Rozdział 3

3.7K 294 27
                                    

Obudziła mnie czyjaś rozmowa. Najwidoczniej większość przegapiłam, jednak zdołałam rozpoznać głos Scotta.

- Nie mogę jej obudzić, nie wiem co się dzieje.

- Spokojnie, cierpliwości... zabierz ją za chwile do mnie do gabinetu. To ważne.

- Dobrze.

Usłyszałam oddalające się kroki. Po odgłosie jaki wydawały stwierdziłam, że musiała to być dyrektorka w swoich krwawych szpilkach.
Jeszcze chwilę przeleżałam w bezruchu, zastanawiając się właściwie, czemu? Zagłębiłam się we wspomnienia ostatniego wydarzenia i już wiedziałam. Bałam się. Nie chciałam wrócić do rzeczywistości... stanąć twarzą w twarz z moimi najgorszymi obawami.

Podniosłam powieki, by zobaczyć zwisającą nademną głowę chłopaka. Widać było po jego załamanej posturze, że się martwił.

- Hej. - Szepnęłam, czym najwyraźniej go bardzo wystraszyłam.

- Obudziłaś sie!

Po chwili nadbiegły do mojego łóżka również Rose i Essie - równie zaskoczone jak blondyn.

- Karen! Dobrze, że już nie śpisz. Strasznie chrapałaś.

- Nie prawda! - klepnęłam ognistowłosą w ramię - nie chrapałam... prawda?

Rose i Scott odwrócili wzrok udając, że nie wiedzą nic na ten temat.

Prychnęłam.

- Dobra, powiedzcie mi co się wczoraj wydarzyło.

Inicjatywę podjął chłopak.

- W pewnym momencie trwania twojego przydzielenia, na sali coś się wydarzyło. Zaczęli nas atakować.

- Wiadomo kto?

- Nic tak naprawdę nie wiemy, nie mówią nam wszystkiego, jednak podejrzewamy, że byli to upadli. - Oznajmiła Rose.

Pokiwałam głową. Nie wiele wiedziałam na ich temat, więc postanowiłam później na własną rękę się czegoś dowiedzieć.

- Pamiętam, że atakowali grupę młodszych.

- Tak, uratowałaś ich. Byłaś wspaniała. Zaraz po tym zemdlałaś, a upadli wraz ze smokami zniknęli. - Powiedział Scott.

- Wyglądało to trochę tak, jakby czekali tylko na twoją reakcje. - Spojrzałam na Rose, która wypowiedziała to zdanie. Jeszcze o tym nie wie, ale jest chyba najmądrzejszą dziewczyną jaką znam.

- To może mieć sens! Ale porozmawiamy o tym następnym razem. Teraz musisz iść do dyrektorki. Pomóc ci?

Pokręciłam głową, po czym stanęłam na własnych nogach. Miałam jeszcze lekkie zawroty głowy, jednak było o niebo lepiej niż pamiętna chwila, gdy w wieku dziewięciu lat dostałam takich mdłości i zawrotów głowy, że przez całą resztę dnia czuwałam na kolanach przy desce toaletowej. Tego dnia urządzałam niezapomniane dziewiąte urodziny, i rzeczywiście takie by³y. Wraz z koleżankami postanowiłyśmy rywalizować, kto mocniej zakręci się na karuzeli. Co wydarzyło się dalej, na pewno można się domyśleć.

Nie zamierzałam jednak iść prosto tam, gdzie mnie wezwali. To byłoby tak bardzo nie w moim stylu.

- Trafię sama. Dziękuję wam za pomoc. - odparłam tylko.

Gdy opuściłam akademię, natychmiast skierowałam się w stronę, która jak magnes przyciągała moją pragnącą spokoju duszę. Usiadłam na zielonej ławce, koło niedużego jeziora, i zapatrzyłam się w dal. Zachodz¹ce s³oñce mocno ogrzewa³o moj¹ twarz, co stara³am siê wykorzystaæ w ka¿dym calu, gdy niespodziewanie z mojej lewej przeleciał jakiś nieznajomy kształt, i z łoskotem wylądował w krzakach po prawej.
Automatycznie wstrzymałam oddech, pozwalając rozszalałemu sercu na obrót w powietrzu. Obawiałam się najgorszego, jednak nic niepokojącego się nie stało. Podeszłam powoli do miejsca, gdzie runęła ta rzecz, po czym wyciągnęłam rękę w celu odgarnięcia kłujących krzaków.

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz