— Joshua? — zaczęłam rozmowę
— Tak, kto mówi?
— Castrid. Możemy się spotkać?
— Po co? — odparł z nutą znużenia w głosie
— Chcę pogadać. Za dziesięć minut na placu przy lesie?
— Niech będzie.
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam do siebie. Może chociaż rozmowa z nim, mi coś rozjaśni. Włożyłam telefon do przedniej kieszeni spodni i wyszłam z pokoju. Zajrzałam do salonu, gdzie telewizor był włączony, a moja mama zasnęła na kanapie. Postanowiłam jej nie budzić, sama bym chętnie się jeszcze położyła. Nałożyłam czarne tenisówki i brązową kurtkę, którą zapiełam pod szyje. Wyszłam z mieszkania zamykając cicho drzwi i zbiegłam po schodach klatki schodowej, aż na sam dół. Pociągnęłam za klamkę ciężkich drzwi i znalazłam się na zewnątrz. Od razu moje ciało ogarnęło zimno silnego wiatru. Nałożyłam kaptur ma głowę i skuliłam się lekko ruszając przed siebie. Podążałam w stronę placu zabaw przy lesie, wąskim chodnikiem pełnym piasku i kamieni. Zastanawiałam się nad tym co mogło się stać przed tym, jak zasnęłam. Byłam w ośrodku pewna, że tam zostaję do końca i już planowałam ucieczkę. Po rozmowie z dyrektorką Moon, przeniosłam się do mojego normalnego świata. Ona musi mieć z tym coś wspólnego. Jest też pewnie odpowiedzialna za zniknięcie mojej mocy. Tylko po co. I kiedy.
Na horyzoncie widziałam już miejsce do ktorego zmierzałam. Ubogi plac zabaw z małą drabinką i dwoma huśtawkami. Weszłam na piasek i usiadłam na jednej z nich, a ta zaskrzypiała lekko pod moim ciężarem. Odepchnęłam się delikatnie stopami i odchylilam głowę do góry. Ciemne chmury zasłaniające przyjemne ciepło słońca i mocny wiatr rozwiewający moje czarne włosy, przysłaniając tym samym moje oczy, niektórymi kosmykami.— Hej — usłyszałam nagle męski głos obok i poderwałam się przestraszona z huśtawki.
— Cześć Josh. — powiedziałam z ulgą
Chłopak przeszedł obok mnie i przysiadł na bujającym się kawałku gumy. Zdjął słuchawki z uszu i włożył je do kieszeni zielonej kurtki.
— Przejdź do rzeczy. Rzadko dzwonią do mnie osoby, których praktycznie nie znam, więc to musi być coś ważnego.
— Jak to praktycznie nie znasz? — zapytałam zdezorientowana
— Przecież tylko chodzimy razem do klasy. Gadaliśmy może raz w życiu o pracy domowej z biologii, a ty nagle do mnie dzwonisz i prosisz o spotkanie. To jest conajmniej dziwne.
Oparłam się o częściowo połamaną, drewnianą drabinkę. Szumiące drzewa częściowo wypełniały nieprzyjemną ciszę pomiędzy nami. Nie rozumiałam o czym mówił. Czy naprawdę nic nie pamiętał?
— Powiedz mi wszystko co o mnie wiesz. — odezwałam się
— Tyle, że ja nic o tobie nie wiem — nadal mówił ze spokojem. — O to chodzi. Nie znam cię i nie rozmawiam z tobą, dlatego nie rozumiem czemu do mnie zadzwoniłaś.
— Nie znasz mnie?
— Jak miałem cię poznać? — westchnęłam
— Przepraszam, że zabrałam ci czas — powiedziałam i ruszyłam drogą powrotną do domu
Nie wiedziałam jakie uczucia mną wtedy targały. Smutek? Złość? Ciekawość? Bezradność? Wiatr zdmuchnął mi z głowy kaptur, przez co byłam zmuszona wyjąć z kieszeni kurtki moje zimne dłonie i nałożyć go ponownie.
— Czekaj. — usłyszałam głos zaraz koło siebie, wiec spojrzałam w stronę chłopaka. — Naprawdę zaciągnęłaś mnie tu tylko dlatego, żeby zadawać pytania nie mające żadnej podstawy w realnym świecie?
Nie miałam już pewności, czym był realny świat. Zatrzymałam się i obróciłam przodem do Joshuy. Miał jedną słuchawkę w uchu. Podeszłam do niego i wyciągnęłam ją, pozwalając swobodnie opaść. Podniósł brew pytająco.
— Pomożesz mi? — zapytałam z nadzieją.
Długi rozdział wyszedł. Jak na mnie oczywiście. Przepraszam, że znowu przerywam w takim momencie, ale tak jak już kiedyś pisałam, nie lubię długich rozdziałów i nic nie mogę na to poradzić, chociaż próbowałam.
Pozdrawiam
Blessed Peas
YOU ARE READING
Atelier
AdventureKiedy tylko ludzie w czarnych garniturach zabierają Castrid do ciemnego samochodu, jest wściekła na siebie, że była zbyt słaba, by się postawić. Wiedziała, że to jej zdolność była tego powodem, ale nie wiedziała kto by ją chciał. Była bezużyteczna...