》- 25

4.7K 339 22
                                    

< Jakiś czas później>

- Harry przestań. - zaprzestaję krojenia pomidora, by spojrzeć na niego przelotnie. Jednak nie zraża się tym, dalej obdarza moją szyję soczystymi pocałunkami. Z naciskiem na soczystymi, bo nie wiedziałam czy w tamtym momencie miał ślinotok i tak po prostu chciało pozbyć się śliny akurat na mnie.

- Nie. - wepchał nos w mojego kucyka na głowie i naprawdę zastanawiałam się czy on był normalny.

- Zachowujesz się jak zwierze.

Brakowało mi tylko by zaczął gryźć moje ręce.

- Nie mam nic przeciwko byś ty się tak zachowywała w stosunku do mnie.

Westchnęłam przewracając oczami. Skończyłam robić sałatkę i zabrałam się jeszcze za układanie talerzy.

- Harry pomóż mi. - warknęłam, kiedy przyłapałam go na zaglądaniu do lodówki. Drań tylko czekał aż usunę się z kuchni. - Lili może w każdej chwili wstać.

- To poczeka, Jezu rob...

- Masz tu przyjść.

Zamkną lodówkę i jak marudne dziecko układał ze mną naczynia. 

- Jeszcze te kolorowe serwetki. - podałam mu wymienioną rzecz, na co zaczął grymasić. 

- To nie jest ślub Rachelle, kończy tylko dwa lata.

Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem na co podniósł ręce w geście obronnym i porozkładał wszystko tak jak chciałam mamrocząc coś o 'Władczej Kobiecie'. Chodziło o mnie? Zbytnio go nie słuchałam.

- Mam nadzieję, że kupiłeś dla niej prezent. - oparłam się o futrynę zlizując masę z trzepaczki. Spojrzał najpierw na mój język, a potem na oczy. - Harry. - miałam ochotę go zabić. - Nie kupiłeś jej nic?

- Żartuję. - zarechotał na co westchnęłam z ulgą. Podszedł do mnie. - Dlaczego wszytko bierzesz na poważnie.

- Bo te urodziny mają być idealne. - przynajmniej nich będą dla niej. Moje co roku były okropne, ciągłe zakazy i nakazy. Nic nie mogłam powiedzieć dlatego teraz postanowiłam, że Lili będzie miała najwspanialsze urodziny. Jeśli los pozwoli chciałabym by były takie co roku. Dzisiaj mała będzie rządziła. Mamy już bilety do cyrku, lunaparku i  Fantazji. 

- Dziękuję, że się tak starasz. - oplótł mnie ramionami. Przytknęłam trzepaczkę do jego ust. Wiedziałam, że chciał skosztować masy. Lizał ją jak opętany. Wyglądało to dziwnie i aż zachichotałam cicho.

Nagle usłyszeliśmy kroki. Lili jeszcze zaspana schodziła ze schodów trzymając w rączce misia. Szturchnęłam Harrego by przestał lizać trzepaczkę i robił to co powinien.

- Dzień dobry. - powiedziałam jak gdyby nigdy nic. Rozglądała się zaskoczona w okół zapewne zastanawiając skąd się wzięły te wszystkie balony, kucyki i inne różowe rzeczy. Zaśmiałam się w duchu na słowa Harrego 'Mój dom wygląda jak chiński burdel, brawo Rachelle'.

- Dobly. - szepnęła cichutko. Nadal wpatrzona w ozdoby.

- A kto dzisiaj kończy dwa latka? - zagruchałam i wzięłam ją na ręce.

- Ja? - rozpromieniła się.

- Tak skarbie. - scałowałam każdy centymetr jej twarzy życząc jej wszystkiego co najlepsze.

- Cyli ze będą plezenty? 

- Jasne. - w tym momencie zeskoczyła mi z rąk i pobiegła do jedzącego coś Harrego. - Co mi kupiłeś? - założyła ręce na klatce piersiowej. Cały brudny na twarzy odwrócił się do niej.

- Nie interesuj się. Najpierw tort.

Już chwilę później Lili zdmuchiwała niebywale ogromne świeczki, ja śpiewałam sto lat, a Harry patrzył się wszystkiemu z politowaniem, mamrocząc, że zaraz mu uszy pękną. 

- Nie umiesz śpiewać. - mruknął kiedy jedliśmy tort.

Spojrzałam na niego.

- Każdy może śpiewać, nauczycielka zawsze mi to powtarzała.

- Ale nie każdy potrafi.

Zamilkłam odwracając od niego głowę.

- No nie obrażaj się. - masował moje kolano. Odepchnęłam jego doń. - Skarbie przecież żartowałem.

- Nieśmieszne. - mruknęłam beznamiętnie. - Za dużo sobie pozwalałeś przez ostatnie dni i chyba najlepiej będzie jak na chwilę odpoczniemy od siebie.

Jego mina była bezcenna.

- Ale... co - zaciął patrząc na mnie jak na kosmitę. - Ty nie możesz.

- Mogę, zaraz pakuję rzeczy i wyprowadzam się do nowego hotelu mojego ojca.

Mogłam usłyszeć jak na głos przełyka ślinę. Odsunął od siebie talerzyk z tortem. Oho, nie jego go, a tak na niego czekał. Czyżby stracił apetyt?

- Żartowałam. - zachichotałam uderzając go lekko w ramię. Wyglądał jakby dostał w twarz. Wypuścił ze świstem powietrze opadając na oparcie krzesła.

- Ale mnie wystraszyłaś. - westchnął przeczesując swoje włosy.

- O co? Łyso ci patafiańcu? - parsknęłam. Spojrzał na mnie... niegrzecznie.

- Wiesz, ja mam włosy tu i tam. Nie to co niektórzy.

W gardle uformowała się mi gula.

- Ty chyba nie mówisz o czym myślę. - zaśmiałam się nerwowo.

- Tak Rachelle, wiem, że jesteś wygolona.

Nabrałam powietrza przez zęby.

Skąd?!

Jak?!

Gdzie?!

Dzień miną nam bardzo szybko i wspaniale. Przynajmniej mi i Lili, bo Harry narzekał na każdym roku, że bolą go nogi. Było w pół do osiemnastej, kiedy wróciliśmy do apartamentu padnięci. Od razu przebrałam Lili, która poszła spać. Harry leżał z głową utkwioną w kanapie, więc od razu poszłam do łazienki. Szybko się wykąpałam i przeszłam do kuchni. 
Harrego już nie było.
Postanowiłam zjeść sobie jeszcze tortu z wcześniej, ale kiedy tylko otworzyłam lodówkę poczułam obecność za sobą, a później uścisk na piersiach.


Tremor (third book) H.S✅Where stories live. Discover now