• 2 •

915 85 8
                                    

Siedziałam na ziemi i skubałam trawę palcami. Po skończonych lekcjach, na których Joshua nie odzywał się do mnie słowem, musiałam ponownie się wyciszyć. Może to być też kwestia tego, że jest on po prostu pilnym uczniem i nie lubi marnować czasu. Na niebo napłynęły czarne chmury, co zwiastowało porządny deszcz. Wstałam, podniosłam brązową torbę z ziemi i zarzuciłam ją na ramię, następnie ruszając wydeptaną ścieżką w stronę domu. Wokół mnie były same sosny, po których, to w górę, to w dół, biegały duże wiewiórki. Czasem wydawało mi się, że są one jedynymi zwierzętami w tym ponurym lesie. Poczułam zimną krople na policzku. Moja prognoza się sprawdziła i już zaczynało padać. Przyspieszyłam kroku. Nagle usłyszałam nade mną jakieś szmery. Podniosłam głowę nie zwalniając tępa. Nic nie zauważyłam. Dźwięki nasilały się z każda chwilą. Czułam się obserwowana. Z szybkiego kroku przeszłam w bieg, który zwiększał swoją prędkość z każdym momentem. Poczułam lepkie od wody ubrania na mojej skórze. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zaczęła się porządna ulewa.Coraz bardziej czyjaś obecność dawała się we znaki. Dobiegłam wreszcie do domu. Oparłam się plecami o drzwi do klatki schodowej mojego bloku, ledwo łapiąc oddech. Otworzyłam je i weszłam do budynku. Ruszyłam na odpowiednie piętro, ponieważ nasz blok jest za stary na windę, i weszłam do mieszkania.

— Castrid, skarbie, to ty?

— Tak. — odpowiedziałam głosowi dobiegającemu z salonu — Cześć mamo — przywitałam się i pocałowałam kobietę w policzek

— Obiadu nie ma, przed chwila wróciłam z pracy.

— Dziękuję.

Poszłam do mojego pokoju, zostawiając mamę samą i pozwalając jej w spokoju oglądać telewizję. Dwie białe i brązowe ściany sprawialy, że pomieszczenie wydawało się być przytulne, a czarne biurko i komoda dodatkowo zmniejszały je optycznie. Rzuciłam torbę na nieposłane łóżko i wyciągnęłam z niej odpowiednie książki, zaczynając odrabianie zadań domowych. Nagle usłyszałam lekki huk dobiegający zza okna. Podeszłam do parapetu i po drugiej stronie zobaczyłam leżąca przy szybie małą szyszkę. Ciekawe jak się ona dostała na piąte piętro bloku. Położyłam się na miękkim materacu łóżka i postanowiłam chwile odpocząć od dręczących mnie uczuć i pytań.

Otworzylam gwałtownie oczy. Znowu obudziłam się przed budzikiem. Była czwarta. Wstałam trzy godziny wcześniej niż zamierzałam i nie dałam rady ponownie zmrużyć oka. Usiadłam na parapecie i wpatrywalam sie w ściekające po szybie krople deszczu. Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno. Jako, że mieszkałam na piątym pietrze, widoki z okna były nieziemskie. Widziałam cały las, który prowadzi do mojej szkoły i pare innych bloków. Można by zapytać "co w tym takiego magicznego", jednak las nocą wyglada niesamowicie. Gwiazdy przypominają brokat spadający na drzewa. Usłyszałam nagłe stuknięcie tuż koło mojej głowy. Po drugiej stronie, na parapecie znowu przyleciała szyszka. Otworzyłam okno i sięgnęłam po przedmiot, momentalnie tego żałując, kiedy fala zimna powiała mi w twarz. Wstałam i oparłam się plecami o ścianę obracając w dłoni przedmiot, co chwila popijając herbatę. Po kilku minutach, stwierdziłam, że nie ma w szyszce nic specjalnego i odłożyłam ją na biurko. Zapaliłam lampkę nocną i położyłam się na łożku. Leżąc, zaczęłam bazgrać nieokreślone wzory na ścianie. Wkrótce, oczy zaczęły mi się kleić i ponownie zapadłam w sen.

AtelierWhere stories live. Discover now