Zamknąłem oczy i zacząłem bardzo intensywnie myśleć. Po paru minutach mama wyszła z pokoju. Mówiła coś do mnie, jednak nie zrozumiałem z tego nic. Zbytnio pochłonął mnie mój umysł. Zwinąłem się w kłębek i, przytulając poduszkę, rozpamiętywałem wszystkie dobre jak i te złe chwile, których, jak się okazuje, było o wiele więcej. Nawet nie pamiętam chwili, w której zasnąłem.

Obudziłem się około godziny piątej. Ruszyłem w stronę łazienki. Odbicie w lustrze pokazywało mi twarz, której dotąd nie znałem. Oczy miałem spuchnięte i podkrążone od płaczu. Natomiast wyraz mojej twarzy... Cóż, moja mina nie wyrażała nic. Nie potrafiłem nawet określić tego, co w tej chwili czuję. Coś pomiędzy pustką a brakiem jakichkolwiek emocji. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic, odkręcając tym samym gorącą wodę. Strumień wręcz parzył moją skórę, ale to dobrze. Takie klimaty sprzyjają dobrym pomysłom. A ich potrzebuję teraz najbardziej. Po godzinie spędzonej pod prysznicem udałem się z powrotem do swojego pokoju. Nie miałem ochoty jeść, nie miałem ochoty pić, nie miałem ochoty na dosłownie nic.

Położyłem się ponownie na łóżku, wcześniej przebierając się w świeżą bluzę. Założyłem kaptur na głowę i wtuliłem się w kołdrę, wciąż rozmyślając. Zamknąłem oczy. Dobrze wiedziałem, że muszę tę relację jak najszybciej zakończyć. Zbyt wiele bólu mi zadaje. Ale czy potrafię? Czy bez niego nie stanę się nikim? Minęła dobra godzina zanim znów udało mi się zasnąć.

- Ciastek! - silny męski głos wołał pod moim oknem.

Uniosłem zaspany wzrok i spojrzałem na telefon. Zbliżała się 17. Długo spałem, a mimo tego nadal czułem się wyczerpany.

- Ciastek,mondziole! - skierowałem wzrok na okno. Powolnymi ruchami wstałem z łóżka i skierowałem się w jego stronę. Otworzyłem je, pozwalając świeżemu powietrzu dostać się do środka. Dostałem czymś w twarz. Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na spadający na podłogę przedmiot. Tak, to był kamień. Wychyliłem się przez okno, nie kryjąc poirytowania.

- Coraz mniej masz w tym łbie?-wydarłem się dość niemile, na co stojący pod blokiem Namjoon tylko się zaśmiał.

- Ciesz się, że nie wziąłem tej cegły która tam leży - wskazał palcem na przedmiot, znajdujący się na trawniku.

Namjoon miał na sobie czarne luźne spodenki sięgające najwyżej kolana, biały T-shirt z wcięciem w serek i czarne okulary przeciwsłoneczne. Jak zwykle na jego ramieniu wisiał plecak, który najpewniej był wypełniony jakimiś sprejami czy innymi pierdołami do demolowania miasta.

- Chodź zapalić!

- Linia naszej przyjaźni jest coraz cieńsza – powiedziałem, marszcząc brwi, po czym zamknąłem okno.

Zmieniłem spodenki na długie dżinsy z dziurami na kolanach i skierowałem się do wyjścia z mieszkania. W domu nie było nikogo. Pewnie znowu pojechali na działkę. Zamknąłem dom i zbiegłem do swojego przyjaciela. Znaliśmy się od dziecka, znaczył dla mnie tyle samo, co moja matka. Chociaż trzeba przyznać, że Namjoon do najrozsądniejszych nie należał. Wiele razy musiałem wyciągać go z kłopotów, bo to albo najzwyczajniej wrócił pijany do domu i został z niego wyrzucony, albo potrzebował kogoś kto odbierze go z komisariatu, do którego zabierali go za mazanie najróżniejszych rzeczy na budynkach w mieście. Mimo wielu problemów nigdy nie widziałem go smutnego. Był bardzo radosną i pełną chęci do życia osobą. Czasem zazdrościłem mu takiej beztroski.

- Ciastek, klusko . -usłyszałem kiedy tylko wyszedłem z klatki.

Skierowałem wzrok na chłopaka opierającego się o ścianę i trzymającego w buzi nabitą lufkę.

- Pojebało cię? - szepnąłem, wyrywając mu to z ust i chowając do kieszeni. - Chcesz mieć jeszcze większe kłopoty, idioto? Za to dostaniesz większą karę niż za te twoje bazgroły- nie ukrywałem troski w swoim głosie.

Ten tylko poczochrał mnie po włosach i zaczął iść do przodu, wciąż z głupawym uśmieszkiem na twarzy.

- Nie bądź taką pipką.- odwrócił się do mnie-Przecież nie z takich rzeczy mnie ratowałeś!

- Idiota - burknąłem i dorównałem mu kroku.

Pogoda była naprawdę przyjemna. Środek lata, więc jak mogłoby być inaczej?

- No daj mi to już... - z zachwycenia wyrwał mnie naburmuszony Namjoon, siedzący na huśtawce obok mnie.

Powolnie odpychałem się nogami, bujając to raz do przodu, to na boki. Wyjąłem z kieszeni lufkę i dałem ją chłopakowi.

-Za dużo tego palisz - zmarszczyłem brwi, wgapiając się w jego twarz. -Już wiem w jaki sposób straciłeś ostatnie szare komórki.

Ten tylko, nic nie odpowiadając ,wyjął z kieszeni zapalniczkę i zajął się swoją ulubioną czynnością. Skierował dymiący się przedmiot w moją stronę.

- Nie chcę- odpowiedziałem nie podnosząc wzroku z ziemi.

Nam wzruszył ramionami i wypuścił z płuc dym, który trzymał tam dobrą minutę.

- Więcej dla mnie- powiedział i wypalił resztę.

Poczułem ten znajomy zapach zielska. Podobał mi się. Sam zapaliłem może 2 razy w życiu, oczywiście z osobą siedzącą obok mnie. Ale nie ciągnęło mnie do tego jakoś specjalnie. Uniosłem wzrok ku niebu i delektowałem się ciszą, która niedługo zostanie przerwana przed duszący śmiech Namjoona. Chłopak szturchnął mnie w ramię. Przechyliłem głowę do tyłu, jednocześnie wzrok przenosząc na niego.

- Co jest? - usłyszałem od chłopaka o oczach teraz mniejszych niż szpilka.

- Nie chcę już z nim być - odpowiedziałem, nie musząc tłumaczyć o kogo chodzi. Dobrze wiedział o wszystkim, co się dzieje w moim życiu. Nie miał nic przeciwko temu, że jego najlepszy przyjaciel spotyka się z facetami. Chociaż czasem próbował zeswatać mnie z jakąś swoją koleżanką.

"Który normalny osiemnastolatek nie lubi cycuszków?"- to chyba należy do jednych z jego najobrzydliwszych odzywek.

Chłopak wgapiał się we mnie jak w ścianę, po czym parsknął śmiechem. Pokręciłem głową, unosząc tym samym kąciki ust w lekkim uśmiechu. Eh, weszło mu, więc sobie nie pogadamy. I tak minęły 2 godziny, podczas których starałem się uspokoić zjaranego Namjoona i nie zadławić się ze śmiechu od głupot, które wygadywał.


BaeBae // jjk+kthWhere stories live. Discover now