść, a wtedy ona była by szczęśliwa, gdyż to ona załatwiła mi spotkanie z tym aktorem. Ale nie mogłam wystawić Andrew. I tak zostało nam mało czasu, by się dobrze przygotować.

Wchodząc do pokoju poczułam cudowny zapach świeżych kwiatów. No tak, przypomniałam sobie o tym ślicznym bukiecie białych róż. Usiadłam na łóżku i rozkoszowałam się tym zapachem. Włączyłam laptopa by połączyć się z dziewczynami na naszym chacie. Znowu brakowało na nim Mike'a.
- No hej Sophie! - zaczęła Agnes.
- Hej dziewczyny, co powiecie ciekawego.

- U nas normalka, lepiej opowiadaj jak u Ciebie! - obie się uśmiechnęły i zaśmiały.
- Wszystko dobrze. Chciałam się was zapytać... Wiecie co się dzieje z Mikem?
- A co miało by się dziać? - tym razem spytała Madeleine.

- No bo nie ma go na chacie, już kolejny raz. A gdy dzwoni do mnie ma taki... Inny głos.
- Inny?
- Dzwoni do ciebie?
- No właśnie. Dzwoni, a zawsze na chacie był pierwszy. - rzekłam z krzywą miną.
- No wiesz, może masz rację. Od twojego wyjazdu chodzi smutny i mówi o Tobie.

- Gdy go się pytałyśmy co się stało, to on mówi, że nic i że po prostu tęskni za Tobą.

- Maddie, ale on kiedyś taki nie był. Przecież ja też za wami tęsknię, ale nie mam powodu, by chodzić smutna i nie pojawiać się na naszym chacie. On zachowuje się tak, jakby chciał uniknąć naszej wspólnej rozmowy. Bo przecież do mnie dzwoni i z wami też rozmawia... Nie wiem, o co mu może chodzić. - zaczęłam się o niego martwić.

- My też Sophie. - stwierdziła druga z moich przyjaciółek. 

                                                                   <><><><><><><><><><><><><><><> 

Jak sądzicie, dlaczego Mike się tak zachowuje? Odpowiedź chyba jest prosta! :D Zapraszam do czytania kolejnych części oraz na moją drugą książkę "Helplessness" 😘

Don't be afraid to loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz