- Dlatego. - przerwał mi patrząc znacząco, bym się nie odzywała. Tak więc zamilkłam. - Umówmy się tak, ty będziesz uczyć się z Harrym, który pomoże ci podciągnąć oceny na dobre, a ja podrę dwa ostatnie sprawdziany i kartkówkę i dam ci szansę na poprawę.

Opatrzyłam przestraszona na Stylesa, ale tyn wyluzowany siedział opierając się o oparcie krzesła. Prawda, Harry był dobrym uczniem, oczywiście z matematyki, bo inne przedmioty olewał. Może i tak samo był z matematyką, ale jak widać jemu bardziej wchodziła w głowę i chcąc nie chcąc miał z niej piątkę, co kontrastowo wygląda przy reszcie dopuszczaków.

- Zgadzasz się Rachelle? Obojgu wam to wyjdzie na dobre, Harry ma bardzo złe sprawowanie, więc pomoc w nauce słabszym wpłynie na jego sprawowanie.

Słabszym.

Przecież ja nie byłam od niego słabsza. Oprócz matematyki rzecz jasna.

- Ja jestem za, jeśli chcesz znać moje zdanie. - Harry uśmiechną się do mnie ironicznie.

Moje życie to jedna wielka komplikacja. Ona i on nie szli razem w parze. Jednak gdyby chcieli, mogliby jakoś naprawić swoje stosunki i tolerować się nawzajem. Jednak kogo ja oszukiwałam? Chcąc nie chcąc musiałam wybrać któreś z nich.

*  *  *

< Następny dzień >

- Och. - wymknęło mi się widząc nieład na głowie matki. Gdyby był tutaj Harry powiedział by coś na ten temat, co na pewno by ją skrępowało. 
Już od początku dnia mnie męczysz Styles.

- Co? - spojrzała na mnie zdziwiona. 

- Nic, nic. - mruknęłam niemal od raz. Zajęłam się jedzeniem swoich płatków. Cholera, jaka skrępowana byłam, wiedząc co miało miejsce dzisiaj w nocy. Może gdybym żyła w niewiedzy byłoby mi lepiej?

- Myślałam, że zrobię ci śniadanie, ale wyprzedziłaś mnie. - odruchowo dała włosy za ucho otwierając karton mleka. Nie miałam pojęcia czy wiedziała, ale pozostałe sterczały jej do góry i wyglądały... jakby przeszło przez nie tornado? Tak to dobre określenie. - W ogóle która godzina? - mruknęła do siebie spoglądając na zegarek w salonie. - 12:00? - wytrzeszczyła oczy. No to nieźle się bawili, nie tam, żeby coś, ale oni nigdy nie śpią tak długo. W dodatku mój ojciec.

- No na to wygląda. - mruknęłam.

- Cholera, powinnam robić obiad już dawno.

Powinna.

- Dziecko drogie o 12:00 je płatki, poczekaj Rachelle zaraz ci coś zrobię. - lamentowała i pałętała się po kuchni.

- Nie trzeba, już się najadłam. Poza tym wspominałaś, że o 13:00 musisz jechać do przyjaciółki coś odebrać. - przypomniałam cicho, a kiedy zesztywniała wiedziałam, że zapomniała.

- Zapomniałam. - odłożyła z hukiem garnek i pobiegła do sypialni. Mimowolnie się uśmiechnęłam kręcąc delikatnie głową. Widzieć ją taką całkiem inną, oderwaną od rzeczywistości, bez perfekcji to fajne uczucie. 
Kiedy oglądałam przypadkowe wiadomości z kuchni, zauważyłam ojca na horyzoncie. Po nim nie było niczego widać, może oprócz odciśniętej poduszki na policzku. O ile to poduszka... poza tym był taki sam z wyglądu.

Ale heloł, wstał o 12:00, to naprawdę dziwne zjawisko. 

- Dzień dobry. - mruknęłam z powrotem patrząc na prezentera.

- Dobry.

Zesztywniałam.

Czy on mi odpowiedział? Mimowolnie wytrzeszczyłam oczy i skarciłam się w głowie na nagłą myśl : Powinni częściej obchodzić takie rocznice.

- Ja jadę do Abby, wrócę za pół godziny. - mama szybko zbiegła ze schodów i zniknęła za drzwiami frontowymi. Czułam się niezręcznie, kiedy za plecami szwendał się mój ojciec, zapewne robiąc kawę. Mój telefon zawibrował i pojawił się napis: Harry.
Cholera.

Od razu zakryłam wyświetlacz pod zaintrygowanym spojrzeniem ojca. Odrzuciłam połączenie wyciszając całkiem telefon. Przypomniałam sobie o czymś ważnym i naprawdę, teraz miałam cholernego stracha pytać o to ojca. Bałam się jak nie wiem co.

- Mam do ciebie sprawę. - odwróciłam się na stołku barowym natrafiając na jego plecy. Odwrócił się ze zmarszczką między brwiami. 

- Słucham. - moje serce zwolnił na jego lodowaty głos. Czyli wracamy do punktu wyjścia.

- Zapewne wiesz co stało się Stylesom. - zrobiłam pauzę zagryzając nerwowo wargę. Cholera, spiął się. 

- Jeśli ta sprawa ich dotyczy, to radzę ci nic nie mówić. - odwrócił się nagle.

- Harry potrzebuje pomocy, Angelina i Brad mieli córkę i spadło to na ręce Harrego. - podążałam za nim aż do jego gabinetu. - Jednak sąd nie chce przyznać mu opieki nad dzieckiem z wielu powodów. Proszę, czy...

- Myślisz, że mnie to obchodzi?

Przełknęłam ślinę.

- Tato proszę, dla ciebie jeden telefon nic nie znaczy, a on będzie miał siostrę. - byłam zdesperowana.

- Ty chyba sobie śnisz. - zaśmiał się psychopatycznie patrząc na mnie jak na wariata. 
Och, sama szłam na śmierć.

- Dlaczego? - moje oczy się zaszkliły. Szkoda mi był i Harrego i Lili.

- Bo go nienawidzę.
Spodziewałam się czegoś innego?
Może, tego, że nie powie tego w prost.

- W takim razie zrób to ze względu na tę dziewczynkę.

- Chyba wyraziłem się jasno. - jednym słowem spieprzyłam mu humor. 

- Al...

- Nie. - zbladłam. - Dociera?
Moje serce ledwo biło.
Nie miałam pojęcia kiedy nogi przejęły władzę i wyszłam z jego gabinetu.



Tremor (third book) H.S✅Where stories live. Discover now