Rozdział 5

3K 273 13
                                    

- Nic wam się nie stało? - Po chwili do pokoju wpadła dyrektorka, z przejętą miną. - Wszyscy uczniowie wpadli w panikę i powychodzili z pokoi, tylko nie wy. Myślałam, że coś wam się mogło stać.

- Nie... nic nam nie jest. - Odpowiedziała ostrożnie Rose.

- Więc czemu ciągle tu siedzicie?

- Nic takiego, do czego można by przykuć większą uwagę... tylko tyle, że Karen tak jakby zatrzęsła ziemią... - zaczęła Essie, po czym Mia wytrzeszczała na mnie oczy.

- Co?! To nie dobrze... Nie dobrze...

- Co to znaczy? - Spytałam wystraszona.

- Karen... W przepowiedni zamieszczony jest fragment, o dziewczynie, która ma niespotykane moce... Nigdy, nie było kogoś, kto głosem mógł roznieść wszechświat.

Powoli przyswajałam to, czego się właśnie dowiedziałam, próbując tym samym nie doprowadzić siebie do obłędu. To nie może chodzić o mnie... to musiał być zwykły przypadek, że w tym samym czasie sie zdenerwowałam.

- Czyli przepowiednia mówi o mnie...? - zdecydowałam się w końcu zadać to pytanie, które dręczyło mnie odkąd dowiedziałam się o przepowiedni i poskładałam wszystkie rozmowy z Espero w całość. - O czym dokładnie mówi?

Dyrektorka najwyraźniej się zawahała, czy wyjawić mi tą tajemnice, jednak w końcu podjęła się ryzyka.

- Mówi, że kiedy miną twoje 17 urodziny, świat jaki dotąd znamy, stanie w płomieniach... I jakieś tam twoje decyzje, przez które albo zło zawładnie światem albo na odwrót. - Powiedziała już mniej chętnie. - Ale nie myśl nad tym dużo. Nie wszystko spoczywa na tobie.
Nie wiedziałam co powinnam powiedzieć. Przyszłość świata zależy od jednej decyzji? Coś mi się wydaje, że to nie cała przepowiednia...
- Nie zapomnijcie, jutro lekcje. Do zobaczenia. - Powiedziała Mia i wyszła tak szybko jak tu weszła.
Przez resztę wieczoru nie rozmawiałam z dziewczynami, to musiał być równie dla nich szok... Leżałam w łóżku i zastanawiałam się, czy zasnąć czy raczej pilnować pokoju, na wypadek, gdyby ktoś nagle miał się włamać... Ta myśl wydaje się absurdalna, jednak nie chce wracać do koszmaru, z którego wyjdę jakbym tarzała się w błocie... Po chwili jednak zasnęłam.
Tym razem wokół mnie rozciągała się najpiękniejsza kraina, jaką kiedykolwiek moje oczy widziały. Domy były z piernika a w rzece płynęła czekolada. Byłam chyba najszczęśliwszą osobą na świecie, zajadałam się czekoladową cieczą już jakiś czas, gdy nagle niebo, wcześniej malownicze, teraz spowiły ciemne chmury. Nie ruszałam się z miejsca, wpatrzona w jeszcze przed chwilą kolorowy krajobraz...
Nagle znikąd pode mną znalazło się bagno, w którym zaczęłam się pogrążać, a nade mną, żebym przypadkiem się nie wydostała, był kolczasty krzak, tylko jego kolce były wielkich rozmiarów. Próbowałam się wydostać, ale za każdym razem gdy chciałam chwycić się jak głupia kolca nade mną, natychmiast puszczałam go z sykiem. Nagle ziemia zaczęła się trząść, a w moją stronę zmierzał ten sam smok, co ostatnio... Cholera nie! Zaczęłam panikować.
- Pomocy! - Krzyczałam ile miałam sił, wiem, że pewnie na darmo tracę siły, ale nie mam innego pomysłu.
- Ratunku! Cholera jest tu ktoś?! - Po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy, poziom bagna podniósł się już do brody, tak ¿e ledwo trzymałam się na powierzchni.
I taki jest mój los? Zginę we śnie? Bez pożegnania z moją jakże wspaniałą mamą, przyjaciółmi, Espero... Traciłam resztki nadziei, że kiedykolwiek się stąd wydostane. Bo to niemożliwe. Słyszałam jakiś tupot, pewnie ten smok, ale nie zwracałam na niego większej uwagi, bo właśnie w tym momencie błoto pochłonęło mnie całą...
Nim zemdla³am, zarejestrowa³am jaki cichy szmer i ciep³¹ d³oñ zaciskaj¹c¹ siê na mojej. Czy¿by oczekiwany ratunek przyby³?

/Nieznajomy/

Gdy usłyszałem krzyk, długo się nie zastanawiając, popędziłem sprawdzić co się dzieje. Pewnie nie powinienem, większość... Co ja gadam! Nikt by nie pomógł! Ale gdy zobaczyłem jak jakaś dziewczyna tonie w bagnie, którego wcześniej tu nie widziałem... Coś we mnie pękło i MUSIAŁEM.
Podbiegłem w chwili, gdy owa dziewczyna zapadła siê pod taflê b³ota. Przeciąłem krzaki i z nadzieją, że nic jej jeszcze nie jest, złapałem ją za rękę i wyciągnąłem na powierzchnię.

W³anie w chwili, gdy jej oczy zaczęły się powoli otwierać, z przyśpieszonym rytmem serca obserwowa³em jak znika... i ju¿ nie mia³em dowodu mego bohaterstwa.

Karen

Obudziłam się cała zlana... Błotem. Uh, to były najgorsze chwile w moim życiu, myślałam, że już nigdy się nie wydostane... I tak by było, gdyby nie ten chłopak... Nie zdążyłam przypatrzeć się jego twarzy, ale jestem pewna, że go nie znam... mimo to, jestem ciekawa kim był.
Ruszyłam w kierunku łazienki, by jak codziennie rano, użyć porannego prysznica.

Pół godziny później byłam już gotowa do lekcji, ale jak spojrza³am na zegarek, moim oczom ukaza³a siê godzina 10. Cudownie, znowu siê spóniê. Wybiegłam w pośpiechu z pokoju, po drodze sprawdzając plan lekcji. Wybiegłam poza akademik i skierowałam się w stronę ludzi z mojej klasy. Trwa³y zajêcia z broni¹ bia³¹. Nauczyciel nie był zadowolony...
- Hall! Spóźniłaś się! Wytłumacz się!
- Tak, bo...
- Cicho bądź i 50 pompek! - Ukradkiem spojrzałam na klasę i zauważyłam Mary. Dobre i to. Zaczęłam ćwiczenia.
Po równo 50 pompkach wstałam, ale nauczyciel znowu natychmiastowo popchn¹³ mnie na glebê.
- Jak dla mnie zostało jeszcze 30, na ziemię!
- Już na niej jestem... - Wymruczałam pod nosem, ale nauczyciel najwyraźniej usłyszał.
- Coś ty... Śmiesz pyskować?!
Nie odezwałam się, nie będę przecież kłamać.
- Wracaj na miejsce! I pamiętaj, nie toleruje więcej spóźnień!
- Oczywiście.
Wybrałam jakiś miecz i udałam się w stronę mojej przyjaciółki, ta głupkowato patrzyła się na jej towarzysza. Nagle podeszła do nich jakaś plastikowa blondi i ciągnąc chłopaka za koszulkę, zaciągnęła go w jakiś kąt i namiętnie pocałowała... O boże. Biedna Mary. Wyglądała, jakby miała jednocześnie wybuchnąć i się poryczeć.
- Kochanie! Nie przejmuj się! - Podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. - Kto to był?
- Ta gówniana zdzira czy... - oczy jej się zaszkliły.
- Boże nie płacz...
- To był Tier... Chłopak który mi się - załkała - podoba... A ta zdzira to Janet... Głupi plastik...
- Nie płacz nigdy więcej z jego powodu, robisz się wtedy czerwona.
Widocznie się uśmiechnęła ale przerwał nam nauczyciel.
- Hall! Na środek!
Zawahałam się, ale po chwili wyszłam i stanęłam obok niego
- Co mam robić?
- Walczyć, a co innego będziesz robić na mojej lekcji? Princeton! - Koło niego pojawiła się nie kto inny jak Janet... - Wszystko dozwolone. Zaczynać!

Plastik natychmiast się na mnie rzucił z mieczem, a ja pod wpływem impulsu, odbiłam uderzenie. Woow, pierwszy raz w ręce mam takie urządzenie... Jednak gdy zobaczyłam zamierzającą się na mnie Janet z mieczem całym w... Ogniu! Upuściłam z brzekiem metal i stałam sparaliżowana. Co mam zrobić?! Wtedy poczułam ostry ból na przedramieniu. Cholera, będzie blizna.
Janet "słodko" się do mnie wyszczerzyła.
- Oj... Przepraszam...
I mnie wyminęła. Co za tupet...

Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz