- Wejdźcie i zajmijcie jakieś miejsca. - powiedział nauczyciel, poprawiając okulary i szeroko się przy tym uśmiechając. Usiadłam z Essie w ostatniej ławce przy oknie. - Nazywam się Richard Brown. Ze mną macie tylko lekcje historii. Mam nadzieję na miłą współpracę. - Profesor mówił o powstaniu smoków, coś podobnego do mitologii greckiej, tylko w wersji smoczej. Cytuję. Na początku był Chaos... potem zaczął gadkę jak to pierwszy smok na świecie, Chaos, miał dzieci i bla bla bla... zwróciłam się w stronę przyjaciółki, która również przestała go słuchać.

- Ty to już miałaś.

- Oczywiście, że tak, ale musiałam powtórzyć ten rok historii.

- Bo?

- Długo by opowiadać... - dziewczyna się zamyśliła patrząc w okno, nagle jej oczy rozbłysły dziwnie, a na twarzy pojawił się uśmieszek. Spojrzałam w tym samym kierunku co ona, i zrozumiałam. Zajęcia z mieczami miała grupka starszych chłopaków. Rozejrzałam się po sali, zdając sobie sprawę, że wszystkie dziewczyny patrzą w okna. Najwidoczniej dla większości to najciekawszy moment lekcji.

W końcu nadszedł kulminacyjny punkt, na który cierpliwie czekałam - nauczyciel zacz¹³ charakteryzowaæ postacie.

- Upadli aniołowie są całkowicie pozbawieni dobroci, nie ma w nich nawet kszty miłości, czy litości. Przy mordowaniu swojej ofiary nawet się nie wahają. Tym od nich się różnimy, dlatego też nasze rodziny mają ze sobą stały konflikt - opowiada³ pan Brown.

Na następnej lekcji, już mniej luźno. Nauczycielka na wstępie zaczęła nas rozsadzać, a z powodu, że co lekcje mamy inny skład grup, nie było nikogo z moich przyjaciółek. Lekcja eliksirów. Katorga... Czekałam na ogłoszenie miejsc w ławkach, gdy nagle zdarzyły się dwie okropne rzeczy. Do sali wszedł zdyszany Scott i nauczycielka ogłosiła:

- Panna Karen Hall i pan Scott Willson, stolik numer 3. Na miejsca!

Stałam osłupiała, patrząc na zadowolonego Scotta, zaraz mu przywalę... zaraz mu przywalę... spokojnie, wdech, wydech, wdech... Scott wziął mnie za rękę, korzystając z okazji, że nie potrafię się ruszać. Usłyszałam niezadowolone pomruki i westchnienia dziewczyn z klasy... cholera pierwszy dzień i już narobiłam sobie wrogów. Wyrwałam od niego swoją rękę i zmierzyłam nienawistnym spojrzeniem, po czym z uniesionym podbródkiem usiadłam po lewej stronie ławki. Tym razem wszyscy chłopcy w klasie patrzyli na mnie maślanymi oczami. Co, nie widzieli nigdy laski z charakterem? Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji Scotta.

- Na co się tak lampicie gnoje?! - wrzasnął w MOJEJ obronie. Jeden z tych chłopaków podszedł do Scotta i groźnie na niego spojrzał.

- Zazdrosny? Woaa, no popatrz, ale nie przestanę się gapić, bo jest na co. - w tym momencie puścił mi oczko. Mój kolega z ławki wyraźnie gotował się w środku, bo zwinnym ruchem powalił winowajcę zamieszania na podłogę.

- Jeszcze raz się do niej... - zaczął mówić, a ja stałam z rozdziawioną buzią. W końcu przerwała mu nauczycielka.

- Co tu się dzieje?! Panie Wilson! Jak pan wytłumaczy swoje zachowanie?! - wskazała na leżącego na ziemi chłopaka.

- Nie zamierzam się tłumaczyć. - odparł Scott i usiadł z powrotem w ławce.

- W takim razie jedynka!

- Mam to w dupie. - wymruczał obok mnie blondyn.

Co tu się przed chwilą stało?! Mam halucynacje, czy on przed chwilą był skory pobić się z jakimś gościem, tylko dlatego, że do mnie mrugnął? Przez moment nawet zastanawiałam się, czy może jakoś się do niego odezwać, ale wolałam całą sprawę przemilczeć.
-------------------------------------------------------------------------

Wieczorem, gdy wszystkie lekcje dobiegły już końca, musiałam siedzieć i grzecznie słuchać pisków podniecenia dziewczyn, gdy dowiedziały się o reakcji Scotta na eliksirach. W kółko powtarzały, że mu się podobam, że jest o mnie zazdrosny, jednak mnie to nic nie obchodzi. Jest skończonym debilem. Kropka. Powoli jednak traciłam swą świętą cierpliwość.

- Nie żartuj! Może mieć każdą, a chce ciebie.

- O to mi właśnie chodzi! Mam to gdzieś, że mu się podobam, skoro on mi nie! - krzyknęłam tak, że cały pokój się zatrząsnął, współgrając z dreszczami na moich plecach. Oczekiwałam na jakąś reakcję ze strony dziewczyn, te jednak patrzyły na mnie z szeroko otwartymi oczami. - O co chodzi? Przecież ruszył się tylko pokój.

- Karen... nie pokój, tylko ziemia... -powiedziała równie wystraszona Rose. Co?! Przecież to nie możliwe, żebym zdołała zatrząść ziemią... to nie możliwe... w tym momencie przez balkon wleciał Espere, wyrywając drzwi z zawiasów. Jeszcze większy niż ostatnio. Czyli to jednak moja robota...

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Where stories live. Discover now