16.

4.4K 245 13
                                    

Gdy przekroczyłam w poniedziałek próg szkoły czułam, że coś jest nie tak. Wszyscy jakoś dziwnie zaczęli zwracać na mnie uwagę.
Stiles miał mi dać pieniądze na lunch, z tego co pamiętałam miał teraz wf. Jak gdyby nigdy nic weszłam do męskiej szatni, zauważyłam Scotta wiec ruszyłam w jego kierunku wymijając przebierajacych się nastolatków. Słyszałam kilku chłopaków jak mówili coś do mnie ale ignorowałam to póki ktoś nie chwycił mnie za rękę.
-Hej Emily.-Powiedział wysoki blondyn. Chyba miał na imię Mat. Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku po czym zmierzyłam go wzrokiem.
-Wiesz może gdzie znajdę Stilesa?
-Nie.-Rzucił.-Co powiesz na randkę ze mną? Na przykład jutro?
-Nie dzięki.-Rzuciłam.
-Jak widać sypiasz tylko z bogatymi gośćmi.-Powiedział bardziej do siebie. Zgromadzeni w szatni wydawali się przysłuchiwać rozmowie.
-Słucham?!-Oburzyłam się. Co on sobie wyobrażał?
-Już wszyscy wiedzą, że byłaś na randce z Alexem, a w sobotę na domówce przespałaś się z nim.-Oznajmił chłopak. Nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz. Wkurzył się i chwycił mnie za nadgarstek, tylko tym razem nie mogłam się wyrwać.-Nie będziesz podnosić na mnie ręki, szmato.-Wycedził i popchnął mnie ma szafkę. Zobaczyłam furię w jego oczach. Jeden z jego kolegów zareagował i próbował go odciągnąć. Usłyszałam trzask drzwi i po chwili Mat został znokautowany przez mojego brata.
-Co do kurwy?-Wydarł się upadając na ziemię. Z jego nosa pociekła krew.-Złamałeś mi nos!
-Jeszcze raz tkniesz moją siostrę, a złamię ci coś więcej.-Wycedził Stiles.
Koledzy tamtego pomogli mu wstać i wyprowadzili go z szatni.-Wszystko w porządku?-Zapytał Stiles.-Co się stało?
-Nic mi nie jest.-Szepnęłam, choć tak nie było.-To po prostu jakieś nie porozumienie.
-Na pewno?-Dopytywał.
-Tak, muszę już iść na lekcję.-Wyminęłam go i wyszłam czym prędzej z szatni. Na moim nadgarstku pojawił się czerwony ślad. W moich oczach wezbrały się łzy. Czym prędzej je wytarłam i ruszyłam w stronę swojej szafki. Wyjmowałam książki gdy obok mnie pojawiła się Tracy.
-Wygląda na to, że prawda wyszła na jaw.-Powiedziała do mnie z lekkim uśmiechem.
-A tobie o co chodzi?-Prychnęłam.
-Po prostu cieszy mnie, że wreszcie ktoś przyznał, że jesteś puszczalska.-Wyminęła mnie i poszła sobie. Nie miałam pojęcia o co tej dziewczynie chodziło. Postanowiłam zignorować to. Nie dało się jednak zignorować tego, jak niektórzy dziwnie na mnie patrzyli. Co chwila jakiś chłopak puszczał mi oczko albo wołał mnie. Dziewczyny mierzyły mnie wzrokiem i wskazywały na mnie palcem. Wreszcie wpadłam na Hayden, miałam nadzieję, że wytłumaczy mi co się dzieje.
-Emily tak mi przykro.-Podeszła i przytuliła mnie.
-Hayden, o co chodzi? Mam wrażenie, że wszyscy...-Zaczęłam.
-Ty o niczym nie wiesz.-Zdziwiła się.
-O czym?
-Ktoś rozpuścił plotkę, że spałaś z Alexem nawet nie na waszej drugiej randce. I...-Zawahała się.-I teraz wszyscy mówią, że jesteś łatwa.
-Ale kto?-W oczach zebrały mi się łzy.
-Nie mam pojęcia.-Powiedziała i znów mnie przytuliła.-Ja wiem, że to nie prawda.-Pocieszała mnie.-Pewnie jakaś szmata była zazdrosna i...-Urwała.
-I co?-Chciałam żeby dokończyła.
-Theo.-Powiedziała. Rozejrzałam się bo myślałam, że gdzieś go zobaczyła.
-Co Theo?-Naciskałam.
-To on. Pewnie zobaczył cię z Alexem, był zazdrosny, i chciał żebyście przestali się spotykać...-Wysnuła.-I żeby nikt nie chciał się już z tobą spotykać. Wtedy miałby pewność, że nikt mu cię nie odbije.
-Hayden, nie sądzę...
-Emily, to brzmi logicznie.-Przerwała mi.-Przecież wiesz jaki on jest. Manipuluje innymi, żeby dostać to czego chce.
Faktycznie ta teoria była jakąś logiczną całością, ale wiedziałam, że Theo nie zrobił tego. Miałam jednak swojego podejrzanego, a raczej podejrzaną. Tracy od początku była zazdrosna o moją relację z Theo, do tego podejrzewam, że wiedziała co nieco o mojej umowie z nim, co było solidną podstawą żeby ją podejrzewać.

Wracałam ze szkoły do domu, gdy usłyszałam czyjeś kroki. Przyspieszyłam.
-Emily zaczekaj!-Theo podbiegł do mnie i zatrzymał mnie.
-Mówiłeś komuś o naszej umowie?-Zapytałam z lekką pretensją.
-Nie! Oczywiście, że nie. Przysięgam, nie mam nic wspólnego z tym co mówią.
-Hayden ma o tym inne zdanie.
-Emily, mówię prawdę.-Przekonywał mnie.-Nie ja rozpuściłem te okropne plotki.
-W porządku wierzę ci.-Szepnęłam. Poczułam jak po moim policzku spływa łza.-Ale oni mają rację.-Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.-Nie w tym, że spałam z Alexem.-Wytłumaczyłam. Moje policzki robiły się coraz bardziej mokre.-Jestem...
-Ciii.-Położył mi palec na ustach.-Zaraz mi się rozpłaczesz a serio nie mam na to ochoty.
Zaczął wycierać kciukiem moje łzy.
-Nie. Oni mają rację. Ile minęło? Tydzień? Nawet nie, a ja pozwoliłam ci na te wszystkie pocałunki, na to, żebyś mnie dotykał w sposób w jaki nie robią tego nawet niektóre pary... -Wyrzucałam z siebie słowa niczym naboje z karabinu.- Spójrz po jak krótkim czasie, nie znając cię, zgodziłam się z tobą pójść do łóżka.-No i rozpłakałam się na dobre. Theo przytulił mnie mocno. Pierwszy raz tego dnia zaczęłam się uspokajać.
-Nie bądź dla siebie taka surowa.-Podjął po chwili.-To... to na prawdę nie jest twoja wina. Nikt nie ma prawa mówić o tobie takich rzeczy, a już tym bardziej ty sama.
-Theo to jest moja wina.-Szlohałam.-Ja dokonałam tych wszystkich wyborów. Ja. Nikt inny.
-Przestań. To moja wina...-Zaczął.
-Jak może to być Twoja wina?
-Manipulowałem tobą.-Oderwałam twarz od jego piersi i odsunęłam się kawałek. Spojrzałam mu prosto w oczy.
-Co robiłeś?-Spytałam ostro.
-Od początku. Poświęcałem ci uwagę, dokładnie to czego podświadomie chciałaś.-Tłumaczył.-Wprowadziłem do twojego życia małe zamieszanie, i sprawiłem, żebyś chciała go więcej. A potem ci to odebrałem. Analizowałaś to co powiedziałem i myślałaś, że mam rację, dlatego przybiegłaś do mnie z powrotem.-Zaczynałam widzieć sens w tym co mówił.-I dostałem dokładnie to czego chciałem.-Połączyłam wątki i nagle poczułam narastającą we mnie wściekłość. Okazało się, że wszyscy mieli co do niego rację. Oszukiwał mnie. Manipulował mną. Ale byłam głupia...-Ale potem...
-Zamknij się!-Wybuchłam.-Nie chcę już słyszeć żadnego twojego słowa!
-Emily, pozwól mi dokończyć.
-Nie!-Odepchnęłam go. Chwycił moje dłonie, chciał mnie zatrzymać ale ja nie chciałam już go więcej widzieć.-Nie chcę cię znać Theo! Zostaw mnie w spokoju!-Wybuchłam płaczem i zaczęłam biec. Jak najdalej od tego wszystkiego, od niego. Jak ja mogłam pozwolić mu sobą manipulować.

Weszłam do domu i zastałam Stilesa rozmawiającego z tatą.
-Co się dzieje?-Zapytałam choć już wiedziałam.
-Emily, wiesz czyja to sprawka?-Zapytała tata.-To jest psychiczne znęcanie się i można za to iść do więzienia.-Powiedział głosem pełnym troski.
-Mam swój typ, ale zero dowodów.-Odpowiedziałam odkładając torbę i siadając na krześle.
-Chcesz o tym porozmawiać?-Spytał Stiles.
-Nie.-Mruknęłam.
-Co z tym zrobimy?-Stiles skierował te słowa do taty.
-Myślę, że ktoś powinien porozmawiać z uczniami. Trzeba dojść do tego, kto to zrobił.-Powiedział stanowczo, policyjnym tonem.-I trzeba go ukarać. Jutro z samego rana pójdę do szkoły. Możesz zostać w domu jeśli wolisz.-Zwrócił się do mnie. Kiwnęłam tylko głową, wstałam i poszłam do siebie. Zaczęłam cicho szlohać w poduszkę.

Don't Let Me Down | Theo Raeken Where stories live. Discover now