Rozdział 4

6.3K 334 51
                                    

   W sobotni poranek Annie obudziła się dość wcześnie. Ubrała ciemne dresy, czarną koszulkę i poszła do kuchni. Zalewała właśnie herbatę, gdy wszedł zaspany Henry.

- Cześć - powiedziała Ann.- Kawy?

- Chętnie- odparł przecierając oczy.

Razem usiedli przy stole. Niezręczną ciszę przerwali raz, by omówić pogodę na dworze. Nagle odezwał się mężczyzna:

- Co dzisiaj robisz? Masz jakieś plany?

- Nie, nie licząc spakowania prezentu na urodziny mamy.

- No właśnie. Chcę ją zabrać na zakupy. Pojedziesz z nami i doradzisz mi co nie co - uśmiechnął się.

- Oczywiście. Ja się znam - zaśmiali się cicho.

Henry wyszedł z kuchni, a Annie wzięła się za zmywanie. Pół godziny później wszyscy siedzieli w salonie. Caroline dowiedziała się o wyjeździe. Uradowana tą propozycją poszła się uszykować.

  Cztery godziny później wrócili z zakupów. Kobieta poszła do kuchni robić obiad. Ojciec i córka omawiali "plan" w salonie.

- Zapakuj to ładnie. Dasz jej to po posiłku. 

- A ty? - spytała.

- Zobaczysz - uśmiechnął się lekko.

  Annie poszła do swojego pokoju z pełną torbą. Nowe ciuchy schowała do szafy. Na sam koniec wyciągnęła małe pudełeczko. Był w nim pierścionek na urodziny matki. Zapakowała go ładnie w ozdobny papier i ostrożnie zaniosła tacie. Ten schował to w bezpieczne miejsce.

 Po obiedzie Caroline dostała swoje prezenty. Była tak uradowana, że mogła skakać z radości, co jednak nie przystawało królowej.  Po skończonym posiłku dziewczyna poszła do swojego pokoju, a rodzice poszli do kuchni. Kobieta zaczęła drążyć niechciany temat:

- Kochanie musimy jej powiedzieć prawdę - szeptała.

- Nie jest jeszcze gotowa - odparł.

- A kiedy będzie? Jak skrzydła jej wyrosną czy włosy zafarbują? 

- Wszystko w swoim czasie.

- Yhym. Zawsze tak mówisz - ale nie powiedziała nic więcej.   

   Ann w swoim pokoju pisała list do Adama. 

 Jak gwiazdy na niebie świecą , 

 Tak ty rozświetlasz mój świat,

 Przyjaźń ciągniemy tą, 

 Od wielu, wielu lat.

Zakleiła kopertę i włożyła do torby.

 W poniedziałek przed lekcjami dała mu ją i poszła na lekcje łaciny. Chłopak nie przejmując się spóźnieniem zaczął czytać. Zrozumiał przekaz ukryty między wersami i nie był zadowolony.

- Co ze mnie za idiota! - ofukiwał się. - Nie taki był plan- westchnął ciężko i poszedł na lekcje.

 Zadzwonił dzwonek i do klasy weszła Emma. Usiadła obok Annie i przytuliła ją na przywitanie.

- Nareszcie wyzdrowiałaś. Martwiłam się o ciebie.

- A ja o ciebie jak ty beze mnie przetrwasz- zachichotały cicho.

 Po skończonej lekcji wyszły na zewnątrz i usiadły na schodach. Po chwili dołączył do nich Adam.

- Gray, mogę na słóweczko. 

Anielska Córka ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz