• 24 •

268 29 10
                                    

Usłyszałam świst koło mojego ucha.

— Tabry! — krzyknęła Anislee z tyłu

Stałam sparaliżowana przerażeniem. Kilka metrów ode mnie, było ich kilka. Siedziały na dwóch tylnych, podkurczonych łapach, a przednie zwisały im swobodnie. Kończyny były zupełnie nieproporcjonalne do reszty ich ciała, były one bowiem wychudzone i żylaste, a tułowie niesamowicie masywne i umięśnione. Głowę miały podobną do pysku psa, ale posiadały  dużo bardziej zapadnięte oczy koloru jasnej żółci i i długie kły sięgające im za brodę, po których ściekały krople jakiejś cieczy. Wydawały się polować na wszystko, w różnych celach. Zauważyłam na szyi jednego z nich gwiazdę. Chciałam zacząć uciekać, lecz nie miałam panowania nad moimi nogami, których mięśnie spięły się za bardzo. Nagle stado potworów zaczęło biec w nasza stronę. Poziom adrenaliny w moim ciele podskoczył jak pocisk, a ja błyskawicznie odwróciłam się i zaczęłam biec. Nie interesowało mnie nic innego. Słyszałam ciężkie i szybkie kroki zarówno łowców, jak i moich towarzyszy. Ponownie wpadłam w wysokie trawy. Przedzierałam się przez ostre gąszcza, a jedynym moim punktem zaczepienia była góra. Ogromna. Nie miałam czasu zastanawiać się, czy widziałam ją już wcześniej. Biegłam, nie zastanawiając się nad tym, co zrobię kiedy już będę przy skale. Kroki innych zaczęły się stopniowo ściszać, aż w pewnym momencie słyszałam już jedynie swoje. Mimo to, nieprzerwanie biegłam pełna paniki. Chcąc odgarnąć ręką kolejne pasmo traw poczułam zdezorientowanie i upadłam. Ponownie znajdowałam się na wypalonym skrawku ziemi. Podniosłam się szybko i rozejrzałam. Nie widziałam ani Tabr ani moich towarzyszy. Mojego patrona też nie było. Zostałam kompletnie sama. Upadłam na ziemię i zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo wyczerpana byłam. Nogi i ręce miałam całe poharatane od przedzierania się przez pole, a serce biło mi z niewyobrażalna szybkością. Fakt, że nie było przy mnie Darrena, Patricka, Anislee, Morgany i Scarlet również nie uspokajał mnie ani trochę. Znajdowałam się w mojej własnej pułapce niepokoju i strachu. Chmury na niebie były czarne, a wiatr potężny i zimny. Nie widziałam nigdzie słońca. To jak wypalenie ostatniego płomyka bezpieczeństwa.

Formalności.
Ogromnie dziękuję za 5, niedługo 6 tysięcy wyświetleń. Dziękuję również za 5 miejsce w kategorii Przygodowe. Postaram się być bardziej słowna. Wszelkie zażalenia i wyrzuty w prywatnych wiadomościach, bardzo chętnie z kimś popiszę. Mam nadzieję, że nie spalicie mnie na stosie za moją niesłowność.
Pozdrawiam
Blessed Peas

AtelierWhere stories live. Discover now