》- 02

5.2K 376 22
                                    

Chrapnęłam i sama się obudziłam. Od razu podniosłam się do pozycji siedzącej, nie mogąc uwierzyć, że zrobiłam to ja. W dodatku tak głośno. 

Przetarłam swoje oczy i spojrzałam na łóżko Nadii. Nie było jej. 
Chwyciłam telefon i zobaczyłam, że mam jeszcze kilka minut zapasu, więc postanowiłam do niej zadzwonić. Co jak co, ale to na mnie się darła, że gdzieś wychodzę nic jej nie mówiąc. 
Za pierwszym razem nie odebrałam, ale za drugim warknęła od razu:

- Czego chcesz tak wcześnie?
Prawda, wstawałam o wiele szybciej od Nadii i tak było zawsze. Ale chyba nie powinna zachowywać się tak... dziwnie.

- Nie było cię na noc w akademiku. Martwiłam się. 

- To trzeba było zadzwonić wczoraj, a nie budzić nas teraz. - jęknęła. 

- Kto to kochanie? - usłyszałam zachrypnięty głos Marka. Nerwowo przełknęłam ślinę. 

- Nikt.

Och.

- Rachelle ja kończę, idź jeszcze spać. - się rozłączyła. Westchnęłam odkładając telefon na komodę. Jeszcze raz przetarłam oczy i przeczesałam palcami włosy. Teraz a pewno nie miałam szans zasnąć, więc zaczęłam przygotowywać się do szkoły... znaczy na zajęcia. 

Była wiosna, więc postanowiłam założyć jeansy, biały top i marynarkę. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale najpierw się ubierałam, a potem malowałam. Inne dziewczyny najpierw malowały twarz i robiły włosy, by później włożyć ubrania. Chyba pod każdym względem byłam inna.

Moje myśli cały czas krążyły w okół Nadii i Harego. Od ostatniego czasu zrobiła się jakaś dziwna. W sensie, kiedy coraz bardziej zaczęła spotykać się z Markiem. Spała u niego nawet spędzała tam dnie. Martwiłam się, że przez to może zawalić swoje studia, ale jak jej to nie przeszkadzało, to co ja mogłam? A co do Harrego to naprawdę potrzebowałam się z nim zobaczyć i oddać mu bransoletkę, którą niechcący w rękach już miał Eryc z zapytaniem : Czyja to? Wygląda na męską.

Idąc na zajęcia poczułam się dziwnie. Jakbym była sama z tym wszystkim. Odczuwałam brak Nadii i to bardzo mocno. Zabolał mnie fakt, że tak po prostu mnie zbyła.

- Hej. 

- Hej. - uśmiechnęłam się do Olgi, która wzięła mnie pod ramię i tak szłyśmy schodami do wnętrza. 

- Jak tam? Widzę, że nie w humorze.

- Nie, wydaje ci się. - zmarszczyłam brwi. - Po prostu źle spałam.

Cały dzień byłam nieobecna. Czekałam na jakiś sms od Nadii o byle czym, jednak żadnego się nie doczekałam. Na dodatek wpadłam na Louisa co było moim cholernym nieszczęściem. 

- Uważaj jak chodzisz. - burkną patrząc na mnie z góry. 
W jego oczach widziałam wyższość.

- To ty uważaj jak chodzisz, nie widzisz, że masz iść tędy. - wskazałam na ludzi podążających obok. Louis definitywnie szedł pod prąd.

- Bo mnie to obchodzi.

- To nie miej pretensji do mnie, że na ciebie wpadłam.

- Zrobiłaś się ostra Rachelle. - chwycił mnie rękami w talii. Od razu je strzepnęłam. - Lubię taki i muszę przyznać, że coraz bardziej lubię ciebie. W Denver wydawałaś się cicha.

- Odsuń się, chcę przejść. - odwróciłam wzrok od jego palących tęczówek. Nie czułam nic. Strachu, ani nienawiści. Zapisałam się na terapię i już od dłuższego czasu na nią uczęszczam. Mogłam powiedzieć, że skutki były bardzo dobre. 

- Ależ proszę. - uśmiechnął się sztucznie przesuwając się w bok. 

- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a wezwę policję. 

- Tak jak twoja przyjaciółeczka? - zaśmiał się. - Nie żartuj i nie rób się taka jak ona.

Po prostu sobie poszedł. Westchnęłam odwracając się na pięcie podążając do akademika. Byłam z siebie... dumna. 

Tak to dobre określenie.

Byłam dumna, bo nie miałam wewnętrznego ataku paniki na jego widok. Mogłam teraz sobie radzić ze strachem, jak i ze wspomnieniami. Z Lucy, moją terapeutką nie miałam żadnych tajemnic, oprócz zachowania rodziców rzecz jasna. Wiedziała o wszystkim, bo po prostu jej to mówiłam. Nadii zwierzałam się tylko w Denver. Tam byłyśmy przyjaciółkami. Tutaj jakoś tak wyszło, że odsunęłyśmy się od siebie. Przestałyśmy rozmawiać i czułam ten mur który rósł między nami. 

Wchodząc do pokoju zauważyłam nie kogo innego jak Nadię. Aż głowa rozbolała mnie z rozmyśleń o jej osobie. 

- W końcu postanowiłaś się zjawić. - westchnęłam odkładając torbę na łóżko. - Byłaś na zajęciach? 

Spojrzała na mnie znad laptopa. 

- Nie. 

- I czujesz się z tym dobrze, że cały czas opuszczasz wykłady?

- Rachelle ja nie jestem tobą, okej? Potrafię uczyć się też sama.
Auć. 
Przecież ja tylko chciałam ją uświadomić, że robi źle. 

- Po prostu się o ciebie martwię.

- Niepotrzebnie. Radzę sobie świetnie. 

Okej. Zasznurowałam usta wyciągając wygodne ubrania z szafy. Postanowiłam przygotować sobie najpierw wszystkie materiały do nauki na biurku, a następnie iść się wykąpać. Jednak zatrzymałam się w połowie drogi widząc pakującą się Nadię. 

- Co ty robisz? - mruknęłam obawiając się najgorszego. 

- Potrzebuję trochę ubrań w mieszkaniu Marka, dzisiaj też nie będzie mnie na noc jakbyś chciała wiedzieć. - powiedziała od niechcenia. 

Skinęłam jedynie głową, bo co innego miałam pzrobić?

Z wielką gulą w gardle wyszłam z pokoju. Z dnia na dzień traciłam bardziej przyjaciółkę i to przez jej chłopaka.

Tremor (third book) H.S✅Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