26. My home, sweet home

160 13 3
                                    


Promienie słoneczne powoli mnie wybudzają i wprowadzają w dobry humor. Dawno nie spało mi się aż tak dobrze. Obok mnie Justin cicho pochrapuje na co nie mogę się nie uśmiechnąć. Wygląda tak spokojnie podczas snu, całkowite przeciwieństwo jego ponurej twarzy w ciągu dnia.

Decyduję się go nie budzić i iść do kuchni zrobić nam śniadanie. Wykładam potrzebne składniki i przygotowuję kanapki, podczas kiedy woda na herbatę powoli się gotuje. Co mógł mi przynieść dzisiejszy dzień? Może mógł okazać się wyjątkowo dobry i bezproblemowy? Wątpię w to.

Przez głowę przechodzi mi jak żałosna jestem. Udawało mi się przez chwilę być tą ,,złą'', tą która mordowała z zimną krwią i miała to wszystko gdzieś. Teraz jestem jednak tą samą dziewczyną, która trafiła tutaj z nieznanego powodu ale ciągle jest wypełniona tymi samymi obawami. Z każdym dniem staję się coraz słabsza.

Moje rozmyślania przerywa trzask drzwi i rozmowy dobiegające z korytarza. Ciekawość zawładnęła moim ciałem i zaprowadziła tuż pod ścianę.

-Co? Nie... Musimy się go pozbyć! Powiedziałem, że nie. Słuchaj nie pozwolę na takie zachowanie, przekroczył barierę i koniec- chwila ciszy i najwidoczniej długi monolog po drugiej stronie słuchawki.- Nie tłumacz go bo tobie też dopierdolę. Muszę kończyć, widzimy się później.

Justin nerwowo naciska coś na telefonie i zmierza w kierunku kuchni, to czas bym wróciła do wcześniejszych zajęć.

-Hej- mówi oschle, kiedy siada przy blacie na którym parzę herbatę.

Powtórka z rozgrywki...

-Dzień dobry- próbuję brzmieć optymistycznie i zarazić go swoim dobrym humorem- jak się spało?

Chłopak odwraca wzrok od ekranu komórki i spogląda na mnie spod rzęs.

-Nie najgorzej. Przynieś mi papiery spod telewizora- kiwa głową na wskazane miejsce.

-Czemu sam nie możesz tego zrobić?- pytam nie ukrywając irytacji w moim głosie. Nie jestem jego służącą.

-Po prostu to zrób Charlotte.

Znowu taki jest. Zupełnie jakbyśmy się wczoraj nie przytulali, o spaniu nie mówiąc. Potrafił mnie pocieszyć a dzisiaj znowu jest dupkiem.

Nie dyskutując idę w wyznaczone miejsce i sięgam po teczki z dokumentami. Nie mija chwila, kiedy słyszę jak krzesełko się odsuwa i Justin wstaje. Automatycznie zerkam w tamto miejsce i udaję zainteresowanie kartkami zapełnionymi tekstem. Chłopak podchodzi do szuflady, wyciąga jakieś papierowe kartony, a następnie wrzuca coś do jednej z filiżanek. Mam ochotę zwrócić mu uwagę ale decyduję się, że może wsypał jakieś witaminy dla siebie, a ja zapamiętam kolor kubka w którym są.

-Chyba pomyliłeś kubki- mówię, kiedy zajmuję miejsce obok niego, a przede mną stoi zielony kubek.- Widziałam jak coś wrzucałeś, ja niczego nie potrzebuję.

Chłopak patrzy na mnie zmieszany ale wymienia herbaty i przegląda coś w papierach.

-Zamyśliłem się, to magnez.

Ignoruję podświadomość, która twierdzi że wcale nie ma magnezu który się rozpuszcza w wodzie ale przecież co ja się mogę znać. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek taki spożywałam.

-Jakie plany na dzisiaj?- zagaduję, próbując zwrócić jego karmelowe oczy na siebie.

-Ja wychodzę a ty zostajesz w domu- odpowiada bez namysłu.

I wtedy przypomina mi się jego krótka rozmowa przez telefon. Nie mam wątpliwości kogo dotyczyła i z nerwów zaciskał mi się żołądek. Owszem byłam zła. Ba! Byłam wściekła na bezmyślność Jamesa i ogarniało mnie obrzydzenie na samą myśl, że doszło między nami do czegoś więcej ale nie chciałam by z tego powodu stała się mu krzywda. Jestem za miękka.

Dark Side || J.BWhere stories live. Discover now