2. Początki są trudne

Start from the beginning
                                    

Idę przed siebie i nawet do końca nie wiem gdzie jestem. Ku własnemu zaskoczeniu trafiam po budynek z mieszkaniem brata. Nie ma mowy żebym tam poszła. Jestem tak rozkojarzona, że wpadam na kogoś, kto właśnie wyszedł z klatki. Osoba chwyta mnie za przedramię chyba z zamiarem powstrzymania mnie od upadku czy utraty równowagi. Spoglądam w górę i widzę, że to Justin. Czuję ulgę.
-Nie miałaś być teraz ze Stilesem- pyta?
-A no miałam- odpowiadam.
-To dlaczego nie jesteś?
-No bo... -waham się, w zasadzie nie wiem jak mam to dobrze określić- nie możemy się dogadać w pewnej kwestii.
-Zakładam, że chodzi o Theo.
-Damn straight.
Przez chwilę milczymy, Justin spogląda w górę jakby chcąc zobaczyć okno mieszkania, z którego wyszedł chwilę temu.
-Chcesz się ze mną przejść? -proponuje.
-A gdzie idziesz?
-Najpierw muszę wejść na moment na uczelnie, a potem mogę cię oprowadzić po okolicy.
-Jasne, czemu nie- rzucam. Chłopak rusza przed siebie a ja za nim.

Idziemy placem głównym uczelni i Justin wskazuje mi kolejne budynki mówiąc co się w nich znajduje.
-A tamten budynek to wydział chemii- mówi- zapewne tam będziesz miała zajęcia. A tutaj- wskazuje kolejny budynek- jest biblioteka. Jesteś rozkojarzona- zauważa po chwili. Albo raczej zauważył wcześniej ale dopiero teraz o tym mówi.
-Może trochę- odpowiadam niepewnie.- Ta sytuacja jest po prostu… przytłaczająca, nie wiem co mam z tym zrobić.
-Moim zdaniem powinnaś poczekać aż te początkowe emocje opadną. Nie przejmuj się, jakoś to się ułoży- pociesza mnie.
-Szczerze mówiąc wcale mnie to nie pocieszyło.
-To zapewne nie pocieszy cię również aspekt czysto psychologiczny tej sytuacji.
-Czyli?-dopytuje.
-Wysoce prawdopodobne, że ty i Theo...-na chwilę milknie jakby nie będąc pewny czy powinien o tym mówić.- Do czegoś między wami dojdzie, że tak to ujmę.
Zdecydowanie mnie to nie pociesza.
-To jest bardzo mało prawdopodobne- zaprzeczam próbując nawet nie myśleć jak i dlaczego mogłoby jednak dojść do takiej sytuacji.
Dochodzimy do drzwi budynku i po chwili znajdujemy się już w holu. Wiszą tu ogromne tablicę korkowe.
-Tam wiszą wyniki rekrutacji- wskazuje na błękitne kartki po mojej prawej.
Zupełnie zapomniałam, że to dziś. Przystajemy i Justin jakby czeka aż tam podejdę. Spoglądam na niego niepewnie na co ten posyła mi niewinny, dodający otuchy uśmiech. Robię kilka kroków przed siebie, unoszę dłoń i przesuwa palcem po kartce z nazwiskami. Znajduję swoje i wypuszczam wstrzymywane powietrze z ust.
-Dostałam się- odwracam się do Justina. Ten znów się do mnie uśmiecha po czym kieruje się w głąb budynku.
Wchodzi do jednego z gabinetów zostawiając mnie na korytarzu, nie zajmuje mu to jednak długo i po chwili wychodzi. Oznajmia, że wszystko załatwił i możemy ruszać na naszą wycieczkę.

Przechadzamy się deptakiem w Venice Beach. Wszędzie jest tak kolorowo, ludzie jeżdżą na deskorolkach i rowerach, siedzą w restauracjach i śmieją się. To wszystko tak mi się podoba, że bardziej podskakuje niż idę. Z prawej strony mijamy stragany, sklepiki, kawiarnie, bary tętniące życiem. Z lewej strony rozciąga się plaża. Ciągnę Justina za rękę i prę naprzód. Pragnę zobaczyć jak najwięcej, do tego kawałek przed nami wypatrzyłam gościa sprzedającego watę cukrową i chcę tam dotrzeć jak najszybciej.
Nagle chłopak delikatnie ciągnie moją dłoń. Odwracam się i widzę, że zatrzymał się przy jednym ze straganów i coś ogląda. Podchodzę i staję z nim ramię w ramię. Justin ściąga z wystawki złoto-czarne okulary przeciwsłoneczne z lekko różowymi szkiełkami i zakłada mi je na nos. Spoglądam w przyczepione do stojaka lusterko.
-Pasują ci- odzywa się chłopak.
-Masz rację- stwierdzam- są bardzo w moim stylu. Przypadkiem trafiłeś w mój gust czy to sprawka twojego psychologicznego abrakadabra?
-Psychologicznego abrakadabra?-śmieje sie.
Rusza w głąb sklepiku a ja za nim.
-No wiesz, niektórzy potrafią psychologicznie odczytywać ludzi, jacy są, co lubią…- tłumaczę.
-Domyśliłem się o co ci chodzi- odzywa się gdy znów staję przed półką i przegląda jakieś drobiazgi.- I może faktycznie posiadam takie umiejętności…- snuje.
Wymijam go żeby podejść do stojaka z bransoletkami i szukam czegoś z myślą o Hayden. Znajduję miętową, zrobioną z koralików ze złotą zawieszką w kształcie listka, jest idealna. Spoglądam na Justina, który jak widać również znalazł to czego szukał. Pokazuje mi breloczek z czerwonym autkiem.
-Zgubiłem taki Connorowi i obiecałem, że mu odkupie- tłumaczy.-Rzadko tutaj bywamy- dodaje. Zgaduję, że ma na myśli siebie i pozostałych chłopaków.
-Dlaczego?
Zastanawia się chwilę po czym wzrusza ramionami w odpowiedzi. Kierujemy się do małego stolika w głębi lokalu, zakładam, że to jest swego rodzaju ‘kasa’. Podczas gdy w swojej jakże przeogromnej torebce szukam portfela Justin zdąża zapłacić za moje okulary i bransoletkę. Gdy wychodzimy chce mu zwrócić pieniądze ale on uparcie nie chce ich przyjąć. Ostatecznie dochodzimy do kompromisu, kupię mu coś do jedzenia i będziemy kwita.
Chwilę później zatrzymujemy się przy foodtrucku, oboje zamawiamy frytki, tyle, że ja zakręcone, a Justin zwykłe.
Idziemy usiąść na jedną z ławeczek na granicy plaży żeby zjeść w spokoju.
Zrobiło się już w miarę późno i słońce zaczęło zachodzić tworząc pomarańczowo-różową poświatę nad linią wody. Nie pamiętam kiedy ostatni raz oglądałam zachód słońca nad morzem.
-Powinniśmy już wracać- Justin spogląda na zegarek.- Stiles pewnie się o ciebie martwi. Moje psychologiczne abrakadabra mówi mi, że raczej nie informowałaś go gdzie jesteś- śmieje się.
-Racja. W porządku, możemy wracać- zgadzam się- tylko jeszcze chce załatwić jedną rzecz.
Wstaję i przechodzę przez oparcie ławki. Justin uważnie patrzy co robię po czym decyduje się ruszyć za mną. Podchodzę do jednego ze sklepików i mówię chłopakowi, żeby poczekał na zewnątrz. Obawiam się, że mógłby próbować odwieść mnie od mojego pomysłu. Kilka minut później z ogromnym uśmiechem na ustach wyjeżdżam ze sklepu na niedużej błękitnej deskorolce.
-Umiesz na tym jeździć, prawda?
-No tak- uśmiecham się.
-Wracamy?
Kiwam głową w odpowiedzi, zadowolona z siebie i swojego zakupu. Justin zaczyna iść, czekam chwilę po czym odpycham się i zrównuje tempo jazdy z jego chodem.

Wchodzimy po schodach i w momencie gdy pokonuje ostatni stopień kładę deskorolkę na ziemi i jadę na niej póki nie docieram do mieszkania z numerem 48. Czekam aż Justin dojdzie do mnie, potrzebuje psychicznego wsparcia podczas wejścia do środka. Gdy jest już zaledwie kilka kroków ode mnie naciskam klamkę i otwieram drzwi po czym wjeżdżam do środka. Jeżdżę przez chwilę po mieszkaniu i zatrzymuje się dopiero w kuchni, gdzie siedzą Stiles i Theo.
-Cześć- rzucam.
-Wszystko w porządku?- pyta Stiles. Nie do końca łapie co ma na myśli.
-Tak- odpowiadam niepewnie.
-Gdzie się nauczyłaś jeździć na desce?
-Ja ją nauczyłem- odzywa się Theo i spogląda na mnie. Autentycznie na mnie patrzy. No nie wierzę. Nawet się trochę uśmiecha, co się stało?!
-Po raz pierwszy tego dnia, przyznajesz się do czegoś związanego ze mną- zauważam- jestem zaskoczona- dodaję i znów zaczynam jeździć po mieszkaniu.

Justin nie zostaje długo, wychodzi przed dziewiątą. Czekam na odpowiedni moment i gdy Theo wychodzi z pokoju siadam obok brata żeby dokończyć rozmowę z rana.
-Chcę tylko żebyś wiedział-zaczynam cicho- że Theo oficjalnie nie zakończył związku ze mną, tylko zerwał ze mną kontakt, nie wiem co tobie powiedział…
-Powiedział mi, że zerwaliście.
Milczy przez chwilę. Odwraca się żeby się upewnić że nadal jesteśmy sami.
-Przepraszam- mówi w końcu- że tak się wcześniej zachowałem, powinienem był cię wysłuchać.
-Nic się nie stało- zapewniam go.
-Jest jeszcze taka jedna rzecz…
-Theo ma dziewczynę- odgaduje co Stiles chce mi powiedzieć- Justin się wygadał.
-A to konfident…-mruczy żartobliwie.
Theo wraca do pokoju. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że zajęłam jego miejsce, ups.
I tak miałam w zamiarze iść spać. Wstaję i zbieram wszystko co przypadkiem, bądź nie zostawiłam wokół. Zatrzymuję się żeby upewnić się że to już wszystko. Dopiero teraz zauważam jeszcze jedne drzwi po przeciwnej stronie pokoju.
-Co tam jest?-pytam wskazując na drzwi.
-Pokój naszego byłego współlokatora- słyszę odpowiedź.
-Dlaczego nikt tam teraz nie mieszka?
-Bo pokój jest zamknięty.
-To dlaczego go nie otwórzcie?-głośno myślę.
-Jak masz ochotę, możesz spróbować, ale jedyną opcją jest chyba wyważenie drzwi- tłumaczy Stiles- gość bardzo nie chciał żeby ktoś tam wszedł.
-Aha.
Obracam się w stronę mojej tymczasowej sypialni.
-Dobranoc-rzucam. Wchodzę do pokoju, przebieram się w piżamę i od razu jadę się do łóżka. Ten dzień mnie wykończył. Zasypiam niemal natychmiast.

Don't Let Me Down | Theo Raeken Where stories live. Discover now