4.

6.9K 293 10
                                    

Z samego rana obudziły mnie dźwięki powiadomień. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce tuż przy łóżku. Zaczęłam, zresztą jak każdego ranka, przeglądać portale społecznościowe. Instagram i Facebook były pełne zdjęć z wczorajszej imprezy, natomiast snapchat zapewniał relację na żywo z wszystkiego co się wydarzyło. Oczywiście przejrzenie tego zajęło mi jakieś półtorej godziny, dlatego gdy zeszłam na dół tata już urzędował w kuchni.
-Dzień dobry.-Powiedziałam nie pewnie, spodziewając się kary za bałagan, który nieodpowiedzialnie zostawiłam wczoraj idąc spać. Jednak wydawało mi się jakoś podejrzanie... czysto.
-Muszę przyznać, że nie spodziewałem się.-Zaczął.-Wszędzie jest porządek i nie mieliśmy żadnych wezwań.
Uśmiechnęłam się tylko i postanowiłam zajrzeć co u Stilesa.
Zapukałam do drzwi jego pokoju. Nic. Zapukałam znów. Ponownie nic. Czyżby go nie było? Niemożliwe. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam jak mój brat słodko śpi. Zamknęłam drzwi i poszłam z powrotem do siebie. Postanowiłam zadzwonić do Hayden. Potrzebowałam wyjaśnień.
-Hej, jak się czujesz?-Zaczęła.
-Całkiem dobrze, a ty?
-Nic mi nie jest, jak widać chimery też nie mogą się upić. -Zaśmiała się.
-A więc... o co chodzi z tym porządkiem?
-Skąd wiesz, że to ja?-zaśmiała się.
-No a niby kto?
-No dobra to ja, ale Liam pomagał, Mason i Corey i nie uwierzysz ale Theo też.
-Widzisz jaki masz dobry wpływ na ludzi Hay.- Powiedziałam.
-Ja myślę, że tu chodzi o ciebie a nie o mnie.
-Haha bardzo śmieszne.-Odparłam z typowy dla mnie sarkazmem.
-Na prawdę.-Kontynuowała.-Myślę, że mu się podobasz.
-Oh zamknij się już.-Powiedziałam żartobliwie.-Odezwę się później.
Pożegnałyśmy się. Hayden uwielbiała mnie denerwować i cały czas wypominała mi to, że Theo podobał mi się na początku roku. Rzecz jasna już mi przeszło.
Do mojego pokoju wszedł Stiles z telefonem w ręku.
-Czy ty to widziałaś?-Krzyknął do mnie podsuwając mi komórkę pod twarz. I co zobaczyłam? Zdjęcie Jordana, a w zasadzie serię zdjęć pod tytułem „jak nie powinien zachowywać się stróż prawa".
-A jednak, udało się wam!
-A wątpiłaś w nas!-Znów krzyknął z entuzjazmem.-Tak w ogóle.. dlaczego tata jest taki... spokojny?-Zapytał.-Z tego co wiem, to poszłaś wczoraj nieco w moje ślady, więc spodziewałem się bałaganu.
-Ja też.- Odpowiedziałam.-Ale Hayden, Liam, Mason i Corey posprzątali.-Celowo pominęłam Theo, mój brat łagodnie mówiąc nie przepadał za nim.
-Nieźle.-Mruknął. Zastanowił się chwilę nad czymś po czym wyszedł.
Postanowiłam, że przyda nam się po imprezowy spacer jednak Stiles był zbyt 'zmęczony' żeby ruszyć się z domu więc poszłam sama.

Zapowiadało się naprawdę piękne przedpołudnie. Było ciepło jednak można było odczuć delikatny wiatr. Promienie słońca prześwitywały przez korony drzew oświetlając leśną dróżkę. Coś czym mogło poszczycić się Beacon Hills były zdecydowanie piękne lasy. Idealny dzień na spacer. Nie tylko ja tak pomyślałam. Zobaczyłam kilkanaście metrów dalej jakąś postać, miałam nadzieję, że to ktoś, kto dotrzyma mi towarzystwa. Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że chyba się pomyliłam. To był Theo. Nie zauważył mnie, może nawet lepiej. Wyglądał jakby się gdzieś spieszył ale dlaczego szedł sam? Może... „nie mieszaj się do tego" zabrzmiał głos w mojej głowie. Pomyślałam, że tylko chwilkę pójdę za nim, żeby sprawdzić czy nic nie kombinuje a potem spokojnie wrócę do domu.
Szłam za nim dobre dwadzieścia minut aż w lesie pojawił się jakiś budynek a on wszedł do środka. Powinnam prawdopodobnie już wracać tylko, że... nie miałam pojęcia gdzie jestem. No ale przecież nie wejdę tam za nim i nie zapytam czy wie w którą stronę do miasta.-Pomyślałam.-Chociaż... mogę tam tylko wejść, do tej pory mnie nie zauważył więc... Nie zdążyłam dokończyć swojej myśli gdy moje nogi już prowadziły mnie ku budynkowi.
Nie było tu drzwi, wyglądały jakby zostały wyrwane przez coś dużego. Weszłam do środka i znalazłam się w czymś co kiedyś prawdopodobnie było holem. Wszędzie unosił się jakiś pył i kawałki białej farby sypały się z sufitu na moją głowę. Oczywiście nie pomyślałam o tym, żeby patrzeć pod nogi, potknęłam się o coś i z hukiem wpadłam na ścianę przede mną. Nie było mowy, żeby Theo tego nie usłyszał.
-Możesz już stamtąd wyjść.-Usłyszałam jego głos.
Więc wyszłam. W pomieszczeniu brakowało niemal połowy dachu, a wszystko co tu wcześniej stało zostało obrócone w proch. Dostrzegałam kawałki mebli, szkła i drewna. Tym razem patrzyłam pod nogi. Uświadomiłam sobie w jak kłopotliwej sytuacji się znalazłam i zastanawiałam się co powiedzieć.
-No więc... ja...-Zaczęłam zakłopotana, patrząc w podłogę.
-Śledziłaś mnie.-Dokończył Theo. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego, zauważyłam ranę na jego ramieniu, dość poważną. Zauważył, że zwróciłam na to uwagę.-To nic takiego, uleczy się.
Nie do końca świadomie podeszłam bliżej aby obejrzeć ranę. Delikatnie dotknęłam postrzępionej koszulki, była mocno przesiąknięta krwią.
-Co ty robisz?-Zapytał jakby z pretensją.
-Um... nic, po prostu tak już mam, to taki mój 'lekarski instynkt', wybacz.-Zabrałam ręce, były lekko ubrudzone od krwi, wytarłam je w spodnie.-Ale z doświadczenia wiem...-Odezwałam się.- Że takie rany wcale nie leczą się tak szybko, a czasem nawet jest jeszcze gorzej.
Nic nie odpowiedział. Rozglądał się po pomieszczeniu, a raczej po tym co z niego zostało.
-Jak myślisz, co zrobiło tę dziurę?-Zapytał po chwili, wskazują na sufit.
-Coś silnego, bardziej niż wilkołak na pewno, i większego zdecydowanie.-Odpowiedziałam.- Miało pazury.-Stwierdziłam patrząc na ślady na pozostałościach tapety, po czym spojrzałam znów na jego ranę.-Chyba miałeś ostatnio do czynienia z tym czymś.
-Spostrzegawcza jesteś.-Powiedział.
-Dzięki.-Zmusiłam się do grzeczności.-Więc... prowadzisz tu jakieś małe śledztwo?-Podjęłam.
-Można tak to ująć.
-Coś znalazłeś?
-Myślisz, że ci powiem? Żebyś mogła pobiec i powiedzieć wszystko swojemu braciszkowi.-Dało się słyszeć jego protekcjonalny ton.
-Dlaczego nie?-Zapytałam.-Przecież sam chciałeś jeszcze kilka dni temu współpracować ze Scottem.-Wygarnęłam mu. Spojrzał na mnie, wyglądał jakby nie traktował mnie poważnie.-Zrobimy tak, ty będziesz mnie informował a ja mojego brata i jego przyjaciół, i wszyscy będą szczęśliwi.-Uśmiechnęłam się i niewinnie zamrugałam oczami.
-A co ja będę z tego miał?
-Pomoc?
-Nie potrzebuję pomocy.- Stwierdził.
-W takim razie czego chcesz w zamian?- Zastanowił się chwilę po czym spojrzał na mnie dwuznacznie. Przewróciłam oczami i westchnęłam głęboko.-Jeśli myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz, to możesz wybić sobie ten pomysł z głowy.
-Ja myślę, że spodobał ci się ten pomysł.-Znów to samo spojrzenie a ja znów przewróciłam oczami.
-Zastanów się nad moją propozycją, jakby co szukaj mnie w bibliotece.-Powiedziałam i ruszyłam ku wyjściu. Potem uświadomiłam sobie, że nie wiem jak wrócić. Zawróciłam i zobaczyłam jego wzrok na sobie.
-Wiesz może w którą stronę do miasta?-rzuciłam niewinnie. Zaśmiał się i poszedł w moją stronę.
-Chodź!-Rzucił wymijając mnie na tyle blisko,że prawie dotknął swoim ramieniem mojego.

Szliśmy już dobre dziesięć minut i wydawało mi się, że bynajmniej nie był to kierunek, z którego przyszliśmy. Coś przerwało ciszę i mój tok myślenia. Rozległ się jakiś krzyk. Ktoś kogoś wołał. Teraz usłyszałam wyraźniej. Ktoś wołał mnie.-Twój brat.-Oznajmił Theo, pokiwał mi, znów się uśmiechnął i poszedł w przeciwnym kierunku.
Chwilę później zobaczyłam Stilesa i Scotta, pomachałam do nich i ruszyłam w ich stronę.
Gdy byłam wystarczająco blisko usłyszałam głos mojego brata:
-Gdzie ty do cholery byłaś?
-Na spacerze.-odpowiedziałam.
-Nie było cię jakieś trzy godziny.-Dodał Scott.
-Serio?-Zdziwiłam się.
-Nie na niby.-Odpowiedział Stiles z jakże typowym dla niego sarkazmem. W odpowiedzi tylko uśmiechnęłam się sztucznie. Wróciliśmy do domu. Stiles ze Scottem jak zwykle gdzieś wybyli a mój tata był w pracy. Spędziłam wieczór czytając lekturę na angielski na której temat musiałam napisać esej na następny tydzień.

________________________
A więc wybiło ponad 50 wyświetleń z czego bardzo się cieszę, więc oto jest 4 rozdział!
Dziękuję za gwiazdeczki i komentarze, bardzo motywują 😁

Don't Let Me Down | Theo Raeken Where stories live. Discover now