• 7 •

549 66 2
                                    

Szliśmy wąskim korytarzem do, jak uświadomił mnie Patrick, stołówki, ale kiedy tam dotarliśmy, nie śmiałabym nazwać tego stołówką. Sala była ogromna, ale jakże pusta. Znajdowało się tu mnóstwo plastikowych stolików w kolorze niezbyt apetycznej żółci i plastikowe, białe krzesła. Usiadłam z moimi wspolokatorami przy jednym ze stołów, który miał akurat trzy siedzenia. Podeszła do nas pewna kobieta w białym kitlu lekarskim i postawiła na stole trzy talerze. Przede mną leżały około dwie łyżki ryżu polanego odrobiną miodu, a obok cztery małe marchewki.

— Czy to jest jakiś żart? — zapytałam z niedowierzaniem

Nikt mi nie odpowiedział. Zaczęli dłubać plastikowymi widelcami w jedzeniu. Wzięłam troche ryżu i już prawie miałam go w ustach, kiedy nagle poczułam kopnięcie pod stołem. Syknęłam cicho.

— Nie jedz tego, zwariowałaś? — szepnęła Morgana

Zdziwiona odłożyłam widelec i oparłam głowę na nadgarstach. W skutek przyciskania jedzenia do talerza, wydawało się, jakby było go mniej. Po około dziesięciu minutach przebywania na stołówce, wróciliśmy do pokoju.

— Moglibyście mi wyjaśnić dlaczego muszę teraz chodzić głodna? — zaczęłam. Morgana odwróciła się w moją stronę i westchnęła

— Tak ogólnie to dosypują tam coś, żebyśmy byli posłuszni, nie sprzeciwiali się i tak dalej. — odparła

— Co oni zamierzają tu z nami robic?

— Nie wiem. Nikt nie wie.

— A co ja mam jeść?

W tej chwili w okno uderzył jakiś przedmiot. Już w drodze do parapetu, wiedziała, że była to szyszka. Wzięłam do ręki owoc i westchnęłam.

— To — odpowiedziala dziewczyna

W szybę uderzyły jeszcze dwie rzeczy - kasztan i żołądź. Towarzysze wzięli je i ze smakiem zjedli. Wpatrywałam się w nich zaskoczona.

— Przecież to twoi patroni. Nie jadłaś ich owoców?— Pokręciłam głową niepewnie. — To zjedz.

Wzięłam do ust szyszkę. O dziwo, była ona soczysta i miękka. W środku miała konsystencję podobną trochę do mango, a skórkę miała dosyć twardą. Po zjedzeniu całej, poczułam się bardzo syta i pełna energii. Postanowiłam pójść do łazienki, żeby się odświeżyć. Stanęłam przed lustrem i obmyłam twarz lodowatą wodą. Oparłam się rękami o zlew i spojrzałam w lustro. Małe krople cieczy sciekały powoli po mojej skórze powodując delikatne dreszcze. Miałam ją bardzo bladą od jesiennego braku słońca, moje czarne włosy były rozczochrane, a lekkie piegi losowo rozlane po nosie. Uznałam, że niepotrzebnie wpatruje się w swoją zmęczoną twarz. Wytarłam twarz szorstkim ręcznikiem i wyszłam z łazienki.

AtelierOnde as histórias ganham vida. Descobre agora