Twenty-five ✖️

494 28 2
                                    

Szczerzę nawet nie wiem kiedy i jak to się stało, ale siedziałam już w samolocie. W tamtym momencie nawet nie myślałam racjonalnie, może ktoś właśnie robi ze mnie żarty? Ale kocham Nasha nadal i nigdy sobie nie wybaczę jeśli coś mu się stanie, a mnie przy nim nie będzie.

Pamiętam tylko to że gdy dostałam SMS pierwsze co zrobiłam to się szybko spakowałam, zobaczyłam samoloty do LA I napisałam rodzicom kartkę, że ich przepraszam, ale muszę tam lecieć. Wiem że będą źli, ale powinni mnie zrozumieć.

Na lotnisku cała się trzęsłam, a gdy się dowiedziałam, że nie ma już biletów się załamałam,wtedy podeszła do mnie starsza kobieta.
- Dziecko, dlaczego płaczesz co się dzieje?
- Widzi Pani muszę dostać się do Los Angeles, a nie ma już biletów. 
- Ale dlaczego musisz?
- Mój ukochany, miał wypadek jest w krytycznym stanie.

Wtedy kobieta po prostu dała mi bilet i kazała się śpieszyć bym zdążyła na samolot. Byłam taka zdziwiona nie wiedziałam co mam powiedzieć, ale ona kazała mi biec bo samolot odlatuje za 10 min.
- DZIĘKUJE. - krzyknęłam szybko do kobiety.

Usiadłam wygodnie w fotel i nawet nie wiem kiedy ale zasnęłam.
- Przepraszam, Halo! Proszę pani?- czułam jak ktoś mnie dotyka po ramieniu.
-Tak? - powiedziałam przecierając moje zaspane oczy.
- Wylądowaliśmy.

Po tych słowach obejrzałam się po samolocie i zobaczyłam że nikogo nie mam. Zaczęłam biec, oczywiście z moją walizką, przy tym potykając się o swoje nogi.

Odblokowałem telefon, a tam zobaczyłam 10 nieodebranych wiadomości od mamy, 5 od Sammiego i 1 od Maggie. Czas na SMS.
Od: Nieznany
Szpital na ulicy Victory Boulevard

Od: Maggie
Potrzebuje cie cholernie, błagam.

Maggie już jadę. Szybko wzięłam pierwszą lepszą taksówkę i po 15 minutach byłam już pod szpitalem. Nawet nie wiecie jak się bałam tam wejść.

Ale wiecie co w końcu czułam się że jestem w domu, w moim domu. Moje miasto.

Gdy weszłam do szpitala, nie wiedziałam za bardzo gdzie mam się kierować, obeszłam pół szpitala i nadal nigdzie go nie było. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Zostały ostatnie drzwi Na końcu korytarzu.

Zajrzałam w nie niepewnie a widok, który ujrzałam połamał moje serce. Wbiegłam tam szybko.
- Nash, tak bardzo przepraszam. Nash.- mówiłam a łzy leciały mi ciurkiem.
- Nash proszę cie walcz, dla mnie. Nie dam rady bez ciebie żyć! Rozumiesz.- mówiłam cały czas płacząc i trzymając rękę chłopaka, tak jakby to miło uzdrowić go, ale byłam tak zdesperowana, że próbowałam wszystkiego.
Po 5 minutach doszłam do wniosku że krzyki nic nic nie dadzą. Przytuliłam się do jego posiniaczonego ciała i zaczęłam mu mówić to co leży mi od 5 miesięcy  na sercu. 

