• 25 •

276 34 19
                                    

Usiadłam po chwili zastanowienia, czy iść dalej, czy złapać oddech. Niebo z każdą minutą robiło się coraz bardziej szare. Wiedziałam, że nie mogę zostać tu na noc. Bardziej rozsądnym pomysłem byłoby już spanie w trawach. Podciągnęłam rękawy bluzy i musnęłam dłońmi piekące jak diabli rany. Westchnęłam i przeczesałam sobie nerwowo włosy. Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze niedawno byłam w domu z mamą, a teraz jestem Bóg wie gdzie, panicznie przerażona. Nagle usłyszałam ciche syczenie w gęstwinach. Zerwałam się na równe nogi i chciałam ponownie zapuścić się w pole, ale stwór był szybszy. Kiedy go zobaczyłam, uświadomiłam sobie, że jest tu cholernie niebezpiecznie. Mały potwór, sięgający mi mniej więcej do połowy łydek był nie mniej przerażający niż jego poprzednik. Całe ciało miał wychudzone do szpiku kości, chodził na czterech łapach, a jego pysk przypominał mi koński. Oczy mienily się na zielono w nocnym otoczeniu, a licznie poranione ciało było całe spięte. "Zwierzę" podkurczyło tylne kończyny i wdarło się w powietrze. Jak w zwolnionym tępie widziałam jego ciało zbliżające się do mojego. Wystawiłam ręce w geście obrony, krzyknęłam, zamknęłam oczy i upadłam. Oddychałam tak szybko i płytko, że łatwo było o niedotlenienie. Kolejna fala niepokoju ogarnęła moje ciało, kiedy uświadomiłam sobie, że przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Trwałam cały czas w tej samej pozycji. Otworzyłam powoli oczy i obróciłam głowę. Wydałam z siebie masakryczny wrzask. Kilka centymetrów od mojej twarzy znajdował się pysk potwora z otwartą paszczą. Jak oparzona odsunęłam się od niego i wstałam chwiejnie. Chwyciłam się za ramiona i przyjrzałam zwierzęciu. Zastygło w powietrzu, w pozycji do ataku. Okrążyłam go zszokowana. Ponownie spojrzałam na jego głowę. Nagle potwór poruszył gałkami ocznymi i spojrzał na mnie z furią. Zaczęłam uciekać. Znowu przedzierałam się przez to samo pole czując coraz to nowe łzy ściekające po moich policzkach. Biegłam coraz szybciej, nie czując zmęczenia ani upływającego czasu. Dobiegłam. Stałam przed górą, która wydawała się sięgać chmur. Sfrustrowana uderzyłam w kamienną ścianę pięścią, cały czas chcąc biec dalej. Cofnęłam się o krok, kiedy usłyszałam rozległy huk.

AtelierWhere stories live. Discover now