Rozdział 14

2.4K 211 6
                                    

   Annie patrzyła jak ciało chłopaka opada bezwładnie pod jej stopy. Nie ruszył ją ten widok. Podeszła zaraz do białowłosego, przy którym kałuża krwi z każdą sekundą powiększała się. Uklękła i patrzyła zimnym wzrokiem na Anioła. Nie wiedziała co robić, ale czy w ogóle zamierzała? Nie zna go, nie wie kim jest i dlaczego z nią ćwiczy. Zastanawiała się chwilę, potem samo jakoś wyszło.

  Jakaś nieznana siła kazała ruszyć jej ręką. Przyłożyła ją delikatnie do głębokiej szramy na boku. Zaczęła szeptać słowa, których nigdy w życiu nie słyszała. To ta siła nią kierowała. Chwilę potem krew zasychała a rana zespajała się. Tylko jeden Christope nie wybudzał się. Leżał nadal w bezruchu i oddychał płytko. Ann zmęczona usiadła po turecku po jego prawicy i patrzyła przed siebie. W ręce obracała łuk. Coś ją w nim zaintrygowało. Spojrzała nań i zbladła.

Wierna swojej broni. Po trupach do celu, zawsze się opłaca.

 Było tak wygrawerowane na jego części. Dziewczyna przejechała kciukiem po napisie. Było go czuć pod palcami. To dlaczego go wcześniej nie wyczułam?, pomyślała. Zdjęła także kołczan z pleców i przyglądała się każdej strzale. Nic nie było tam napisane.

- Może nie są od tego?- szepnęła do siebie.

Przerzuciła broń przez ramię i wstała, otrzepując się z piasku. Myślała co ma zrobić z rannym Aniołem.

- Nie poniosę go. Na oko widać, że jest ciężki. To nie wchodzi w gre.- mówiła cicho.

Sama zdołała tylko podnieść go do pozycji siedzącej i oprzeć o skały. Patrzyła bezradnie na chłopaka. W pewnym momencie przyszedł jej do głowy pomysł. Zagwizdała dwa razy i czekała. Czekała, czekała i się nie doczekała. Zagwizdała, po raz drugi, dwa razy głośniej.

- Nareszcie –szepnęła.

 Na polanę wbiegł Piorun a za nim wleciał Ognik. Koń uklęknął przy ciele chłopaka i patrzył co jego pani zamierza zrobić.

 Ta dźwignęła go z trudem i pociągnęła na grzbiet wierzchowca. Poprawiła go, usiadła za nim, złapała lejce i ruszyli.

 Galopowali dłuższy czas. W końcu dotarli do wyznaczonego punktu „podróży". Dojechali do miasta.

 Gray nie wiedziała co ją tu skierowało, po prostu wiedziała, że muszą tu przyjechać. I jak na zawołanie pojawiła się Maya.


- A nie mówiłam?- spytała.

- Nie?- odparła poważnie Ann.

- Pff- oburzyła się białowłosa- Chodź już. Nie mamy za dużo czasu.

Szły równo. Co chwilę, któraś z nich patrzyła, czy czasem Chris nie spadł z konia. Ale na razie wszystko szło po myśli Mai

- Co? Wieżowiec? Ty tak na serio –spytała z niedowierzaniem Ann.

- Nie, na żarty- prychnęła tamta- Do jest jedyne przejście w tym mieście dla Aniołów nie posiadających skrzydełeczek. A teraz rusz dupe. Nie stój tak

    Ann przewróciła oczyma i poprowadziła konia do wnętrza, kilkumetrowego budynku. Wjechały windą na sam dach budynku. Annie przekonała się w tamtej chwili, że ma lęk wysokości.

- No nie! Anioł i lęk wysokości. Boże, daj mi wiary w ludzi!- westchnęła.

- Dobra, dobra Maya jak ja mam się tam dostać?

- To proste. Podchodzisz do krawędzi dachu, bierzesz chłopaka za ręke, i skaczecie razem.

- Tak pod samochody? Na rozpędzoną jezdnie? Pogrzało cię.

- To od słońca.

- Tak w grudniu.

- Jakby nie świeciło, to byłoby ciemno- wystawiła jej język .

- Brawo, poziom... brak poziomu- szepnęła do siebie Gray.

- Dobra! Idź skacz już nie mamy całego dnia. Do twojej wiadomości trafisz prosto do Alliany, będziesz bezpieczna, bo na obecną chwilę szukają cię Demony. I jak zaraz nie ruszysz swojej grubej dupy to złapią cię!

- Nie drzyj już tej mordy! Idę, idę! Nie popędzaj mnie!

Może to się wydawać dziwne, ale Annie nie czuła w tamtym momencie strachu, nie przyspieszyło je tętno, nie miała mroczków przed oczami. Wiecie co czuła?

Pewną wolność, pewne brak ograniczeń, pewną... satysfakcję, że trafi tam i pozna swoją biologiczną matkę, ale także pryz tym wszystkim kryła się złość. Nigdy nie chciała być częścią Ich świata, a sama dla niego teraz będzie poświęcać życie.

- Raz się żyje!- krzyknęła.

Chwyciła rękę Christope'a, którego podtrzymywała Maya, i zrobiła krok na przód. Leciała, patrzyła na samochody z góry. Ta perspektywa wydawała jej się piękniejsza niż w rzeczywistości.

- Uda się. Wierze, że trafię do Alliany. Tylko, by odbyło się bez zbędnych komplikacji- jęknęła i wtopiła się w asfalt.

Ostatnie co zobaczyła to nadjeżdżający samochód, a potem oślepiło ją światło. Wkoło było biało i jasno. Nigdzie nie było widać żadnego Anioła. Po chwili wszystko się zmieniło.





____________________

Taki TROCHĘ dłuższy. I może być trochę nudny, ale taki wyszedł. 

A teraz WAŻNE PYTANIE:::

Wolicie dłuższe rozdziały, ale później, czy krótsze a częściej. Zależy mi na waszym zdaniu.

Komentujcie i dawajcie gwiazdki dla mojego lenia, by się zmotywował :P

Sorry not sorry za błędy xD :***

aeureka 

Anielska Córka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz