Rozdział 24

1.8K 170 36
                                    

Karen

W chwili, gdy wielkie i piękne drzwi do sali tronowej się przede mną otworzyły, poczułam rozchodzące się po moim ciele ciarki, nie jestem przyzwyczajona do takich warunków, co prawda nie boję się towarzystwa, spokojnie mogę być w centrum uwagi, ale w takim miejscu jeszcze nigdy nie byłam... Miejsce które jest moim domem... Czy ktoś by się tego spodziewał?

Jestem zadowolona z siebie, że walczę z pamięcią a raczej jej brakiem, pewnie gdybym była realistką, już byłabym czerwoną plamą na ubraniach Mii, jednak tak się nie stało i jest na to tylko jedno wytłumaczenie. Moja matka, kobieta ze snu... Miała rację.

Zrobiłam pierwszy krok i w tym samym momencie przypomniałam sobie słowa, które usłyszałam w momencie, gdy moja pamięć się ucięła.

" - Nie zapominaj... Zapamiętaj jego głos, zapach... Twoje serce go odnajdzie... Przecież złożyłaś obietnicę..."

Czy to ma coś związanego z chwilą, gdy wszysto zapomniałam? Z moim wczesniejszym życiem, przed stratą pamięci? I co takiego Jemu obiecałam...?

Potrząsnęłam głową, wypychając wszystkie myśli z głowy. To nie czas na rozmyślania.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoję w drzwiach i patrze się z pustym wzrokiem przed siebie, z otwartą buzią jak jakiś dureń.
Na moją twarz wpłynął rumieniec, którego byłam pewna, że każdy zdołał już zobaczyć. Uśmiechnij się, może zapomną. Pomyślałam i wygięłam usta w szerokim, wymuszonym uśmiechu, po czym podeszłam do wielkiego stołu, gdzie było wolne miejsce, już miałam usiąść i zaspokoić swoje potrzeby tym pysznym jedzeniem, które mnie zaślepiło, gdy...

- Księżniczko Cayenno. To miejsce nie jest dla waszej wysokości. Tutaj siedzą osoby z najniższej rangi... - zatrzymałam się w połowie i spojrzałam w stronę głosu. Jego adresatem był jakiś facet w kapeluszu z piórem i kolorowym, przedziwnym ubraniu.

- Ah... Tak, przepraszam... - Spojrzałam na miejsce na samym końcu kilkumetrowego stołu, koło mojej siostry i od razu ogarnęła mnie niechęć do jakiegokolwiek wysiłku. Ja chcę tylko zjeść! A nie trzymać się jakiś głupich zasad i zaklepywania sobie miejscówek... - Ale chwila, czemu nazwał mnie pan Cayenną?

- To jest księżniczki imie. - Zaszczycił mnie spojrzeniem typu "Co ty brałaś?". Nie miałam jednak ochoty roztrząsać powodu, z jakiego nie nazwał mnie "Karen", więc nie odpowiedziałam, tylko jeszcze raz tęsknie spojrzałam na krzesło, na wyciągnieciu mojej ręki i niechętnie ruszyłam na swoje wyznaczone.

Nareszcie!

Usiadłam szybko na nim, wzięłam sztućce do rąk i zaczęłam zachłannie nakładać sobie sałatkę, kartoflę... Brakuje jeszcze kurczaka... Spojrzałam na upieczonego ptaka jakiś metr ode mnie i widząc jego rozmiar... Kij z tym! Biorę całego! To ich wina, że robią takie pyszne jedzenie o takich małych porcjach!
Nabiłam kurczaka na widelec i przeniosłam na swój talerz, w tym samym czasie dobiegło mnie chrząkanie i niezręczna cisza. Zaprzestałam jedzenia i spojrzałam na wszystkich zebranych, przyglądających mi się ze zdziwieniem, odrazą lub robawieniem.

- Ym... Przepraszam... Tak... - Wyprostowałam się - smacznego, możecie zacząć jeść.

Cisza. Nikt się nie poruszył, wszyscy osłupieni patrzyli prosto na mnie. Co jest? Czemu nikt nie ma ochoty na jedzenie? Bo tak się składa, że ja tu umieram z głodu! Wtedy na szczęście odezwała się Cordelia.

- Siostro, nie wiem jak jedzą w twoim świecie, ale w pałacu zazwyczaj zaczynamy od rozmowy, popijaną herbatą.

- Oh tak, nie ma sprawy.

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz