- Wiem gdzie pójdziemy! - Krzyknęłam nagle, wyrywając go z rozmyślań. Od dłuższego czasu siedzimy na drzewie, w jakiejś norze albo w innych dziwnych miejscach, starając się wymyślić, co teraz zrobimy?
Uciekliśmy przeznaczeniu.
Czy to coś zmienia?
Nic nie zmienia, i tak nas w końcu znajdą. I co teraz? Na szczęście mam pomysł.
- Parę dni temu byłam z Espero... Moim smokiem, w pewnym miejscu. Jest to świątynia, nikt nie będzie nas tam szukać, nawet Espero nie wiedział o jej istnieniu... A poza tym, jest dobrze schowana głęboko w lesie.
- Dobrze. Tak więc idziemy do tej świątynii, ale czy wiesz gdzie ona jest...?
- Tak, powinniśmy się nie zgubić...
Zaśmiałam się gorzko.
- I tak nie mamy lepszego wyboru. To jak, idziemy od razu? - Spytał mnie a ja od razu ziewnęłam.
- Właściwie chciałabym się trochę przespać, padam ze zmęczenia.
- Nie ma sprawy, stanę na warcie. - Podszedł do mnie i przelotnie mnie pocałował, ja natomiast podeszłam pod drzewo i oparwszy się o nie, zasnęłam.Gdy rozejrzałam się wokół, zdałam sobię sprawę, że znajdowałam się w akademii. Szczęśliwa z powrotu, ruszyłam biegiem na stołówkę. Wygląda na to, że jest pora na kolację.
Wszystko w okół mnie było takie... Ponure i szare a gdy otworzyłam drzwi do wielkiego pomieszczenia, zalała mnie fala... Smutku i złości. O co chodzi? Odnalazłam wzrokiem swój stoik, siedziała przy nim cała moja paczka, plus Scott... Dobrze wiedzieć, że chociaż żyje. Podeszłam bliżej.- Hej! Wróciłam! - Jednak nikt nawet na mnie nie zwrócił uwagi. Co jest...
- Minęły już 3 dni... - Zaczęła Mary. Od czego?! Na ich twarzach był smutek.
- I nadal nie wróciła... - Dokończył Scott. - To wszystko moja wina! Gdybym wtedy jej nie zostawił, byłaby z nami.
Czyli rozmawiali o mnie, ale ja żyję!
- Scott! Tutaj jestem! - Krzyknęłam na daremnie. - Ty debilu... Nigdy nie słuchasz.
- Ona wróci, mówię wam. - Skwitowała Essie.
- Espero sądzi co innego... - Dodała zaniepokojona Grace. - Dlatego za nią poleciał.
Coo? Espero?! To cudownie!- Nie wiem jak wy, ale coś dziwnego czuję w powietrzu... - Powiedziała Rose. I śmieszne zadarła nos. - Tak jakby czyjaś podświadomość tu była.
- Każ jej spadać Mary! - Uradowała się Essie, na co Mary się wyszczerzyła.
Nie, nie! Mary, nie!
Jednak wołania nic nie dały, bo coś siłą kazało mi odejść.-------------------------------------------------------------
Po długim marszu, w końcu doszliśmy do świątyni, jednak miałam dziwne przeczucie, że ktoś nas śledzi. Aiden widocznie również, bo co chwila oglądał się za siebie.
Przystanęłam przed wrotami.
- Gdy byłam tu pierwszy raz...wystarczyło, że dotknęłam drzwi... - Wymamrotałam pod nosem i delikatnie wykonałam wyżej wymienioną czynność. Usłyszeliśmy huk za drzwiami a po chwili same się otworzyły. Niezapomniany moment, jak to drzwi same się obsługują, szkoda tylko, że w mieszkaniach tak nie ma.
Weszliśmy do środka, jako że już tutaj byłam, nie potrzebowałam czasu na zwiedzenie wnętrza, co innego Aiden, chodził od ściany do ściany z miną wyrażającą zachwyt, to był dość śmieszny widok, Aiden, upadły anioł chodzi jak osioł w kółko i na każdym kroku: Whaaa! Łoooł!Zaczęłam się śmiać jak opętana, na co ten dziwnie się na mnie popatrzył, a co, nie wolno?!
- Z czego tak ryjesz? - Spytał powstrzymując uśmiech, przez co zrobił krzywą minę a ja jeszcze bardziej się zaśmiałam.
- Z ciebie. - Odparłam uspokajając się.
- Nie wnikam... - Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do mnie i mnie objął. - Myślisz, że skoro mamy trochę czasu dla siebie, moglibyśmy jakoś go wykorzystać?
- Coś sugerujesz? - Uniosłam brwi, lecz nie pozbyłam się uśmiechu. Poczułam jak robię się cała czerwona.
- Można tak to nazwać. - Pochylił się nademną i mocno mnie pocałował, po chwili odsunęłam się od niego i z zadziornym uśmiechem powiedziałam:
- Ludzie chcą nas zabić a ty myślisz tylko o jednym. - Pokręciłam głową a w jego oczach zobaczyłam płomyczki rozbawienia.
- Nie daj się prosić... - Zrobił oczka. I jak tu mu odmówić...? A może trochę go... zwieść?Podniosłam głowę w bok i złożyłam ręcę na piersi. Tylko teraz na niego nie patrz Karen, udawaj obrażoną, właśnie tak.
Aiden wiercił się w miejscu. Widać było, że mocno nad czymś myślał.
- Proszę... - Spojrzałam na niego z ukosa i spowrotem się odwróciłam. Już prawie. - Ty to robisz specjalnie! - Oburzył się i nim się obejrzałam, złapał mnie w pasie i przeżucił sobie na ramię.
- Zostaw mnie! Natychmiast mnie odstaw! - Krzyczałam i kopałam lecz całe wysiłki na nic, miałam ochotę zmyć mu tego banana z twarzy... - Co się tak szczerzysz? - Syknęłam. A następnie oboje znaleźliśmy się na jakiejś starej kanapie w kącie. Nawet jej nie zauważyłam... Wychodzi na to, że nic z mojego niecnego planu...
Aiden pasadził mnie sobie na kolanach i objął w pasie, mocno przutulając do klatki piersiowej a brodę kładąc na moim ramieniu. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło, nie wiem czy to z powodu, że jest cały rozpalony, czy z tego, że moje serce skacze jak nigdy.
Czułam opierając się plecami o jego klatkę, że jest umięśniona, taka idealna, nie za bardzo napakowana lecz i nie jest chuderlakiem. Oparłam głowę o jego szyję i zamykając oczy, zaczęłam wdychać zapach Aidena.Byle by tylko go zapamiętać.
Bo na wszelki wypadek, gdyby coś mu się stało...
Lub gdyby oddzielili nas od siebie, nie chcę go zapomnieć. Nigdy w życiu.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, gdy nagle drzwi do świątyni się rozwarły a przez nie wleciał duży smok. Nie mogłam się ruszyć, nie wierzę! To...
- Karen! Schowaj się! - Aiden zrzucił mnie z kolan i z mieczem w dłoni rzucił się na smoka, który właśnie w tym momencie ryknął i odwzajemnił atak. Lecieli tak na siebie, a ja zaniemówiłam, musiałam coś zrobić! Oni się pozabijają!
- Stop! - dałam w ten rozkaz całą swoją wolę a oni zdezorientowani przystanęli w miejscu.
- Ale to smok! Trzeba go zabić! - Krzyknął Aiden!
- Pozwól zabić mi tego upadłego!
- Powiedziałam koniec! - Wkurzyłam się. - Aiden, nie zabijesz go, to mój smok, poznaj Espera. - Stanęłam przy chłopaku i się w niego w tuliłam. - Espero... To Aiden. My... Jesteśmy razem.
Miny ich obu były niepowtarzalne, stanęli jak wryci, ale pierwszy ocucił się upadły anioł, odwzajemniając uścisk i ciepły uśmiech.
Gorzej z Espero, był wyraźnie zdziwiony i oszołomiony, jednak po dłuższej chwili wyjaśnień, czy to Aiden na pewno nic mi nie zrobi, czy mu ufam i tak dalej, doszliśmy do porozumienia. Najwyższa pora poznać najdroższe mi osoby.
CZYTASZ
Jeźdźcy Smoków (trwa korekta)
Fantasy- Na tym świecie nie ma już miejsca dla aniołów. Powiadali. Kim w takim razie jesteśmy my? - Gdyby się dowiedzieli... - Zląkł się losu chłopiec. - Nie dowiedzą się. Nie mogą. Choćbyśmy mieli ukrywać tą tajemnice przez stulecia, nie dowiedzą się o n...