23.Pechowy dzień.

173 7 10
                                    

Rozdział 23.

Miłego czytania! XXXX

,,Oni mogą żyć, ale tylko razem,

nie rozdzielaj ich nie odzieraj z marzeń,

muszą ciągle iść na granicy tchnienia,

cienka linia określa sens ich istnienia''-Verba -Młode wilki 2

Przeczytaj notkę pod rozdziałem !

*****************************

-No wiesz, jedno zrobiłem Ci w hotelu, drugie w barze, a trzecie teraz.-Śmieje się.

-Naprawdę mega zabawne.-Wkurzona wracam do pokoju Gab.

-Co się stało?-Pyta się.

-Nic.-Odpowiadam i idę się przebrać.

***

-Ja idę.-Wychodzę z jej garderoby.

-Czemu?

-Znajomi się martwią. Przepraszam.-Wychodzę z pokoju i zbiegam po schodach.-Dowidzenia! -Krzyczę do rodziny Natha, która siedzi w salonie.

Wybiegam z posesji od razu kierując się w stronę, z której przybyliśmy. Wyciągam w międzyczasie telefon i klikam przycisk włączenia.

Rozładowany.

No pięknie, teraz niech mi ktoś powie jak mam wrócić do hotelu, skoro ja potrafię zgubić się w małym sklepie? A co dopiero w Nowym Yorku. Wychodzę na główną ulicę, nic dookoła nie przypomina mi miejsca, w którym jestem, zresztą tak jak w całym mieście, jest dużo wieżowców, ludzi, aut, jedyne co się tu różni to wielki napis na jednym z budynku, brzmi on ,,Reach for the sky*'' . Wydaje mi się, że to albo restauracja, albo biuro podróży, ale może chociaż tam powiedzą mi, jak dostać się do mojego hotelu.

Za myślona zaczynam iść przed siebie, jednak po chwili ktoś mi w tym przeszkadza, łapiąc za rękę. Odwracam się do osobnika, który to zrobił i zauważam te czarne, głębokie oczy i blond czuprynę.

-Nathan.-Wyrywam rękę.

-Amy, możesz mi powiedzieć, o co się złościsz?

-Nie złoszczę się, po prostu taki mam styl bycia. -Odpowiadam.

-I zawsze wychodzisz z domu znajomych, nie wiedząc , jak dojść do własnego hotelu?-Śmieje się.

-Jasne. Zaprowadź mnie. - Żądam poważnym tonem.

-A co za to dostane?-Pyta.

-Ymm kopa w dupę.-Pokazuje mu język.

-Chowaj go, bo Ci krowa nasika.

-To zobaczę, jak smakują.-Uśmiecham się.-A teraz Pan wielki misio zaprowadzi mnie do hotelu.-Mówię głosem małego dziecka.

-Dobraaaa.-Śmieje się i zaczyna iść.

Biegnę do niego i wskakuje mu na barana, a on czując to chwyta mnie za uda i śmieje się z mojego czynu.

***

Droga minęła nam w przyjemnej atmosferze, było dużo śmiania się, ale także zaliczyłam upadek, a żeby jeszcze było lepiej, to wylądowałam w kałuży.. Powiem wam, że chodzenie po wielkim mieście z mokrymi spodniami , jest niezbyt fajne, ale przynajmniej wpadłam tylko tyłkiem, a nie całą sobą. Teraz opowiem wam jak to było, więc po jakiś 20 minutach zeszłam z pleców Natha i zaczęłam iść równo z nim, a że na chodniku było duże ludzi, musieliśmy trzymać się jakoś blisko siebie. Jednak powiedział jakiś tekst, który mnie wkurzył (Teraz już nie pamiętam jaki) i jak to ja, zatrzymałam się w miejscu i tupłam nogą. Po chwili chciałam się obrócić, ale jakaś kobieta wpadła na mnie, bo biegła i tak oto zaczęłam lecieć do tylu, a nie było żadnego księcia, który by mnie uratował, więc wylądowałam w kałuży. I moje kochane spodnie są do prania, a na dodatek przez chwile zgubiłam kolegę. Jednak kochany osobnik się po mnie wrócił, ale zamiast pomóc mi wstać, śmiał się jak jakiś zjebany umysłowo człowiek. I to koniec jakże przecudownej historii...

ErysipelasTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon