Prolog

1.1K 45 13
                                    

23 Sierpnia 1999 Idrys

**Valentine**

   Siedziałem na kanapie w salonie cały zrozpaczony. Na moich kolanach leżała moja nowo narodzona córka - Clarissa. Zapewne powinienem być szczęśliwy, jednak w tej sytuacji nie było niczego wesołego, gdyż niedługo po porodzie zmarła matka dziewczynki, a moja żona Jocelyn.

   Nikt nie wiedział dlaczego tak się stało. Ani czarownik który badał moją żonę podczas ciąży, który mówił że "Dziecko się szybko rozwija ale nie ma powodów do obaw" przy każdym badaniu. Ani wszystkowiedzący Cisi Bracia. Jednak mi coś podpowiadało że to właśnie moja córka w ten czy inny sposób była odpowiedzialna za śmierć mojej żony.

   Czułem, że będzie mi ciężko pokochać mała, tak jak chciałaby tego moja ukochana. Postanowiłem jednak, że ze względu na pamięć o Jocelyn, zrobię co w mojej mocy aby młodsza z moich córek wyrosła na dobrą Łowczynie.

Miesiąc później

   Od śmierci Jocelyn minęły 32 dni. Przez ten miesiąc próbowałem pokochać Clarisse i zająć się nią tak jak zasługuje na to każde dziecko, niestety nie umiałem. Nawet jeśli się nią zajmowałem, to nie z miłości rodzicielskiej, a z przeświadczenia, że tego chciałaby Joc.

   Dziewczynka bardzo przypominała swoją zmarła matkę, co wcale mi nie pomagało, a wręcz przeciwnie - potęgowało, coraz to większą niechęć do niej. Mała przypominała Jocelyn w wielu aspektach: delikatne rysy twarzy; kruchość i delikatność; te piękne szmaragdowe oczy, w które mogłem niegdyś patrzeć w nieskończoność, oraz coś, co tak bardzo wyróżniało moją żonę rude włosy, które już zaczęły pojawiać się na głowie Clarissy. Po mnie dziewczynka odziedziczyła jedynie znamię Morgensternów na ramieniu, czyli pięcioramienna gwiazda w okręgu

   Zawsze gdy ją karmiłem, przewijałem uspokajałem czy usypiałem, moje serce coraz bardziej się krajało, czułem coraz większą rozpacz i coraz bardziej zapadałem w swoich emocjach - w smutku, cierpieniu, złości. Pomimo że wielu czarowników próbowało, na moje zlecenie, różnych metod żebym zapomniał to moja więź z Jocelyn była zbyt wielka i z dnia na dzień czułem coraz większą nie chęć do mojej córki a przez ostatnie dni nawet nienawiść.

   W końcu uznałem, że moje życie się rozsypuje, oraz, że muszę zerwać obietnice, którą złożyłem Joc tuż przed śmiercią, abym choćby nie wiadomo jak by mi było ciężko, zrobił co w mojej mocy, aby Clarissa miała dzieciństwo oraz wychowanie, godne potomkini Morgnesternów. Postanowiłem że odbuduje swój krąg i znów będę dawnym Valentinem - silnym przywódcą, którym aktualnie nie byłem oraz najlepszym Nocnym Łowcą, który chodzi po świecie. Jednak żeby tak, nie mogę sobie pozwolić na skruchę i rozpacz. Musiałem pozbyć się powodu, przez który stałem się słaby - Clarissy. Postanowiłem, że wymaże jej wspomnienia, nawet jeśli przez taki krótki okres jej życia, niewiele by ich było, a następnie podrzucić ją jakiejkolwiek Przyziemnej, żeby nikt w Świcie Cieni się o niej nie dowiedział.

***

   Następnego ranka udałem się wraz z Clarissą w nosidełku do Magnusa Bane'a. Zastukałem do drzwi. Po paru minutach ktoś je otworzył. W progu stał czarownik jak zawsze ubrany dość nietypowo. Miał na sobie różowe błyszczące brokatem rurki, również świecącą brokatem żółtą koszule i czarną kamizelkę z oczywiście brokatowymi zielonymi wzorkami , jego włosy wstały w każdą stronę posypane chyba toną czerwonego brokatu. Jego kocie oczy zaświeciły się gdy zobaczył mnie i moją córkę po drugiej stronie progu. Przyglądał się nam dłuższą chwile. Z niecierpliwości wypaliłem

Miasto Niewiedzy - Dary AniołaWhere stories live. Discover now