Rozdział 26

1.7K 170 36
                                    

Karen

Ponownie zaatakowałam następnego z upadłych aniołów i w tym samym momencie, przed oczami mignęła mi twarz i oczy, których nigdy w życiu bym nie mogła zapomnieć, tak bardzo kogoś mi przypominał, tak bardzo odsuwałam od siebie pokusę, rzucenia mu się w ramiona... nie zapomniałabym takiej osoby... jednak właśnie to się stało. Za nic, nie mogłam sobie przypomnieć, skąd znam te oczy... moje serce wywijało koziołki, jednak rozum nakazywał zapomnieć. To tylko nieznajomy. Zapamiętałabym, prawda? Nawet pomimo zaniku pamięci, nigdy nie zapomniałabym ważnej dla siebie osoby. Prawda?

Odwróciłam głowę, nie miałam ochoty patrzeć w te piękne, czujne i mroczne oczy. One coś we mnie budziły, zdawałam sobie z tego sprawę i właśnie dlatego nie chcę patrzeć na tego chłopaka.

Ruszyłam w kierunku kolejnego przeciwnika, jednak tym razem coś mnie zatrzymało a konkretnie ktoś. Poczułam uścisk na nadgarstku a chwilę później przede mną już stał wysoki szatyn. Patrzył na mnie, jakby nie dowierzał, tak jakby zobaczył ducha. Momentalnie jego usta wygięły się w uśmiechu, co mogłoby wyglądać dość słodko, gdyby nie fakt, że za nic go nie kojarzyłam. Spojrzałam w jego mroczne oczy ze zdziwieniem, gdy wypowiedział moje imię.

- Karen? To naprawdę ty? - w oczach zatańczyły mu iskierki szczęścia, jednak ja za wszelką cenę musiałam je ugasić. Nie znam go. Nie wiem, czemu tak się ucieszył na mój widok, a może to tylko pomyłka? Tylko w takim razie, skąd zna moje imię? To raczej nie jest już przypadek. Prawda?

- Ym... przepraszam... - prowadziłam wewnętrzną wojnę. Jeśli mu to powiem, jestem pewna, że sama na tym ucierpię, ale jeśli nie... Będę nas obojga okłamywać. - Czy my się znamy?

Zagryzłam dolną wargę w roztargnieniu. To taki mój odruch, gdy się denerwowałam. Teraz zostało tylko czekać na jego reakcję.
Minuty mijały niemiłosiernie, raniąc każdy milimetr mojego serca. Czemu tak to przeżywam?! Wyrwałam swoją rękę z jego dłoni i nie patrząc znów na niego, ruszyłam przed siebie. Zdążyłam tylko usłyszeć kilka słów...

- Tak... Oczywiście, nie znamy się. To była pomyłka.

Chcąc czy nie chcąc, te sława mocno mnie zabolały, ale sam fakt, że kompletnie nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego, wystarczył, by wyprowadzić mnie z równowagi.
Nie obchodziło mnie już to, że wokół mnie umierają ludzie. Gdyby chcieli mnie zabić, zrobili by już to dawno, na przykład kiedy spałam. A skoro tego nie zrobili, to mają jakiś spory powód.

Z nieba zaczęło padać, odzwierciedlając doskonale moje samopoczucie. W tej samej chwili przede mną pojawiła się jakaś dziwna postać, zgarbiona i zakapturzona, zwinnie przemykała między walczącymi, aż na koniec wbiegła prosto do lasu.

Nie myśląc za wiele, pobiegłam prosto za nią, w objęcia mroku. Jeszcze na początku miałam ją na widoku, zastanawiałam się, gdzie tak biegnie? Po co? Czy coś się stało, a może... Jest szpiegiem? Nie myślałam za dużo o skutkach śledzenia tej postaci, bo już po chwili zniknęła mi z pola widzenia. Super. Zgubiłam ją! W samym środku lasu! Nawet nie wiem gdzie jestem, jak wrócić... Nie myślałam nawet o tym, żeby zaznaczyć jakoś swoją drogę do tego miejsca, gdyż byłam za bardzo skupiona podążaniem za tą osobą, co nie było za łatwe...

Podparłam się drzewa i przymknęłam oczy.

A jeśli...

- Cholera! - Kopnęłam z całej siły drewno.

...Zostałam ściągnięta tu na umyślnie.

W tym samym momencie na skórze poczułam nieprzyjemny powiew chłodu, co spowodowało u mnie gęsią skórkę. Nie wierzę... Tak dałam się podejść. Odwróciłam się tyłem do drzewa i zobaczyłam właśnie to, czego się spodziewałam. Sama siebie zaskoczyłam spokojem, bijącym na odległość ode mnie. Normalnie powinnam uciekać z piskiem przed siebie, jednak czułam, że to by nic nie dało. Osoba przede mną nie była tak po prostu "zwykła", jeśli tak mogę ująć niskiej rangi jeźdźców, albo nawet upadłych...

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz