Rozdział 20

1.7K 171 24
                                    

Narracja nieznajomej

Przechadzałam się korytarzem zamku moich rodziców, rozmyślając o wszystkim, co kiedyś się wydarzyło w moim życiu, od wysłania mojej siostry na Ziemię, minęło około 15 lat, od tamtego czasu, gdy miała ona 3 lata i opuściła swój dom, nic nie jest tak jak powinno. Czasem się zastanawiam, czemu akurat ją to spotkało? Była za młoda i zbyt niewinna, by udźwignąć taki ciężar... a jednak rodzice ją tam wysłali, by była jak najdalej od świata magii. Tylko czemu ze mną nie zrobili tak samo? Ta myśl kotłuje w mojej głowie od... Tak naprawdę od właśnie tamtej chwili.
Natomiast teraz całe królestwo jest na mojej głowie, rodzice zostali porwani i nie wiadomo gdzie są. Jedyne co zostało mi po nich, to królestwo i naszyjnik z kamieniem szlachetnym. Nigdy go nie ściągam, jest dla mnie tak ważny, jak siostra, której od dawna nie widziałam...
Na jej wspomnienie w moich oczach wezbrały słone łzy i w tym samym momencie poczułam mocne ukłucie w okolicy serca, głowa mnie rozbolała a w głowie usłyszałam przeraźliwy krzyk, rozrywający dusze. Upadłam na kolana, gdyż ból był nie do zniesienia. Jak na zawołanie wokół mnie zebrała się królewska służba, pytając czy jakoś pomóc, jednak ja byłam skupiona na tym krzyku, ten głos... był tak znajomy a jednak go nie kojarzę. Nagle oprzytomniałam, ojciec mi kiedyś opowiadał, że istnieje taka moc, podczas której jak o kimś mocno myślisz, możesz wiedzieć co robi w tej chwili i gdzie jest, to bardzo rzadki dar, gdyż tylko co 9 członek rodziny odziedziczy go poprzez więzy krwi.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że słyszę swoją siostrę, słyszę Karen! Czyli ona żyje, nic jej nie jest! Przynajmniej do tej pory... Poderwałam się z ziemi i jak grom wbiegłam na salę balową, gdzie właśnie w tym momencie odbywała się uczta. Wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni, jednak gdy zauważyli, że to ich księżniczka, natychmiast odwrócili wzrok. Podeszłam do swojej służki i poprosiłam ją na chwilę by odeszła od stołu. Gdy byłyśmy już w bezpiecznej odległości od uszu jakiegoś nieproszonego podsłuchiwacza, zaczęłam jej objaśniać zaistniałą sprawę.

- Chloe, muszę wyruszyć w podróż, chyba odnalazłam swoją siostrę. - czekałam chwilę na jej reakcję, w końcu obdarzyła mnie zlęknionym spojrzeniem.

- Nie możesz teraz... Marthel tylko na to czeka, by zdobyć twój tron, nie możesz na to pozwolić... a poza tym, nie ma nikogo, kto by mógł i umiał ciebie zastąpić i równie dobrze sprawować. - zastanawiałam się nad jej słowami, to prawda, Marthel, syn byłego władcy jeszcze przed moimi rodzicami, chce objąć rządy na nowo, nie mogę go zlekceważyć, gdyż jest bardzo silny, tylko dzięki temu, że ja tutaj jestem, nie zaatakował ze swoją armią. Jednak gdyby zastąpił mnie ktoś godny tego stanowiska, ktoś, kto w oczach mojej armii mógłby być uznany za przywódcę... spojrzałam w te nieskazitelnie błękitne oczy Chloe, mojej służki i najlepszej przyjaciółki w jednym. Jest ze mną od lat młodości, nigdy mnie nie opuściła i zawsze wspierała w trudnych chwilach. Nieraz zastanawiałam się, jak ona to robi, że jest tak silną osobą o tak dobrym sercu... bingo! Chloe jest najodpowiedniejszą osobą do tego stanowiska, nikt jak ona nie potrafi władać mieczem, jest waleczna i w dodatku ma dobre serce, nie mogłabym wybrać nikogo lepszego.

- Mylisz się - słuchała mnie uważnie - to właśnie ty, zastąpisz mnie podczas mojej nieobecności. - zbladła i z otwartą buzią już chciała się kłócić, jednak ja podniosłam rękę i z uśmiechem odparłam - Ufam ci Chloe, wiem, że dasz radę i nie ma żadnego "ale".

Ruszyłyśmy z powrotem na salę balową, by ogłosić zastępstwo, jednak to, co tam zobaczyłam, zdenerwowało mnie do reszty. Marthel stał na środku stołu z rękami w górze i prezentował swoją magię mówiąc, jaki to on jest ode mnie lepszy, że źle zrobili wybierając mnie i że niedługo się o tym przekonają. Gdy weszłam z rozmachem do sali, wszystkie głowy skierowały się ZNÓW na mnie, tym razem ja patrzyłam rozwścieczona tylko w jeden punkt. Szkaradną twarz Marthela. Ten odwrócił się do mnie na pięcie, po czym wywyższająco uśmiechnął.

- Przyszłaś w dobrym momencie Cordelio. Właśnie tłumaczyłem im jak wielki popełnili błąd, wybierając ciebie... - w tym momencie nie wytrzymałam, jak on śmie mówić takie rzeczy!

- Ty buraku! - zaczęłam iść w jego stronę i szybkim ruchem ręki wykonałam okrężne cięcie w powietrzu, w tym momencie metalowy łańcuch z pasa owinął się wokół jego szyi i coraz mocniej się zaciskał. - Jak śmiesz - stanęłam o krok od niego i przyłożyłam mu z pięści w nos - wmawiać im kłamstwa?!

Czekałam... i czekałam, jednak nie spodziewałam się takiej jego reakcji, myślałam, że okaże skruchę a on się tylko zaśmiał pod nosem na tyle ile dały mu łańcuchy i pokręcił głową.

- Co rżysz matole?! - potrząsnęłam nim, bez skutków.

- Ty na prawdę nic nie rozumiesz. - śmiech.

- Czego, wytłumacz mi. - poluzowałam chwyt na szyi, jednak nie chciałam mu dawać nadziei na to, że będę milsza, nigdy w życiu.

- Niedługo świat na którym żyjesz, panujesz, przejdzie metamorfozę, przegrasz... nigdy nie zdołasz pokonać tego, co nadchodzi.

- Co nadchodzi?! - niecierpliwiłam się, gdyż chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce.

- Sam nie wiem... nie wiem co Cordelio. Ale jedno jest pewne, nie podołasz sama takiej sile...

- Nie jestem sama, mam potężną armię i odważnych ludzi na stanowiskach. - odpowiedział mi jeszcze gorszy śmiech.

- To będzie coś gorszego, tutaj już nie chodzi o władzę, ale o życie tysięcy, miliony, nawet miliardy ludzi. powiedział poważnie, mogłabym mu nawet uwierzyć. - Nie powinniśmy zawracać sobie teraz głowy jakimiś sprzeczkami o tron, ja też nie jestem głupi! Ale wiem więcej co się dzieje na świecie od ciebie, ty tu siedzisz od kilku lat! Kiedy ostatnio odwiedziłaś jakieś miasta? - zastanowiłam się chwilę, on miał rację, olałam całkowicie sprawę, zrobiło mi się głupio i widocznie poczerwieniałam na twarzy, gdyż na twarz Marthela pojawił się znaczący, głupkowaty uśmiech. Niemal również się uśmiechnęłam, jednak to nie nastąpiło, natomiast w odwecie łańcuch na jego szyi spadł z hukiem na posadzkę, właśnie tak, panuję nad metalem. To jest jak najbardziej moc w całości anioła jeźdźca, jakim ja jestem. Wszyscy tutaj w tym zamku nimi jesteśmy. Jeszcze inni są w wioskach niedaleko stąd albo w akademiach jeźdźców. Jednak tam jest tylko młodzież, osoby po 22 roku życia mieszkają już w zamku, to zależy od majątku, lub w wiosce. Chyba, że wolą wrócić do świata ludzi, jednak tam są zdani wyłącznie na siebie. Niektórzy zamieszkali w akademii jako nauczyciele, czyli całkiem sporo, bo jest tutaj takich aż 4.

Wróciłam myślami do aktualnej chwili i spojrzawszy głęboko w oczy Marthelowi, wysłuchałam jego ostatnich, cichych słów.

- Powinniśmy żyć w zgodzie, może mógłbym ci nawet jakoś pomóc...? - zapytał z nadzieją w głosie, czuć ją było z daleka. Nie mogę uwierzyć w jego słowa, to chyba jakiś cud, w końcu po tylu latach kłótni...

- A więc zgoda. - wyciągnęłam rękę a on ją szczęśliwy przyjął i zrobił coś, czego bym się nie spodziewała. Przytulił mnie jedną ręką.

W końcu po obgadaniu mojej misji, zdecydowaliśmy, tak dobrze słyszycie, zdecydowałam ja i Marthel, że razem się na nią udamy, tak polepszymy nasze stosunki. Na ten czas władzę obejmie Chloe. Sądze, że lepiej być nie mogło.

------------------------------------------------

Hej! Wybaczcie mi tą długą nieobecność, miałam dużo zaległości w gimnazjum. No więc tak... dziś dość nietypowo, pewnie przyzwyczailiście się do Karen i Aidena a tu nagle... coś z jej królewskiej strony. Ale chyba nie najgorszy wątek ;) oj wiem, że się tego nie spodziewaliście xD Gwiazdki, komentarze i do next! ♥♥♥

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz