• 13 •

404 52 4
                                    

Nadeszła ta godzina. Poszłam do łazienki, by uniknąć wędrówki do stołówki z ochroniarzem, Patrickiem i Morganą. Siedziałam i nasłuchiwałam. Kiedy wszyscy wyszli z pokoju, ja również udałam się na dół. Nie mogłam uwierzyć, że to sie udało. Tak banalne rozwiązanie, a skuteczne. Przy każdym wejściu gdziekolwiek stał ubrany na czarno mężczyzna. Wszystkim tłumaczyłam się, że po prostu nie zdążyłam na odprawę i większość mnie puszczała. Większość.

— Jakim cudem pracownik wyszedł bez ciebie?

— Nie wiem pani dyrektor.

Stałam że spuszczoną głową, wpatrując się w czarne szpilki wysokiej i wychudzonej kobiety. Miała na nosie owalne okulary, a siwiejące włosy znowu spięte w koka. Patrzyła na mnie z wyższością, przebierając nerwowo kościstymi palcami. Była przerażająca. Zupełnie inna niż wtedy, kiedy spotkałam ją za pierwszym razem. Wydawała się agresywna.

— W takim razie ja się dowiem.

Chwyciła mnie za ramię, wtapiając w moją skórę swoje ostre paznokcie. Syknęłam z bólu, na co nawet nie zareagowała. Ciągnęła mnie w nieznanym kierunku, ściskając moją rękę z ogromną siłą. Na pustym korytarzu, niosło się tylko echo uderzanych o ciemne panele obcasów starszej kobiety. Nie szłyśmy długo. Po dwustu osiemdziesięciu dwóch krokach dotarłyśmy na miejsce. Zawsze liczę kroki, kiedy ktoś mnie gdzieś prowadzi. Wszelki wypadek zawsze może nadejść. Popchnęła drewniane drzwi, a te posłusznie się przed nią uchyliły. Weszłyśmy do, jak mogłam się domyślić, jej gabinetu. Duże pomieszczenie. Ściany pomalowane były na ciemno bordowo, a podłoga, tak jak korytarz, wyłożona brązowym drewnem. Na jednym końcu pokoju było nieduże okno, w pełni zasłonięte zgniłozielonymi, cienkimi firankami, które nie zatrzymywały światła z zewnątrz. Mieściły się tam też dwa regały, nie tyle tylko, że z książkami, ale z mnóstwem sergregatorow, teczek i kopert. Kobieta popchnęła mnie lekko na krzesło stojące po drugiej stronie czarnego biurka. Stała na nim mała plakietka z napisem Moon oraz stos papierów. Dyrektorka usiadła przy meblu i wyjęła z góry dokumentów jedną, zapisaną drobnym druczkiem kartkę. Zsunęła okulary na koniec nosa i przewertowała tekst pomagając sobie palcem. Podniosła słuchawkę telefonu powodując rozciągnięcie plastikowej sprężyny.

— Odrick — powiedziała do urządzenia — Clark Odrick.

Doskonale wiem, że mogłabym pisać ten rozdział dalej, ale tak jak wcześniej wspominałam - lubię krótkie rozdziały i będę wredna nie publikując następnego szybko. A tak serio - muszę jeszcze sporo rzeczy dopracować jeśli chodzi o dalsze części. Postaram się opublikować na przyszły tydzień, chociaż bardzo w to watpię (jeżeli ktokolwiek czeka na te rozdziały w co watpię jeszcze bardziej). Nie pomogą również te cztery testy w ciągu czterech dni i geografia. Tak, chciałam się po prostu wyżalić.
Pozdrawiam
Blessed Peas

AtelierWhere stories live. Discover now