• 9 •

514 67 12
                                    

Obudził mnie głośny alarm i czerwone swiatło rażące mnie po oczach. Zerwałam się na nogi i szybko rozejrzałam po pokoju. Nie było w nim Morgany, ani Patricka, co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło. Co chwila słychać było biegi, krzyki i przekleństwa dochodzące z korytarza. Nie wiedziałam co mam robić. Uchyliłam lekko drzwi wejściowe, akurat kiedy przebiegła koło nich jakaś dziewczyna. Niepewnie wyszłam na hol. Wolałam coś zrobić niż czekać bezczynnie na rozwój wydarzeń. Spojrzałam w lewo. W moją stronę szły dwóch mężczyzn i kobiet w maskach i kitlach. W rękach trzymali strzykawki, sznury i chusty. Odwróciłam się szybko i próbowałam otworzyć drzwi do mojego pokoju, ale bezskutecznie. Byłam przerażona. Zaczęłam biec w drugą stronę korytarza. Wydawał się nie mieć końca, a adrenalina sprawiała, że nie myślałam o zmęczeniu. Nagle poczułam szarpnięcie i trzask zamykanych drzwi. Ktoś położył mi rękę na ustach, na co zaczęłam się wyrywać.

— Bądź cicho, to nic ci się nie stanie. — doszedł do mnie ledwo słyszalny szept

Myślałam, ze serce rozerwie mi klatkę piersiową mocnymi i szybkimi uderzeniami. Nie miałam szans pokonać silnego uścisku na mojej twarzy i brzuchu. Zrezygnowana przestałam się szarpać. Po chwili tajemnicza osoba mnie puściła i mogłam się wyprostować. Pomieszczenie oświetlały latarnie i księżyc zza okna wystarczajaco, bym mogła zauważyć niewysokiego chopaka o jasnoniebieskich włosach i jaskrawo zielonych oczach stojącego przede mną. Przyłożył palec do ust i się lekko uśmiechnął.

— Darren — szepnął i podał mi rękę

— Castrid. — odparłam równie cicho i ostrożnie — Kim jesteś?

— Jestem... — przerwał zastanawiając się — Ja też tu mieszkam, jeśli można to tak ująć.

— Co tu się właściwie dzieje?

— Pewnie jesteś nowa.

— Jak to?

— Przychodzą tu dziesiątki nowych każdego dnia i większość nie wie co się dzieje kiedy do tego dochodzi. Co do wcześniejszego pytania, to nie moge ci teraz odpowiedzieć. Za długa historia.

Pociągnął mnie za rękę na ziemię i usiadł, opierając głowę o zimny kaloryfer. Podążyłam za nim. Nie wiedziałam  dlaczego tak szybko mu zaufałam. Wzbudził u mnie poczucie bezpieczeńtwa, nie miałam pojęcia dlaczego.

— Nie znajdą nas tu? — zapytałam

— Kto?

— Ludzie przed którymi się chowamy.

— Nie wiem, raczej nie powinni. Chyba że bedziesz gadać jak teraz teraz, to są szanse.

Przytaknęłam. Zaczęłam bawić się palcami i rysować sobie na nadgarstku rożne szlaczki. Po paru chwilach, zauważyłam, że chłopak mnie obserwuje. Uśmiechnął się do mnie i wziął moją dłoń kładąc ją sobie na kolanach. Zaczął wodzić palcem po mojej skórze pozostawiając za sobą pieczący ślad, ktory lekko wgryzał się w ciało. Nagle ból ustąpił, a wzory które przed chwilą malowałam zaczęły połyskiwać na złoto. Dotknęłam delikatnie nadgarstka podziwiając świecącą jego część. Nie wiem ile czasu minęło, ale wszystkie hałasy i krzyki ustąpiły.

— Pod którym numerem mieszkasz? — zapytał Darren

— Co? A tak, trzydzieści.

— Jest bezpiecznie, moge cię już odprowadzić jeśli chcesz.

Skinęłam głową. Wyszliśmy z ciemnego pokoju i ruszyliśmy korytarzem w
stronę mojego. Doszliśmy pod drzwi o numerze trzydziestym.

— Do zobaczenia — powiedział chłopak i odszedł

Weszłam do pokoju, gdzie byli już Morgana i Patrick.

— Co...

— Jutro — przerwał mi chłopak i położył się na poduszce.

Morgana kiwnęła głową i zrobiła to samo. Przewróciłam oczami i położyłam się na kanapie porządnie owijając kołdrą zziębnięte ciało. Powietrze było lodowate, a mi nie brakowało choroby. Serce zaczęło bić wolniej, ja się uspokoiłam i mimowolnie zamknęłam powieki.

Tak jak obiecałam rozdział pojawił się szybciej. Jako, że już zdrowieję, to nie wiem kiedy pojawi się kolejny. Jeśli wam się podobał, możecie zostawić gwiazdkę i swoją opinię w komentarzu. Jeżeli było coś nie tak, jestem otwarta na uwagi.
Pozdrawiam
Blessed Peas

AtelierOn viuen les histories. Descobreix ara