- Wiesz Nash tego dnia kiedy wyjechałam, zdałam sobie sprawę, że straciłam osobę, dla której żyłam, przez którą się uśmiechałam, przez którą byłam szczęśliwa. Żałowałam tego tak wiele razy, ale jak miałam postąpić inaczej? Tu nie liczyłam się tylko ja? Ale i rodzice i ty. Zepsułam to i straciłam ciebie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Od czasu wyjazdu minęło 5 miesięcy a ja wciąż kocham cie cholernie mocno. Kiedy się obudzisz  nie będziesz mnie pewnie chciał widzieć, ale wciąż jesteś dla mnie najważniejszy.- leżałam tak wtulona w chłopaka i pierwszy raz od tak dawna poczułam że jestem w tym miejscu co powinnam.

Na stoliku nocnym leżał chłopaka telefon, nie wiem ci mnie podkusiło, ale wpisałam stary kod. Nadal był aktualny. Na tapecie z blokady był on i Cameron, ale wewnętrzna tapeta była to moja i Nasha selfie, nawet nie wiecie jakie przeżyłam zdziwienie. Myślałam że usnął wszystko co było ze mną związane bo wciąż miałam w głowie jego słowa: Ale ja ciebie już nie.
Były one może powiedziane bez namysłu, ale mnie nadal bolały, ale to ja go zraniłem. Zasłużyłam.

Coś w głowie mówiło mi żebym weszła w SMS do mnie od Nasha, ale po co przecież to ja go zablokowałam?

Zobaczyłam tam pełno SMS z różnymi treściami ale każdy miał coś wspólnego pod SMS była mała treść *nie wysłano* .
Nash zrobił z tych wiadomości jakby pamiętnik, czasem był zły na mnie, czasem tęsknił, czasem próbował zrozumieć czemu go zostawiłam, czasem po prostu opisywał swój dzień i brak mnie w nim, ale każdy SMS kończył się tak samo.
" I ja nadal cie kocham"
Czułam jak łzy spływają mi po policzku, wyłączyłam telefon. Nie wierze, że Nash przez ten cały czas nie zapomniał o mnie, on cały czas mnie kochał?

Przybliżyłam się tylko do Nasha i szepnęłam mu do ucha: "I ja nadal cie kocham, wróć do mnie Nash.." Ale zdajecie sobie sprawę że chłopaka nic nie słyszał.

Leżałam taka w niego wtulona, aż nagle drzwi się otworzyły.
- Ann?
- Amanda? - jedyne co zarobiłam to wybiegłam z sali, nie byłam wstanie na nią patrzeć, a co gorsze rozmawiać.

Kochałam tą dziewczynę, ale ona mnie tak cholernie zraniła. Nie umiem jej wybaczyć. Szukałam ją tak długo, płakałam tak wiele razy, a ona po 7 latach przyjeżdża tu z powrotem jak gdyby nigdy nic? Nawet się nie odezwała, ani tego jebanego razu.

Biegłam wzdłuż korytarza, ale natknęłam się na dziewczynę, która siedziała w głęboku. Głowę miała schowaną w kolana, ale trochę jej to przeszkadzał brzuch ciążowy. Słyszałam tylko jak cicho płacze.
- Maggie?
-Anna?- dziewczyna rzuciła się na mnie.
- Nie mogę uwierzyć, ty tu naprawdę jesteś!- dziewczyna płakała jeszcze bardziej.
- Maggie, kochanie co się stało?
- Nie wiem to moja wina, to moja cholerna wina. Nashowi nic nie jest, ale Cameron ma teraz operacje która ratuje mu życie. Ann jeśli mu się coś stanie, nigdy sobie nie wybaczę. - nie chciałam pytać więcej dziewczyny, widziałam jak i tak ledwo stoi na nogach. Posadziłam ją koło siebie na krzesłach przed salą operacyjną i przytuliłam do siebie. Nie wiem kiedy, ale zasnęłyśmy. Przed tym jednak weszłam w ustawienia i nacisnęłam *kontakt Nash Grier został odblokowany* zastanowiło mnie tylko jedno, jeśli to nie on jest w tym krytycznym stanie, to dlaczego nie obudził się.
___________________________

Friends..?/ Nash GrierWhere stories live. Discover now