• 20 •

369 54 4
                                    

Po raz kolejny straciłam świadomość i kontrolę nad wydarzeniami. Znowu nie mogłam widzieć co się dzieje. Kto i co ze mną robi. Frustracja wyżerała mnie od środka. Chciałam w końcu poczuć się stabilnie. Nie rozumiałam co się dzieje, ale jedno wiedziałam na pewno - za szybko.
Wybudziłam się pod wpływem potrząsania moim ciałem. Otworzyłam powoli oczy, rażone co chwila przedzierającym się między drzewami, zachodzącym słońcem. Zobaczyłam czyjąś twarz i uświadomiłam sobie, że ta osoba mnie niesie. Odepchnęłam się od klatki piersiowej człowieka, ale nic to nie dało. Jedynie zawrót głowy i piekielny ból w okolicach karku.

— Postaw mnie. — powiedziałam słabo, ale stanowczo

Nie patrzyłam na jego mimikę, ponieważ całą uwagę poświęcałam temu, żeby uspokoić szalejący w mojej głowie błędnik. Człowiek zatrzymał się i jak najszybciej zeszłam z jego rąk. Stanęłam prosto odgarniając włosy z twarzy i próbując odzyskać równowagę. Zobaczyłam Darrena, którego oczy, mimo panującego wokół półmroku, połyskiwały swym zielonym blaskiem. Poczułam ulgę widząc znajomą twarz.

— Co ty tu robisz? — zapytałam oplatając ręce wokół swoich ramion

— Pójdźmy w bezpieczne miejsce. Wszystko ci powiem.  — odparł i chciał wziąć mnie za rękę, ale cofnęłam się o krok.

— Nie. Powiedz mi teraz. Co się działo i co ty tu robisz. — Chłopak podrapał się po karku.

— Chodź Castrid. Tu naprawdę nie jest bezpiecznie. Zaufaj mi.

— Jak mogę ci ufać w takich okolicznościach? — odparłam

Westchnął i ruszył przed siebie. Wiedział, że za nim pójdę. Nie miałam pojęcia skąd, ale wiedział. Widziałam go raptem raz w życiu, ale on wie o mnie zdecydowanie więcej niż mogłabym się spodziewać. Nie orientowałam się nawet gdzie jestem. Otaczały mnie same wysokie drzewa, do tego już prawie była noc. Przestąpiłam z nogi na nogę i podeszłam szybko do chłopaka. Nie odezwał się, chociaż mógłby. Mógłby zacząć wyjaśniać.
Szliśmy przez ciemny las mając pod nogami przemoknięte liście. Było mi strasznie zimno i niekomfortowo, przez wilgotne ubrania drapiące mnie w ciało. Po chwili wędrówki, między drzewami, zauważyłam małą chatkę. Była stara i wyglądała na spróchniałą. Połamane belki wystawały z dachu, a przed wejściem leżał poszarpany kawałek  materiału, który kiedyś miał pewnie spełniać zadanie wycieraczki. Podczas zachmurzonej, zimnej i wilgotnej nocy jak ta, domek wyglądał naprawdę przerażająco. Stanęłam sztywno przed wejściem. To zaczynało robić się coraz dziwniejsze. W końcu skąd miałam pewność, że Darren nie miał złych intencji? Moze faktycznie nie powinnam mu ufać?
Chłopak zaczął żwawo wchodzić do środka, siłując się ze wszystkimi chwastami, które zarosły przejście.

— Nie wejdę tam, jeśli tego oczekujesz. — powiedziałam szybko

Darren przestał walczyć z roślinami i stanął prosto. Popatrzył na mnie i oparł się o kawałek pienia wystającego z ziemi wsadzając ręce do kieszeni. Wygladalo to komicznie, bo nadal stał w chwastach sięgających mu do łydek.

— Dlaczego? — zapytał. Nie mogłam odczytać z jego głosu, ani mimiki żadnych emocji. Był mieszanką obojętności, zmęczenia i jeszcze czegoś. Czegoś, co wydawało się być kluczowe, ale nie do rozszyfrowania.

— Proszę cię. Wiesz w ogóle w jakiej ja sytuacji się znajduję?

— Raczej tak.

— Czyli gówno wiesz. Przenieśli mnie tu z niewiadomego powodu, zabrali mi moc, usunęli wszystkim ważnym dla mnie osobom pamięć i ty mówisz o zaufaniu? Jesteś śmieszny. — prychnęłam i odwróciłam się. Zaczęłam iść wgłąb lasu. Gdyby chłopak nie pobiegł za mną, moja własna duma nie pozwoliłaby mi do niego wracać, kiedy już zorientowałabym się, że kompletnie nie wiem gdzie iść.

Chłopak odwrócił mnie szarpnięciem za ramiona.
— Dziewczyno, ja naprawdę chcę ci pomóc.

— Daj mi spokoj Darren.

Chłopak chwycił mnie za rękę w momencie, kiedy chciałam ponownie się odwrócić. Położył moją dłoń na swojej i zaczął przesuwać palcami po mojej skórze, zostawiając lekki, złoty ślad. Poczułam przyjemne mrowienie w całym ciele. Wpatrywałam się w płynne i spokojne ruchy chłopaka jak zahipnotyzowana. Na początku na mojej skórze widniały zwykle linie, lecz wkrótce przerodziły się w szkic kwiatu. Irys, symbol zaufania. Podniosłam głowę i zobaczyłam wpatrujące się we mnie zielone oczy. Wysunęłam dłoń z jego uścisku i przytuliłam się do chłopaka. Delikatnie, ale z pewnością.

— Dziękuję — szepnęłam

Od kiedy nie było rozdziału? Od miesiąca?
Przepraszam bardzo za nieobecność. Najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty pisać, a wiem, że zmuszanie się, do niczego dobrego nie doprowadzi. Mam nadzieję, że wracam do regularności. Dziękuję wszystkim nowym osobom, które przyszły do mojego opowiadania z zamiarem przeczytania czegoś fajnego. Mam nadzieję, że się nie zawiodłyście.
Pozdrawiam
Blessed Peas

AtelierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz