• 10 •

512 64 5
                                    

Otworzyłam oczy mrużąc je lekko pod wpływem światła. Podniosłam się z poduszki i przeciągnęłan. Spojrzałam w stronę łóżka piętrowego. Morgana i Patrick jeszcze spali. Po spojrzeniu na zegarek dowiedziałam się, że jest szósta nad ranem. Wyszłam spod kołdry chcąc udać się do łazienki, ale moje ciało ogarnęła fala zimna. Nałożyłam na nogi trampki i jesienną kurtkę. Dopiero wtedy zauważyłam, że przy drzwiach stoi duży, plastikowy kosz. Podeszłam do niego i zaczęłam grzebać. Okazało sie, że są to ubrania moich współlokatorów. Jeansy i pomarańczowa koszulka chłopaka oraz czarna bluza w pożółkłe gwiazdy i ciemne spodnie dziewczyny. Zerknęłam na Patricka. Spał w zielonej koszuli, podobnie do dziewczyny nad nim. Przypomniałam sobie, że od początku pobytu nie zmieniałam ubrań, a te w koszu były świeżo uprane. Zauważyłam lekki połysk pod moim łóżkiem. Podeszłam do kanapy i zerknęłam pod nią. Wyciągnęłam zafoliowane zielone ubranie i westchnęłam. Stwierdziłam, że nie ma sensu teraz się przebierać, bo będzie mi zimniej niż w moich jeansach i szarej bluzie. Postanowiłam, że później zapytam jak to dokładnie działa.

Weszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic. Po skończonym myciu znów ubrałam się w brudne ubrania. Zauważyłam, że na umywalce leży czyjaś szczotka, zapewne Morgany, więc ją pożyczyłam. Rozczesałam moje skołtunione, czarne włosy i związałam je w luźnego warkocza. Nagle usłyszałam czyjeś rozmowy dobiegające zza ściany, za którą znajdował się długi korytarz. Podeszłam do niej i przycisnęłam ucho do zimnej powierzchni.

— Kiedy Moon rozkaże początek? — powiedział męski głos

— Najwyraźniej ma powody dla których jeszcze nie zaczęła. Nie wychylaj się. — odpowiedział drugi, kobiecy, lekko smutny głos

— Nie igraj z ogniem Scarlet. Nadal jesteś jedną z nich, a ja jestem tu pracownikiem. — nastąpiła chwila przerwy —Kocham cię.

— Ja ciebie też — było to ciche stwierdzenie, w którym wyraźnie było słychać szczerość

— Cieszę się, że to powiedziałaś — powiedział mężczyzna głosem pełnym emocji i odetchnął głośno — Jesteśmy razem od około roku, wiesz o tym.

— Tak — odparła dziewczyna rozluźniając się — Zakochałam się od razu i nie umiałam ci się oprzeć. — zaśmiała się

— Może to za szybko, nie wiem — kontynuował — Ale nie mogę patrzeć jak nie znasz pełni moich uczuć. Ten prezent ma małe, białe serce i jest znakiem mojego. Daję je tobie. Scarlet, wyjdziesz za mnie?

Zasłoniłam usta dłonią. Zdawałam sobie sprawę, że potwornie zakłócałam ich prywatność podsłuchując tą rozmowę, nie mogłam jednak przestać.

— Tak. — usłyszałam po chwili. Minęło pare chwil, a dziewczyna zaczęła znowu mowić — Ucieknijmy stąd Clark. Nie mogę dłużej tu tkwić. Mam dosyć ukrywania się z moimi uczuciami po kątach.

— Kochana... Kiedy tylko dyrektorka ogłosi zebranie pracowników zrobimy to. Obiecuję.

Rozmowy ucichły, ale zamiast nich usłyszałam głośne walenie w łazienkowe drzwi. Wyszłam szybko z pomieszczenia,  a przy drzwiach czekała Morgana.

— Ile można tam siedzieć? Czy nie zdajesz sobie sprawy, że nie jesteś tu sama?  — wykrzyczała zdenerwowana i wyminęła mnie wchodząc do łazienki.

Patrick siedział na kanapie i wyraźnie na mnie czekał. Podrapał się w kawałek blizny na policzku, powodując zlecenie jego krótkich, ciemnobrązowych włosów na czoło.

— Siadaj — chłopak wskazał miejsce obok siebie — Powiedziałem wczoraj, że ci o wszystkim opowiem, a ja dotrzymuję słowa.

Nowy rozdział, jak widać. Napiszę to co zawsze, bo to aktualnie jedyna rzecz jaką mogę. Jeśli rozdział wam się podobał, to możesz zostawić po sobie gwiazdkę i opinię, a jeśli nie, to czekam na uwagi.
+ Jest rocznica powstania mojego konta na wattpadzie.
Pozdrawiam
Blessed Peas

AtelierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz